[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nami.
Brenna nabrała głęboko powietrza i zwróciła się do
swego towarzysza:
- Przyjechałam dziś tylko po to , żeby porozmawiać
z profesorem o wiadomej sprawie.
Na twarzy Damona oprócz niezadowolenia zauważyła
także cień niepokoju.
- To bez sensu! - wybuchnął. - Nie możesz tego
zrobić! Chcesz sobie zaszkodzić?
- Nie. Pragnę tylko uzmysłowić profesorowi, jaką
zrobił mi krzywdę. Nie obawiaj się, nie poproszę cię
o poparcie. Sama załatwię całą sprawę. Dyskretnie
i kulturalnie. - Uśmiechnęła się do niego.
- Humphrey nadal może ci bruzdzić - obstawał
przy swoim Damon.
- Spoza uczelni? Będąc na emeryturze?
- Przecież nie wyrzeknie się spotkań z kolegami.
Tu i tam powie słowo i zantagonizuje ludzi przeciw
tobie - argumentował.
- Trudno. Zaryzykuję. Musi się dowiedzieć, co
myślę o takiej nieuczciwości.
- Ile razy mam ci powtarzać, abyś dała spokój
całej tej historii? Twoja kariera tylko na tym zyska.
- Naprawdę jesteś przekonany, że profesor zechce
mnie zniszczyć?
- Jeśli zaraz nie przestaniesz mówić o tej idiotycznej
sprawie, to dopilnuję osobiście...
- Damonie, co masz na myśli? - Brenna popatrzyła
zdumiona na swego rozmówcę.
- Pamiętaj, zostanę twoim szefem.
- Wiem. Ale co to ma wspólnego z...
- Będę w stanie zrekompensować ci wyrządzoną
krzywdÄ™.
- Zrekompensować? -jak echo powtórzyła Brenna.
- Dyrektor instytutu ma duży wpływ na wiele
spraw dotyczących pracowników college'u, takich jak
awanse, stanowiska, a nawet publikacje. Przekonasz
się, że milczenie się opłaci.
- Zamierzasz mnie przekupić? - z niedowierzaniem
spytała Brenna.
- Narażasz swą przyszłość na szwank. Za bardzo
zależy mi na tobie, żebym na to przystał. Jeśli
zachowasz siÄ™ dziÅ› rozsÄ…dnie, pomogÄ™ ci.
- Och, Damonie. Ty naprawdÄ™ nic nie rozumiesz.
- Brenna potrząsnęła głową ze smutkiem. Ryder od
razu wiedział, o co jej chodzi. W lot pojął całą sprawę
i zaaprobował zamiary. Dlaczego Damon jest aż tak
ślepy i niczego nie rozumie? Powiedziała głośno:
- Odbędę rozmowę z profesorem i od tego zamiaru
mnie nie odwiedziesz. Jestem ciekawa, ile jeszcze innych
prac zdążył opublikować pod własnym nazwiskiem.
Damon otworzył usta, by zaprotestować, ale w tej
właśnie chwili oboje usłyszeli znajomy, głęboki i ciepło
brzmiący męski głos:
- Tutaj pan jest! - zwrócił się do Damona Paul
Humphrey. - Powinienem od razu wiedzieć, że znajdę
pana w towarzystwie naszej uroczej panny Llewellyn!
Dobry wieczór, Brenno. - Skłonił głowę. - To bardzo
miło z twojej strony, że przyjechałaś na moje pożegnanie.
O ile dobrze pamiętam, spędzasz właśnie urlop
nad jeziorem Tahoe.
Elegancki starszy pan. Człowiek ogólnie ceniony
i poważany. Autorytet naukowy. Brenna nie mogła
pojąć, jak taki człowiek może jeszcze patrzeć jej
prosto w oczy i prawić miłe słówka.
- Dzisiejszej uroczystości nigdy bym nie opuściła,
panie profesorze - odrzekła spokojnie. Takiej okazji
nie mogła zaprzepaścić. Teraz albo nigdy, postanowiła.
Rozmowa będzie musiała odbyć się w obecności
Damona. Trudno. Jeśli zechce, to odejdzie i zostawi
ją z profesorem. - Jest pewna sprawa, o której chcę
z panem porozmawiać.
- Nie musisz się spieszyć. Przecież nie znikam na
zawsze. - Starszy pan uśmiechnął się czarująco.
- Będziesz mnie widywała, moja kochana. Zamierzam
nadal uczestniczyć w życiu naszego college'u. Otrzymam
nawet własny gabinet w gmachu biblioteki. To ,
jak sÄ…dzÄ™, przywilej weterana. Na razie jednak
wybieram się na urlop. Jedziemy z żoną do Grecji.
Obiecywałem jej to od dawna i wreszcie dotrzymam
słowa.
- Muszę dziś z panem porozmawiać - powtórzyła
z naciskiem Brenna.
- Ależ proszę, moja droga! Mógłbym się założyć,
że wiem, o czym będzie mowa. - Profesor mrugnął
porozumiewawczo.
Zauważyła rozpaczliwe spojrzenie Damona. Błagał
ją o milczenie. Nic z tego, pomyślała. Zaczynam
mówić. I w tym momencie nagle odniosła wrażenie,
że jest obserwowana. Odwróciła wzrok od swych
rozmówców i zaczęła rozglądać się wokoło. Przy
wejściu na salę ujrzała znajomą sylwetkę Rydera.
Na litość boską, co on tutaj robi? Odpowiedz na to
pytanie narzucała się sama. Nie dowierzał, że wróci
nad jezioro Tahoe! Uważał, że nie dotrzyma danego
mu słowa. Ta myśl wstrząsnęła Brenna.
Ich spojrzenia się skrzyżowały. Ryder skinął lekko
głową kelnerce, która wręczyła mu kieliszek sherry
i nie odrywając wzroku od Brenny ruszył w jej stronę.
Miał na sobie płową kurtkę sportową o ekstrawaganckim
kroju, ciemnobrÄ…zowe dopasowane spodnie,
brÄ…zowÄ… jedwabnÄ… koszulÄ™, a do niej krawat w ciapki
złote i brązowe. Specjalnie wyszykował się na tę okazję,
pomyślała Brenna. Z wyglądu niczym jednak nie
przypominał pozostałych gości, ubranych w zwyczajowe
tweedowe marynarki lub ciemne spokojne garnitury.
Brenna nie mogła oderwać oczu od Rydera. Po
chwili znalazł się tuż przy niej i bez słowa stanął za
plecami.
- SÅ‚uchaj, moja droga... - zaczÄ…Å‚ Paul Humphrey.
- Brenno! - upomniał ją Damon.
Całą. siłą woli Brenna zmobilizowała się i zwróciła
do profesora:
- Interesuje mnie pański artykuł o etycznych
aspektach informatyki.
- Wcale mnie to nie dziwi. - Starszy pan pokiwał
ze zrozumieniem głową- Sądzę, że część tego, co
napisałem, przyda się w twojej pracy. Jeśli mnie
pamięć nie myli, zajmujesz się podobnymi zagadnieniami.
- Brenna o mało nie zadławiła się łykiem
alkoholu, który miała właśnie w ustach.
- Posłuchaj... - zaczął Damon.
Brenna przestała na niego zważać. Nie była nic
winna Damonowi, ani do niczego zobowiÄ…zana.
Odczuła nagłą ulgę. Zapragnęła być wolna, naprawdę
wolna, by wrócić do Rydera. Jeszcze nigdy w życiu
nie było jej tak lekko jak teraz.
- Jeżeli jednak, moja droga, interesują cię jakieś
szczegóły - ciągnął profesor Humphrey - będzie
lepiej, jeśli od razu zwrócisz się do pana Fieldinga.
Brenna podniosła wzrok. Ryder nadal stał tuż przy
niej. Jego obecność dodawała sił. Słuchała teraz
uważnie dalszych słów profesora.
- Przed napisaniem tego artykułu odbyłem kilka
interesujących rozmów z panem Fieldingiem. Przekazał
mi niezwykle cenne i wnikliwe uwagi. Było ich tak
wiele, że, prawdę powiedziawszy, powinien być formalnym
współautorem tej pracy. Dopilnuję, aby jego
nazwisko znalazło się obok mojego. Nie , niech pan nie
protestuje... - Profesor zwrócił się do Damona Fieldinga.
- Bez zachęty z pana strony i pańskiej pomocy nigdy
bym nie napisał tego artykułu. To nasze wspólne dzieło.
Niektóre z pańskich spostrzeżeń były wręcz znakomite!
Szeroko otwartymi oczyma Brenna popatrzyła na
Damona.
- A więc to ty wniosłeś w napisanie tego artykułu
znaczący wkład? - spytała ironicznie. - Możesz mi
powiedzieć, jaki? Czy partie materiału o etyce humanistycznej
i logice dwudziestego wieku to twoja własna
praca?
Zanim zmieszany Damon zdążył otworzyć usta,
odezwał się profesor:
-Tak. Te fragmenty zawdzięczam panu Fieldingowi.
Poczynił także ciekawe spostrzeżenia na temat arystotelesowego
myślenia.
Brenna tak mocno zacisnęła palce na kieliszku, aż
pobielały jej kostki. Wszystko, co wymienił profesor,
było jej własnym dziełem!
- A komentarze na temat Kanta? - ciągnęła
bezlitośnie.
- Brenno - wyjąkał Damon - zrozum, że ja...
- Zostawiam was teraz samych. Spokojnie sobie
pogadacie - przerwał mu profesor. - Przepraszam
was, moi drodzy, ale mam tu dziÅ› oficjalne obowiÄ…zki
do wypełnienia. Muszę uzmysłowić wszystkim, jak
bardzo będzie im brak mojej osoby. - Roześmiał się,
ojcowskim gestem dotknÄ…Å‚ ramienia Fieldinga, a odchodzÄ…c
rzucił zaciekawione spojrzenie w stronę
Rydera.
- Jak mogłeś tak postąpić? - Brenna zwróciła się
do Damona. - Ukradłeś mi pracę, zabrałeś notatki.
A ja , naiwna, opowiadałam ci ciągle, co zamierzam
napisać! Najciekawsze fragmenty sprzedałeś profesorowi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl