[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrobił.
- Dobrze pan zakłada, daleki i odcieleśniony głosie. Słuchaj pan, trzeba zmienić plany. Opracowując pomysł
naszej misji sądziłem, że w tym ponurym świecie znajdę coś,
co choć trochę przypomina cywilizację. %7łe będziemy mogli wędrować od koncertu do koncertu, a jednocześnie
węszyć. Pomyliłem się.
- Przykro mi, że nie otrzymaliście kompletu danych w swoim czasie. Wiesz już jednak, że mamy całkowity
zakaz przekazywania informacji o tej planecie.
- Teraz wiem - ale to się nie uda. Z równym powodzeniem mogliśmy przylecieć tutaj w przebraniu oddziału
komandosów. Na razie każda zgraja, jaką napotykamy, próbuje nas zgnoić. To wszystko wina tego mendy
admirała Benbowa. Okłamał mnie co do warunków, jakie tu panują. Prawda?
- Jako oficer czynnej służby nie mogę kwestionować sposobu działania przełożonych. Ale mogę przyznać, że
ktokolwiek prowadził odprawę, potraktował prawdę dość skrótowo.
- Czy wie pan również, że dość skrótowo potraktował moje życie? %7łe za dziewiętnaście dni przekręcę się od
samoczynnie działającej trucizny?
- Dowiedziałem się z żalem, że tak się przedstawia sytuacja. A poza tym: osiemnaście. Wygląda na to, że
zgubiłeś jeden dzień.
- Osiemnaście? Piękne dzięki. A więc to, co mam do powiedzenia, jest tym bardziej naglące. Potrzebuję
pomocy, jakiegoś środka transportu.
- Zakazany jest wszelki kontakt z planetÄ….
- Właśnie zmieniłem reguły. Sam pan mówił, że stoi na czele komitetu, który ma dokonać na planecie
poważnych udoskonaleń? Pierwszą zmianą będzie przysłanie nam jednej z kapsuł statku. Dzięki niej mogę
zdążyć do różnych band kudłaczy na kozłowcach, zanim wybije moja ostatnia godzina.
- Nie mogÄ™. ZÅ‚amiÄ™ rozkazy, a to oznacza koniec mojej kariery.
- No więc?
Cisza pod moim sufitem ciągnęła się niemiłosiernie. Czekałem. W końcu rozległo się coś, co mogło być tylko
westchnieniem.
- Mam nadzieję, że w dzisiejszych czasach nie brak zajęcia dla uzdolnionych cywilów. Kapsuła wyląduje po
zmroku. Jeśli nikt na dole tego nie zauważy, będę miał szansę na odroczenie terminu zmiany posady.
- Porządny z pana gość, Tremearne. Serdeczne dzięki.
Zanuciwszy dwa lub trzy takty  Szwedzkiego potwora", wróciłem do moich towarzyszy, aby podzielić się z nimi
najświeższą wiadomością.
- Jim, jesteś genialny! - zawołała Madonetka, po czym objęła mnie i pocałowała. - Stanowczo wolę latanie od
chodzenia.
Floyd pokiwał radośnie głową i wyciągnął ręce.
- Precz! - krzyknąłem. - Dziewczęta to w porządku, ale nie całuję brodatych facetów. Musimy zaraz się oddalić
od tych religijnych świrów, bo mogą wpaść na myśl, aby tu za chwilę wrócić. Czuję, że mamy przed sobą bardzo
pracowitÄ… noc.
ROZDZIAA 11
- Obudz się, Jim, już prawie ciemno.
Delikatna ręka Madonetki była ze wszech miar pożądana, gdyż wyciągnęła mnie z naprawdę strasznego
koszmaru. Macki, wytrzeszczone ślepia, brr! Najwyrazniej osiemnastodniowy termin ostateczny wdzierał się do
mojej podświadomości. Wyprostowałem się, ziewnąłem i przeciągnąłem. Z wielką niechęcią słońce schowało
się wreszcie za horyzont, pozostawiając za sobą ustępującą powoli smugę światła. Zaczynały się pokazywać
gwiazdy, tworząc mało ciekawe konstelacje - a przy tym rzadko rozsiane. Ta więzienna planeta tkwi pewnie
daleko na peryferiach galaktyki.
Nagle coś przesłoniło widok gwiazd w zenicie i na ziemię powoli spłynął ciemny kształt, bezszelestnie
napędzany modułem antygrawitacyjnym. Kiedy podeszliśmy bliżej, otworzył się właz - i zapłonęły światła w
kabinie.
- Zgaś je, bałwanie! -krzyknąłem. -Chcesz mi zniszczyć zdolność widzenia w ciemności? - Pilot obrócił się na
fotelu i uśmiechnąłem się nieszczerze na jego widok. -Przepraszam, kapitanie, za tego imbecyla; to tylko taka
figura retoryczna.
- To wyłącznie moja wina - odparł i puknął się w jedną ze swych elektronicznych gałek ocznych. - Stale o tym
zapominam. Przyprowadziłem tę maszynę, bo mam najlepszą zdolność widzenia w ciemności z całej Armady.
Zgasił światło i po omacku weszliśmy na pokład. Tylko słabe czerwone światło dyżurne rozjaśniało drogę.
Usadowiłem się w fotelu drugiego pilota i zapiąłem pas.
- Masz jakiś plan? - spytał.
- Prosty. Zna pan pozycję wszystkich stad kozłowiec, prawda?
- Zaobserwowane i odnotowane w pamięci kapsuły.
- Wspaniale. Niech komputer wykona pomiary topologiczne celem wytyczenia kursu pozwalajÄ…cego nam od-
wiedzić wszystkie stada w możliwie najkrótszym czasie. Lecimy do pierwszego, znajdujemy pasterza
spacerującego poza zasięgiem wzroku innych - i odbywamy rozmowę. Pokazujemy mu zdjęcie i przekonujemy
się, czy widział artefakt. Jeśli nie - skaczemy do następnej zgrai.
- Wygląda prosto i praktycznie. Pasy zapięte? Dobrze, a więc do pierwszego stada!
Wbiło nas w oparcia i ruszyliśmy w drogę. Wysoko i szybko po wytyczonym kursie. Następnie powoli, szybując
nisko nad ziemią, a Tremearne przewiercał wzrokiem ciemność.
- Widzę kogoś - oznajmił. - Na drugim końcu stada -całkiem sam. Pilnuje zwierząt albo nie pozwala im się
rozbiec. Mam propozycję. Zajdę go od tyłu i obezwładnię. Wtedy z nim pogadasz.
- Podchody w ciemnościach? Obezwładnianie zbrojnego i czujnego strażnika? To robota dla komandosa.
- A jak twoim zdaniem zdobyłem te elektroniczne cacka w oczach? Przyjemnie będzie znowu trochę po-
pracować. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl