[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Klepnął go w ramię i ruszył szybkim krokiem w
głąb korytarza.
Dareczek powoli wszedł do pokoju, w którym już
wszyscy wstali z krzeseł.
- Co to miało być nadkomisarzu! - huknął
podinspektor. - Najpierw straszenie i szantażowanie
zatrzymanego, a potem nieuzasadnione obietnice?!
Oczekuję w Warszawie na pisemne wytłumaczenie, a
następnie porozmawiamy o konsekwencjach
dyscyplinarnych!
- Przepraszam, panie inspektorze, zagubiłem się w
pewnym momencie. To bardzo delikatna sprawa -
wyjaśnił potulnie Wieczorek.
- Jedyne, co was broni, to przyznanie siÄ™
podejrzanego do winy. Ale czy zdaje pan sobie sprawÄ™,
że sąd może nie uznać zeznań złożonych w takich
warunkach?!
- Rozumiem swój błąd. Ale komisarz Szuchciński
może to jeszcze naprawić i być może wszystko skończy
siÄ™ dobrze.
319
Stary numer. Po przesłuchaniu wchodzi dobry
gliniarz i spokojnie próbuje wyciągnąć osobno
nagrywane powtórzenie wszystkiego od początku.
Zgodnie z wszystkimi przepisami, ale na gorÄ…co. Aby
podejrzany nie ostygł.
- Może kolega będzie mądrzejszy - mruknął Rukat.
Odwrócił się do pozostałych i spojrzał na zegarek. - Za
czterdzieści minut proszę wszystkich na naradę.
Policjanci wzięli swoje teczki i powoli opuścili salę.
Rukat poczekał, aż odpowiednio daleko odejdą.
- Gratulacje - mruknÄ…Å‚ cicho do Dareczka. - Mamy
tylko kilka godzin na zaplanowanie akcji. Trudne. Ta
płotka to mięczak. Ale handlarze na pewno nie dadzą się
tak łatwo zdmuchnąć. Jeśli zgarniemy tych z parkingu od
razu, możemy ugrzęznąć w przesłuchaniach tygodniami,
a w tym czasie reszta siÄ™ zwinie i zostaniemy z niczym.
Trzeba wszystko obstawić i dojechać z nimi do mety.
- Tam by też się przydało najpierw przyczaić i
założyć obserwację.
- Przydałoby się. Ale nie damy rady. Do tego
potrzebny jest ten chłopiec. I cholernie trudno będzie
uzyskać zgodę od rodziców, by dzieciak wziął udział w
akcji.
- A co będzie, jeśli podrzucą go do kolejnego
pośrednika?
- Trochę za grubymi nićmi szyte. - Skrzywił się
podinspektor. - Ale trudno, wolę zaryzykować opóznienie
akcji niż bezpieczeństwo chłopca.
320
Dareczek kiwnął głową.
- Dzwonię do Warszawy po szefa. Przyleci osobiście
do rodziców. Trzeba z nimi pogadać w galowym
mundurze dowódcy. Są wdzięczni, zgodzą się.
- A jak nie?
- To leżymy.
- Co ze sztafetą na wieczór?
- Zaraz zaczynamy dyskretnie obstawiać w
cywilnych wozach wschód, zachód i południe w
promieniu trzydziestu kilometrów. Na szczęście z głowy
mamy północ. Morze. I będziemy ich prowadzić
przejęciami , a jeśli nie starczy tych trzydziestu
kilometrów, to bezpośrednio. Większość chłopców już tu
jest. Reszta będzie w dwie godziny na miejscu akcji. Są
dobrzy. O to siÄ™ najmniej martwiÄ™.
- Mógłbym towarzyszyć szefowi przy rodzicach.
Pogadam z dzieciakiem.
- Myślałem o tym. Poza tym chcę, abyś stąd zniknął.
Musimy spławić miejscowych, najlepiej po dobremu. Nie
mogą nam przeszkadzać w akcji. A ty ich kolesz w oczy.
Szuchciński zostaje, ale ty się zwijasz. Poczekaj, aż
załatwię telefony i wtedy powiem ci, co robisz.
- Jak Tomek wróci z kibla, robimy nagranie?
- Już mu mówiłem. Wie, co robić. Czekaj na sygnał.
Do narady ma cię tu nie być.
Dareczek i mały chłopiec
Inspektor Matuszczak wyszedł do sieni. Dareczek
czekał tam na niego od pewnego czasu. Przed domem, na
podwórku, gdzie kury z kaczkami wiodły teoretycznie
spokojny żywot, stały dwa samochody i kilku oficerów z
CBZ czekających z kolei na dalszy rozwój wypadków.
Dareczek nie miał dobrych myśli, szczególnie że
rozmowa nie trwała zbyt długo.
- Zgodzili się. Możemy teraz pogadać z chłopcem -
powiedział krótko inspektor, choć jego mina nie
zdradzała jakoś specjalnej radości. - Matka płacze, ale
podpisali oboje.
Wieczorek poczuł ulgę.
- Słyszałem, że dobrze ci poszło. - Matuszczak
spojrzał na podwórko, ale jeszcze nie wychodził z sieni.
- Nie było trudno - odparł cicho Dareczek. -
Przesłuchiwany był przestraszony, niedoświadczony. To
tylko drobny złodziejaszek, który sięgnął po dużo za
dużo, jak na swoje możliwości.
- Mówię, że w ogóle ci dobrze poszło. - Inspektor
wciąż był pogrążony w ponurych myślach. Jego głos
brzmiał spokojnie, cicho i jakby sennie.
- Dziękuję, panie inspektorze.
322
- Będziemy potrzebowali więcej szczęścia. Dużo
więcej.
- Wiem.
- Dwie sprawy: po pierwsze, gdy tylko będziecie
mieli pewność, że dojechali na miejsce, natychmiast
odbijacie chłopca. Szybko, z zaskoczenia, bez ceregieli.
Zezwalam na bezpośrednie użycie broni. Chronić jego
bezpieczeństwo za wszelką cenę.
- Tak jest.
- Jeśli to będzie blef, bo zauważą, że ich śledzimy,
przegrywamy, koniec akcji i wyjmujemy im z bagażnika
dzieciaka. W tej chwili on jest najważniejszy.
- Tak jest, panie inspektorze.
- Druga rzecz: całkowita blokada mediów. Do końca.
Gdyby to wyszło na jaw, brukowce i nie tylko
podchwyciłyby temat, a wtedy naprawdę będzie tragedia.
- Jeśli tutejsi wykonają sumiennie rozkaz, u nas
będzie jak zwykle. Nie pierwszy raz jedziemy po
bandzie.
- Wiem. I posłuchaj. Słyszałem, że nie doceniasz
lokalnych gliniarzy. Ale choć wydaje wam się czasem, że
siedzę za biurkiem i nie mam pojęcia, co się dzieje w
terenie, poznałem wielu takich jak oni. To w większości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]