[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bo niewiadome: zdusić to? porwać? zjeść?
Ale dziad tłómaczy jak czytać: pisze litery s, a, d, najpierw oddzielnie, potem razem i
nakazuje mówić głosiło. Mówie sad, sad, sad, ale, jej Bohu, nic nie widze. Teraz zamknij oczy,
nakazuje, i przedstaw sobie jabłonki, gruszki, wiśni koło chaty. Widzisz? A teraz gadaj głośno:
sad, sad, sad, sad! A teraz odemknij oczy i patrzaj co napisane
I prawdziwie: litery literami, ale pod literami, nad literami zobaczył ja gruszki, jabłonki i
moje złamane wiśnie! I zaraz sad Dunajów, sad Maciejkow, wszystkie sadki przy drodze. Gruby
chwali, ogłasza że umiem już czytać:
teraz pójdzie samo, jak z górki! Na uczonego ten człowiek wyglądał, aż dziwne, że z
torbami przyszed: Toż wy by mogli urzędnikiem być, wójtem, mówie jemu, ale on macha ręko:
Najbardziej to bym gospodarzył, do gospodarstwa mnie ciągnie. I patrzy sie po ścianie, a na
kołkach wiszo cep, reszota, duga, lejcy, zgrzebło, widła, grabi. Pożyczywszy reszoto, poszed
zmłociny przesiewać.
Ziutek różne dziwy przynosił ze szkoły, nie tylko literami sie zajmywali. Raz mówi, że
ziemia nie jest jedna na świecie, takich światów jak nasz strasznie dużo, jak gruszkow na gruszy,
byle gwiazdka z nieba większa jest od ziemi, a maleńka sie wydaje, bo daleko. A ziemia to
okrągła jest, jak głowa!
Co ty, mówie, okrągła? Jakże okrągła, kiedy sam widzisz, że nieokrągła!
Ale pani mówi, że okrągła. Tylko że człowiek maleńki i nie widzi, że tam dalej to sie
ziemia zagina.
E, co, ty! Sie było za rzeko, nic tam sie nie zagina. I nic nie mówio, że sie dzie dalej
zagina.
Ale pani mówi, że wesz na głowie też nie wie, że głowa okrągła, lezie i myśli, że po
płaskim lezie. Pani mówi, że jakby człowiek szed prosto i szed, to do żadnego końca świata nie
dojdzie, tylko przyjdzie wkoło na to miejsce, skąd wyszed. Tak samo wesz, jakby szła prosto, to
przejdzie o, tak: z czubka głowy, koło ucha, pod brodo, do drugiego ucha i znowuś na czubku
siedzi.
Ale ale, mowie, toż by sie tam pod spodem człowiek urwał i poleciał!
Tak samo spytał sie Kaziuk Dunajów. A pani na to: a wesz urwie sie? A mucha z sufitu?
E, bajdy, mucha co innego. Toż człowiek pazurów nima!
Ale pani opowiadała, że zna człowieka, co tak ziemie wkoło objechał jak wesz głowę i
pod spodem nie zleciał i na stare miejsce wrócił.
O, choroba! I żyje?
%7łyje. No, to już pójdę. Do widzenia. Tak powiedział: dowidzenia! A co on, urzędnik? Co
on, stary męszczyzna? Dowidzenia? Może dzie wyjeżdża, do wojska, na służbę, do więzienia?
Dowidzenia! powiedział, nogo nogę przybił, sie skłonił czapkę zdjąwszy, odyjść chce.
A chodzno tu, mowie, widać rozpuściło jego, że swojego ojca pisać uczy, za
mądrzejszego ma sie, czy co? Biore smurgla za ucho niezamocno: Ty widze szutki stroisz, a?
Jakie dowidzenia? Dzie dowidzenia! Tu bratku, tobie nie miejsce na śmieszki! Zapamiętaj:
szkoła, szkoło, ale śmieszków z tatka to ty stroić nie będziesz!
Buntuje sie, wyrywa, pani tak uczyła, krzyczy, ja pani powiem! Powiem!
Kręciwszy ucho, uczę smurgla, co to ojciec i że nie będzie mnie swojo panio straszył.
Aba, i żeby ty ani słówka nie pisnoł co my tu w stodole robim. A to dla pamienci! Zgioł ja srala
na kolano, przyklepnoł ze dwa razy, ale jakoś beku nie słysze, co to? Przyklepnoł ja mocniej,
oho, widać zacioł sie smurgiel. To jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze. Aż wrzasnoł. Nu, jak
wrzasnoł, nie zapomni.
Na trzy dni przed świętami uczycielka wyjechała: zabrała sie z Kramarem, a jechał do
sklepu po gaz, mączkę, zapałki na hendel, sklep koło stacji, w Strabli, dużo drogi, i to kopnej, bo
śniegu nawaliło po kolana: wyjechali wcześnie, ledwo dniało, wrzuciła na sani walłske i torbę,
szmatami nogi poobkręcywali i przepadli w białym polu.
W chacie zrobiło sie bez niej pusto, przestronne, tymbardziej że i cielak przeszedł do
chlewa, za specjalne przegródkę, żeb krowie mleka nie podbierał, żłób sie tam jemu wstawiło
oddzielny z delikatniejszym jedzeniem.
W wigiije Handzia napiekła pierogów z pytlowej mąki, cztery bochenki, skore pomazała
żółtkiem z mączko, pozapiekało sie, a wyjęła z piecy, aj, jak zapachniało! Pierogi napieczone na
święta, a na wigilje uszykowała barszczu grzybowego, grzybów z cybulo, zalewajki z suszonych
gruszkow, kuci i połamańców z makiem. Po wieczerzy mycie było w balei, szorowanie dzieci
takie, że rozparzone, maku najedzone, w świeże pościel położone pozasynali od razu. I my z
tatem sie pomyli, poodziewali czyste koszuli, gaci, niedzielne spodni i marynarki, a budzienne
odzienie i kożuch! nasze i dzieciow wrzuciła Handzia do piecy, żeb sie wszy wyparzyli, póki piec
gorąca po pierogach. Potem poszli tatko do Michałów posiedzić pogadać z drugim synem,
synowo, drugimi wnukami. Ja siano spod obrusa wziąwszy, krowom niosę.
A na dworze święto, zorki wyroili sie na niebie tysiącami, skrzo sie, śnieg bieluśki,
strzech! bieluśkie, zmierzch nie szary, ale sinawy, tylko okna żółcieje, i ciuchutko jest,
cichuteńko, . mięciutko, czasem pies zaszczeka, ale niegłośno i bez złości, ach, co za wieczór
święty, noc przeswięta, Dzieciątko sie Rodzi, Chwała na Wysokościach, pokój na ziemi, radość
wszelkiego stworzenia i zgoda: tej nocy zajączek swoje głowę na wilczym boku kładzie, jastrząb
kuropatwę pazurami głaska, pies kota liże, krowy ludzkim głosem gadajo o gospodarzach. Na
palcach, żeb śnieg nie piszczał, podszed ja pod dżwi: a nuż i moja Raba z Mećko rozmawiaj o?
Posłuchał ja, ale nic, żadnego głosu, tylko postękiwanie. A podścieliło sie im na święta bogato,
leżo w słomie jak w pierzynach, leżo, żujo i postękuje, z sytości: Mećka stęknie, Raba odstęknie
oho, czy oni gadać nie probujo? Mnie zobaczywszy, łby do dżwiow obracaj o: widzo, że [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl