[ Pobierz całość w formacie PDF ]
we wsteczne lusterko przed wyjazdem na główną
drogę, stał nadal w strugach deszczu z ręką unie-
sioną w geście pozdrowienia.
Następny tydzień minął szybko. Anna pomagała
110
S
R
pastorowej i jej koleżankom dobierać kwiaty. Za
zgodą Rydera przedstawiła jej rezultaty poszukiwań
i treść listów Violet. Po południu niecierpliwie liczy-
ła godziny do czasu spotkania z Ryderem. Zdawała
sobie sprawę, że musi szybko wrócić do pracy, jeśli
nie chce jej stracić, lecz na razie nie myślała o prze-
szłości, żyła chwilą obecną.
Piątkowy wieczór spędzili w gajówce, ponieważ
Ryder nie wyraził zgody, by nadal wracała sama
wieczorami. Anna przygotowała wystawną kolację z
winem przy świecach, wyciągnęła najlepszą por-
celanę dziadka. Natychmiast po posiłku popędzili do
sypialni, wciąż niesyci siebie nawzajem. Pózniej
długo wypoczywali, wtuleni w siebie, swobodnie
gawędząc. Ryder wstał jako pierwszy.
- Nienawidzę rozstań. Najchętniej przeleżał-
bym przy tobie do rana, ale muszę wracać. Proponu-
ję przed wyjściem wypić kawę w salonie. Mam ci
coś bardzo ważnego do powiedzenia.
- Zabrzmiało groznie. Co to takiego? - spytała
Anna niepewnie.
- Powiem ci na dole.
Mimo nalegań Anny odmówił odpowiedzi, póki
nie zasiedli przy kawie.
- Ostatnio wiele o nas myślałem - oświadczył z
poważną miną, ujmując jej dłoń. - Historia Neda i
Violet uczy nas, że życie jest zbyt krótkie, by je
marnować, dlatego postanowiłem przedstawić ci
swoją propozycję wcześniej, niż planowałem. W
końcu znam cię dwadzieścia pięć lat.
111
S
R
- Z których przez co najmniej kilka nie pamięta-
łeś o moim istnieniu - wpadła mu w słowo.
- To raczej ty chciałaś o mnie zapomnieć, ale
ostatnie dni pokazały, że doskonale się rozumiemy.
Nie umknęło mojej uwagi, że nie pociąga cię per-
spektywa powrotu do Londynu, a ponieważ udzieli-
łaś mi nieocenionej pomocy, doszedłem do wniosku,
że mogłabyś wykonywać swój zawód tutaj ku obo-
pólnej radości i ku zadowoleniu urzędu skarbowego
- zakończył, zaglądając jej głęboko w oczy.
- Do czego zmierzasz? - spytała Anna przez
ściśnięte gardło, przemocą tłumiąc iskierkę nadziei,
jaka rozbłysła w jej sercu.
- Bez obawy. Ponieważ znam twoje nastawie-
nie do małżeństwa i dzieci, nie proponuję ci założe-
nia rodziny, tylko posadę księgowej w majątku z
godziwym wynagrodzeniem.
Anna doznała gorzkiego zawodu. Rozczarowa-
nie dosłownie odebrało jej mowę.
- Bardzo wygodne rozwiązanie, zwłaszcza że
nie musisz zapewniać mi mieszkania - skomen-
towała w końcu z pozorną obojętnością, starannie
ukrywajÄ…c rozgoryczenie.
- Nie wykluczam i takiej możliwości, ale wiem,
że odrzuciłabyś propozycję przeprowadzki do dwo-
ru.
Anna wstała na równe nogi. Ryder nadal sie-
dział w swobodnej pozycji, z wyciągniętymi przed
siebie nogami, lecz zaciśnięte usta świadczyły o
tym, że czeka na jej odpowiedz w napięciu.
112
S
R
- Posłuchaj. Twoja rodzina mieszkała we dwo-
rze od niepamiętnych czasów...
- Nieprawda! - zaprotestował gwałtownie.
- Dopiero od momentu, kiedy mój prapradzia-
dek zbił majątek na produkcji konserw i odkupił po-
siadłość od zubożałego szlachcica. Kazał tytułować
się dziedzicem, mimo że niczego nie odziedziczył
po przodkach, i tak już zostało.
- Nie wiedziałam - przyznała Anna, głęboko
poruszona szczerością Rydera. - Mimo wszystko
kiedyś nadejdzie dzień, w którym zapragniesz spad-
kobiercy, a do tego trzeba żony. Ponieważ nie po-
ciągają mnie uroki macierzyństwa, znajdziesz sobie
taką, która urodzi ci całą gromadkę, a wtedy zostanę
odsunięta na boczny tor. Nie, wielkie dzięki, nie od-
powiada mi rola porzuconej kochanki - zakończyła z
urazą w głosie.
Tym razem Ryder zaniemówił z wrażenia. Sie-
dział przez chwilę bez ruchu z twarzą przypomina-
jącą kamienną maskę. Wreszcie wstał.
- Więc mamy udawać, że nic między nami nie
zaszło, czy kontynuować potajemny romans, gdy za-
pragniesz wytchnienia od zgiełku wielkiego miasta?
Z oczywistych względów żadne z przedstawio-
nych rozwiązań nie odpowiadało Annie, ale skoro
nie widział trzeciego, pozostawiła jego pytanie bez
odpowiedzi. Zapadła ciężka, kłopotliwa cisza. Mimo
płonącego w kominku ognia Annę owionął chłód,
jakby tym jednym zdaniem Ryder zabił cząstkę jej
duszy.
113
S
R
- Skoro w ten sposób stawiasz sprawę, nie po-
zostało nic więcej do powiedzenia - odburknęła w
końcu, gdy trochę ochłonęła po wstrząsie.
- Racja. Lepiej zabiorę mój łatwo rozpoznawal-
ny samochód sprzed twojej furtki. - Odczekał, chwi-
lę, ale ponieważ nie zaprotestowała, dodał: - Dobra-
noc, Anno. Dbaj o siebie.
Anna nie odprowadziła go do drzwi, nie pode-
szła do okna. Gdyby zrobiła choćby krok, wybiegła-
by za nim i zaczęłaby błagać, by wrócił, na jakich-
kolwiek warunkach, a nie chciała przedłużać agonii.
Gdy usłyszała, jak zapuszcza silnik, zadzwoniła do
ojca. Na szczęście odpowiedziała jej automatyczna
sekretarka. Zostawiła wiadomość, że następnego
ranka przyjedzie do niego do Shrewsbury na kilka
dni przed powrotem do pracy. Następnie spakowała
bagaże i położyła się do łóżka, lecz ślad zapachu
Rydera w pościeli nie pozwolił jej zasnąć. O piątej
dała za wygraną i wstała. O szóstej rano z bólem
serca opuściła gajówkę, w której zostawiła cząstkę
swej rozdartej duszy.
114
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Anna wyliczyła czas w ten sposób, żeby dotrzeć
do gabinetu ojca już w godzinach przyjęć. Zostawiła
mu kartkę w rejestracji, po czym pojechała wprost
do jego mieszkania. Na wszelki wypadek przesłała
wiadomość Ryderowi, gdzie obecnie przebywa, po
czym położyła się do łóżka. Ponieważ sen nie przy-
chodził, sprawdziła telefon. Na próżno. Ryder nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]