[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przycięte na jeża włosy i okulary w granatowych oprawkach. Aadnie by mu było w
mundurze.
- Wierzę - odparł Filip. - Może pan przynajmniej pamięta, czy ta klacz miała numer
wytatuowany na grzbiecie? I jaki?
Wasyl wpadł w panikę. Miotał się, chcąc nam jak najszybciej pomóc.
- Mieć to miała, ale go nie pamiętam - wydusił wreszcie z rozpaczą. - Chyba jakieś
trzy cyfry, ale nie wiem, jakie. NaprawdÄ™.
Wyraznie bał się, że zaraz w ręku Filipa zabrzęczą nie kluczyki samochodowe, tylko
kajdanki. A nam ani w głowie było podejrzewać krętactwo. W ten sposób znakuje się
wszystkie janowskie araby. Numer nie rzuca się w oczy i mało kto zwraca na niego
uwagę. Dlatego nie zdziwiło mnie, że Wasyl nie pamięta kombinacji cyfr. Sama jej nie
znałam, choć tyle razy odwiedzałam Lolitę. Szkoda, że nie mógł nam nic konkretnego
powiedzieć. To dałoby pewność co do tożsamości gniadej. Pozostał tylko jeden
sposób, by się o tym przekonać: zobaczyć.
62
_ Mówił pan, że już ją sprzedał - przechwyciłam pałeczkę. - Pewnie na targu w
Piszczacu tydzień temu?
Starszy pan skinął głową. Odetchnął z ulgą, że wreszcie bez problemu może
odpowiedzieć na pytanie.
- Cztery dni ją tylko miałem, a stajni do dziś nie mogę doprowadzić do porządku.
%7łłób mi prawie przez okno wypchnęła. Pani chce, to ja pokażę.
- Nie ma potrzeby - odparłam, wczuwając się w rolę.
Nieduży murowany budynek gospodarczy stał naprzeciw nas. Wszystkie cztery pary
drzwi otwarto na oścież i w obie strony fruwały przez nie jaskółki. Pierwsze
pomieszczenie z całą pewnością zajmował koń. Miało wymiary klasycznego boksu dla
jednego zwierzęcia. Na pobielonej wapnem ścianie znać było ślady kopyt. Niżej wisiało
połamane plastikowe poidło i nietknięta bryła soli do lizania. Szkoda czasu na
dokładne oględziny.
Zadałam najważniejsze pytanie:
- Kto ją od pana kupił?
- Jakiś Włoch. Przyjechał raniutko ciężarówką, tyle że większą od tamtej. Wziął
wszystkie konie z jarmarku, załadował i pojechał. Tylko nie wiem, co z gniadą, bo
okropnie kopała. Ostatnia weszła, stała najbliżej rampy. Jak samochód ruszył, to aż
iskry sypały się z desek. A kwiczała, jakby ją piłą rżnęli. Chyba wiedziała, co ją czeka.
Zwierzęta, tak jak ludzie, czują, kiedy jadą na śmierć.
Nie mogłam tego dłużej słuchać. Filip też, bo pożegnał się i odjechaliśmy. W drodze
żadne z nas nie odezwało się ani słowem.
Rozdział szósty
Bez uzgadniania wiedzieliśmy, że jedziemy do Kosto-i młotów. Po raz pierwszy
zupełnie bez entuzjazmu. Kradzież Lolity nie przygnębiła nas tak, jak wiadomość, że
Create PDF files without this message by purchasing novaPDF printer (http://www.novapdf.com)
prawdopodobnie trafiła na rzez. Ktoś musiał powiedzieć o tym Wujkowi, a razem
będzie nam łatwiej.
Zastaliśmy go przy lonżowaniu ogiera. Koń posłusznie biegał po okręgu, lecz
spoglądał gniewnie i czatował na odpowiednią chwilę, aby skorzystać z nieuwagi
prześladowcy i zgnieść go kopytami. Nudziły go te codzienne treningi. Wujek miał na
nie więcej czasu, odkąd zaczął nocować w domu dla letników. Rozważał nawet
przeprowadzkę na stałe. Pilnował koni.
- Mieliście rację, ostrzegając mnie przed Ireną - zwie->| rzył się na powitanie
konspiracyjnym szeptem. - Ona ma coś na sumieniu. Mówię wam, przyjechała tu z
godzinę temu. Akurat wdrapałem się na stryszek po słomę, więc mnie nie widziała. Za
to ja ją z góry bardzo dobrze mogłem obserwować. Kręciła się po całym obejściu, ale z
daleka od koni, pewnie dla niepoznaki. Parę razy zerknęła na zegarek. Zobaczyła, że
Ania Borków maluje
64
obrodzenie wokół stajni ogiera; on się jej słucha, wyobrażacie sobie? Podeszła do niej i
chwilę rozmawiały. Spytałem pózniej Anię o czym. Pytała o ciebie, Filip. Właściwe o
was oboje, o to, czy dzisiaj jezdziliście. Widać domyśla się, że coś o niej wiecie. Chyba
przy tym sądzi, że więcej/ niż wiecie naprawdę. Nie mam pojęcia, może ona planuje
spróbować jeszcze raz? - Tu Wujek wymownie zerknął na kłusującego wytrwale
ogiera. - Boi się, że jej przeszkodzicie. Ale już ja ją upilnuję! Na razie pojechała w
teren. Wzięła konia na dwie godziny.
Biedny Wujek! Niepotrzebnie podzieliliśmy się z nim wtedy naszymi domysłami. Uznał
je za pewnik i desperacko się ich uczepił. Dawały złudzenie, że wcześniej czy pózniej
dotrze tym tropem do prawdy o Lolicie. Jak mieliśmy mu powiedzieć, co faktycznie się
z nią stało? A jednak trzeba było to zrobić. Filip tymczasem brnął w różne inne tematy.
No nie, ja mu coś zaraz powiem do słuchu, to w końcu jego rodzina i to on jest
mężczyzną! Ja raczej poszukam Ani, bo dawno z nią nie gawędziłam. Spotykałyśmy
się, gdy zarabiała na lekcje jazdy konnej, odnawiając Wujkowi płoty. Ostatnio pogoda
nie dopisywała i Ania nie pojawiała się przez dłuższy czas. Stęskniłam się za nią.
Ogrodzenie wokół wybiegu ogiera całe lśniło świeżutką bielą. Tylko na najdalszym
pastwisku, zasłoniętym od stajni kępą drzew, zostało coś do pomalowania. Tam
zastałam przyjaciółkę.
Jedynaczka sąsiadów zdzierała właśnie z drewnianych słupków grzyby, które wyrastały
po wiosennych wylewach Bugu. Na trawie stało plastikowe wiaderko z farbą
emulsyjnÄ… i wapnem.
65
- Cześć! - krzyknęłam z daleka. - Jak tam egzamin? Pomachała przyjaznie ręką w
roboczej rękawicy.
- Super! Dostałam się do tego liceum! Uściskałam ją ze wszystkich sił. Mocno
trzymałam
kciuki za ten sukces. Chciałam, żeby Ania uczyła się w Warszawie, gdzie ma ciotkę. Ja [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl