[ Pobierz całość w formacie PDF ]

koszulach, spodniach i narciarskich goglach zasłaniających twarz. Jeden z nich trzymał
metalowy przedmiot. Ayżka do opon, skojarzył Trask. Tym musiał rozwalić mi szybę.
Miał ułamek sekundy, żeby uświadomić sobie jeszcze, jaką abstrakcją są narciarskie
gogle na pustyni.
- Niech pani ucieka, Alekso. Szybko!
Zobaczył, jak Aleksa otwiera usta, prawdopodobnie po to, żeby wezwać pomocy.
Mężczyzna w czerwonych goglach chwycił ją od tyłu i dusząc ramieniem, zaczął ciągnąć do
tyłu. Drugi napastnik, dla odmiany w niebieskich goglach, ruszył prosto na niego z wysoko
uniesioną łyżką do opon.
- Masz szczęście - burknął  niebieski . - Dzisiaj tylko dostaniesz ostrzeżenie i
wiadomość, żebyś miał nad czym myśleć. - Zamachnął się łyżką i chciał uderzyć swą ofiarę
po żebrach.
Traskowi przydały się w tej chwili lata, które przepracował na budowach, żeby
sfinansować swoje studiu i pomóc Nathanowi. W takich miejscach czasem trzeba było twardo
się postawić, toteż miał za sobą niejedną bójkę i wielu z jego przeciwników gorzko
pożałowało swoich zapędów.
Odskoczył do tylu. Rozległ się świst. Ayżka do opon minęła o centymetry jego żebra.
- Posłuchaj - odezwał się znów  niebieski , zbliżając się do niego kołyszącym
krokiem. - Nie jesteÅ› mile widziany w Avalon. Kapujesz?
- Kto ci kazał to powtórzyć? - Trask cofnął się do wąskiego przesmyku między
dżipem i BMW. - Guthrie?
- Wystarczy, jeżeli będziesz wiedział, że masz wrócić do Seattle - odparł  niebieski ,
wciąż postępując naprzód. Był już między samochodami.
Znów zamachnął się łyżką i raptownie ją opuścił.
Trask nie czekał na skutki. W okamgnieniu znalazł się na masce dżipa. Tym razem
łyżka świsnęła mu koło uda.
Usłyszał głośny, metaliczny łoskot, niewątpliwy skutek zderzenia łyżki z błotnikiem
samochodu. Potężna siła została wyhamowana przez nieruchomą przeszkodę.
84
 Niebieski jęknął i się zachwiał. Trask wykorzystał sytuację i skoczył prosto na
niego. Obaj wylądowali na betonie, ale  niebieski znalazł się na spodzie, więc przyjął na
siebie impet uderzenia. Po drodze zawadził jeszcze głową o błotnik dżipa.
Nie chciałbym być na jego miejscu, pomyślał Trask i podczas gdy  niebieski leżał
nieruchomo, chwycił łyżkę do opon.
- Sig? -  Czerwony wydawał się bardzo zaniepokojony. - Sig, co z tobą, do cholery?!
Kończ to, człowieku, bo ja stąd spadam. Ta suka za bardzo mnie męczy.
Trask wstał i wyszedł z ciemnego przejścia między samochodami.
- Twój przyjaciel postanowił się zdrzemnąć. - Nie spojrzał na twarz Aleksy. Szedł
prosto na  czerwonego , przygotowując łyżkę do uderzenia. - Puść ją.
- Sig? -  Czerwony mocniej zacisnÄ…Å‚ ramiÄ™ na szyi Aleksy. - Sig? Gdzie jesteÅ›?
Musimy spływać.
- Puść ją - cicho powtórzył Trask.
- Nie podchodz. - Mężczyzna wydawał się nieprzytomny ze strachu. - Nie podchodz,
słyszysz? Bo inaczej zrobię jej krzywdę. Przysięgam, że zrobię.
Trask stanął. Zwrócił się do napastnika cichym, stanowczym głosem:
- Puść ją i wynoś się stąd, póki możesz. Słyszę, że ludzie wychodzą z restauracji.
Zaraz zobaczÄ…, co siÄ™ dzieje.
- Mieliśmy cię tylko ostrzec, człowieku - tłumaczył się piskliwie  czerwony . - To
wszystko.
- Powiedz Guthriemu, żeby następnym razem sam się pofatygował, gdy będzie chciał
mnie ostrzec.
W drugim końcu parkingu zabłysły reflektory.  Czerwony szybko obrócił głowę w
tamtÄ… stronÄ™.
Trask zobaczył uniesione kolano Aleksy. Po chwili wysoki obcas jej sandałka z całej
siły uderzył w goleń  czerwonego .
Mężczyzna krzyknął i odskoczył w bok. Ciężko uderzył o kratę chłodnicy
zaparkowanego tam samochodu. Ponieważ jednak przez cały czas trzymał Aleksę, która
również poleciała do tyłu, ostatecznie stracił równowagę.
Trask rzucił łyżkę na ziemię i skoczył ku walczącej parze.
85
 Czerwony miał już dość. Pchnął kobietę na Traska i puścił się biegiem wzdłuż rzędu
stojących samochodów. Drugi mężczyzna, Sig, z wysiłkiem wsiał i chwiejnie ruszył śladem
swego kompana.
Trask chwycił Aleksę.
- Nic pani nie jest?
- Nic. - Była przestraszona, lecz opanowana. - A panu?
Usłyszał trzask dwóch par samochodowych drzwi. Błysnęły reflektory. Dostrzegł
jeszcze odrapany pikap, który gwałtownie ruszył i zarzucając w poślizgu na zakręcie, opuścił
parking.
- Mnie? - spytał. - Nic a nic. W najgorszym razie jestem bliski histerii.
Wydała odgłos, który mógł być zarówno śmiechem, jak szlochem, i mocno się do
niego przytuliła.
- O, Boże, Trask. O, Boże. Ten facet z łomem...
- Już w porządku. - Niezgrabnie pogłaskał ją po plecach, próbując znalezć jakieś
krzepiące słowa. - Im chodziło o mnie. Pani znalazła się w niewłaściwym miejscu w
niewłaściwej chwili.
- Jeśli chciał mnie pan pocieszyć, to się panu nie udało.
Wielki biały lincoln ruszył z końca parkingu i szybko się do nich zbliżył. Zatrzymał
się tuż obok, a jego kierowca opuścił szybę.
Trask spojrzał na nalaną twarz mężczyzny. %7łółte światło latarń padało mu na łysinę i
nadawało skórze chorobliwy odcień.
- Dobry wieczór, Guthrie - powiedział cicho Trask. Poczuł, jak Aleksa tężeje. - Pana
zbiry odjechały tamtędy. Ale radzę nająć bardziej utalentowanych, oczywiście jeżeli jeszcze
pana na to stać.
- Nie wiem, o czym mówisz, Trask. - Ochrypły, bełkotliwy głos zdradzał, że
mężczyzna stanowczo za dużo wypił. - Nic tu nie widziałem.
- Słyszałem, że nadmiar alkoholu szkodzi na wzrok.
Guthrie wpadł we wściekłość.
- Wiedziałem, że wrócisz i będziesz mącił, sukinsynu! Ale ze mną lepiej nie zaczynaj.
Rozumiesz? Nikt rozsÄ…dny nie zaczyna z Deanem Guthriem.
- On jest pijany - szepnęła Aleksa. - Chodzmy stąd.
Trask zlekceważył jej życzenie.
86
- Musisz coś zrozumieć, Guthrie. To jest sprawa między nami. Dziś wieczorem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl