[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chase, zauważył nas - szepnęła Madeline. - Musimy
przynajmniej się przywitać. Nie martw się, nie przyłączymy się do
nich. ObiecujÄ™.
- Dobrze. Ale trzymam cię za słowo - mruknął pod nosem, bo
zbliżał się już do nich jej ojciec.
109
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
- Witam - rzekł Henri i skrzywił się, widząc, że Madeline trzyma
Chase'a za rękę.
- Cześć, tato. - Madeline pocałowała ojca w policzek.
- Cześć, dziecinko. Nie masz pojęcia, kogo dziś widziałem.
- Rzeczywiście nie mam.
- Bradleya. Pytał o ciebie.
- To miło - odparła obojętnie.
Kim, do cholery, jest Bradley? Chase nie miał pojęcia, ale od
razu poczuł do niego niechęć.
- Bardzo dobrze sobie radzi w San Francisco, ale mówi, że jego
serce jest w Nowym Orleanie. Podejrzewam, że ma to jakiś związek z
tobÄ….
- Tato, proszÄ™.
- Henri, czy dotarło do ciebie, że cały dzień próbowałem się z
tobą skontaktować? - wtrącił się Chase.
- Tak. Sara po południu zadzwoniła do mnie. Wiesz, jak to jest,
synu - rzekł i poklepał go po plecach. - Są takie spotkania i obiady, w
których hotelarz musi brać udział dla dobra swej firmy. Na siedzenie
w biurze nie zostaje wiele czasu. No, ale dość tego gadania. Interesy
mogą poczekać do jutra. Jedliście już kolację?
- Właśnie wychodzimy, żeby coś zjeść - odparł Chase.
- Wychodzicie? A po co? Mamy tu najlepsze jedzenie w mieście.
Przyłączcie się do nas.
- Dziękujemy, ale już zarezerwowaliśmy stolik gdzie indziej.
Henri skrzywił się.
110
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
- To podejdzcie chociaż na chwilę. Przedstawię was moim
gościom. Chciałbym, żebyś kogoś poznał, McAllister.
Wszyscy troje podeszli do stolika i Charbonnet przedstawił ich
swoim towarzyszom. Na koniec zostawił chłodną blondynkę, siedzącą
po jego prawej stronie.
- A ta urocza dama to Lana Duvernay. Lano, to Chase
McAllister z Majestic Hotels.
Witając się z nią, Chase nie mógł nie zauważyć ogromnego
szmaragdu na jej palcu i rolexa na przegubie. Lana Duvernay była
atrakcyjna, luksusowa i zimna jak lód. Tak kiedyś myślał o Madeline,
lecz dawno już zmienił zdanie.
- Bardzo się cieszę, że będziemy razem pracować. I mówmy
sobie po imieniu.
Chase oderwał wzrok od Madeline i skupił się na Lanie
Duvernay.
- Przepraszam panią... Lano - poprawił się. - Mówiłaś, że
będziemy razem pracować?
Henri wybuchnął śmiechem.
- Oczywiście. Jesteś dziś roztargniony, McAllister. Właśnie ci
mówiłem, że firma Lany zajmie się umeblowaniem naszych pokoi.
Madeline wstrzymała oddech, widząc, jak Chase sztywnieje i
mruży oczy.
- Nie wiedziałem, że decyzja dotycząca wykonawcy została już
podjęta - oświadczył chłodno. - Właśnie w tej sprawie przez cały
dzień próbowałem się z tobą skontaktować. %7łeby przejrzeć oferty.
111
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
- Te oferty to strata czasu. Możesz mi wierzyć. Firma Lany jest
najlepsza w mieście. Kilka miesięcy temu urządzała mój własny dom i
wykonała kawał znakomitej roboty.
- Nie wątpię. I jestem pewien, że zrozumie, że mimo wszystko
przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji i podpisaniem kontraktu muszę
zapoznać się z jej ofertą.
- Właściwie to nie przedstawiłam formalnej oferty - wyjaśniła
Lana, obdarzając Henriego i Chase'a uśmiechem. - Znam ten hotel i
gust Henriego, więc kiedy wspomniał o tej sprawie, rzuciłam mu kilka
pomysłów. Od razu mu się spodobały.
- To były wspaniałe propozycje - wtrącił się czerwony ze złości
Henri. - Dlatego właśnie zleciłem firmie Lany tę robotę.
Chase mocno zacisnął szczęki. Blizna na jego brodzie aż
zbielała. Przerażona Madeline szybko położyła mu rękę na ramieniu.
- Jestem pewna, że Lana nie będzie miała nic przeciwko temu,
żeby przedstawić te pomysły w postaci formalnej oferty - powiedziała.
- Prawda, Lano?
- Oczywiście, że nie. Może być w poniedziałek?
- Dobrze - odparł po chwili wahania Chase.
Madeline odetchnęła z ulgą. Nie zatrzymywani przez nikogo,
pożegnali się i ruszyli do wyjścia. Na dworze Madeline przystanęła i
wciągnęła głęboko do płuc świeży zapach gardenii.
- Nadal chcesz pójść ze mną na kolację? - spytał Chase, stając
obok niej.
- Oczywiście, chyba że zmieniłeś zdanie.
112
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
- Nie.
- Ja też nie. Muszę się przecież dowiedzieć, jak zdobyłeś te
bilety na koncert.
Trzy godziny pózniej, kiedy odprowadzał ją pod drzwi, nadal
tego nie wiedziała. Dowiedziała się tylko, że to Chloe powiedziała
mu, że wystąpi jej ulubiony zespół, a także, że podobnie jak i ona lubi
musicale, filmy akcji i jazz. Nie padło ani słowo o jej ojcu.
- To był cudowny wieczór - powiedziała.
- Wcale nie musi się jeszcze skończyć. -Tak będzie lepiej.
- Dla kogo?
- Dla mnie. Muszę mieć więcej czasu, Chase. I powinnam wziąć
pod uwagÄ™ wszystkie reperkusje.
- Jakie?
- Po pierwsze sprawa mojej pracy w hotelu. Także stosunki
między tobą a ojcem. Jeśli zostaniemy kochankami, będzie to miało
wpływ także na te sprawy.
- To nie jest problem jeśli", lecz kiedy", Madeline. I wierz mi,
to nie będzie miało żadnego związku ani z hotelem, ani z twoim
ojcem.
113
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
ROZDZIAA ÓSMY
- Masz ochotę na coś do picia? - zwrócił się Chase do Madeline,
kiedy przechadzali się w tłumie ludzi przybyłych na festiwal. Byli na
terenie wyścigów konnych, raz do roku służących prezentacji
miejscowych talentów muzycznych. Przyjeżdżały też liczne sławy,
które tu kiedyś zaczynały swoją karierę.
- Chętnie. Zdaje mi się, że gdzieś tam widziałam stoisko z
napojami.
Madeline zdjęła słoneczne okulary i zmrużywszy oczy, spojrzała
w kierunku rzędów budek. Dobra pogoda i słońce sprawiły, że w tym
roku ściągnęła tu rekordowa liczba miłośników muzyki. Starzy i
młodzi tłoczyli się wokół straganów, serwujących chłodne napoje,
alkohol i ostre lokalne potrawy.
- Wiesz, to chyba było gdzieś na tamtym końcu -wskazała.
- No to chodzmy.
Chase'owi wydała się tego dnia młodsza i swobodniejsza. Może
sprawiły to szorty w granatową kratkę, świeża biała bluzka i pantofle
na płaskich obcasach. Patrzył na nią z uśmiechem. Obawiał się
przecież, że zjawi się w którymś ze swych licznych kostiumów.
- O, patrz, tam - powiedziała Madeline, wskazując jedną z
budek. - Co takiego?
- Hmmm?
- Z czego się śmiejesz?
- Z ciebie.
114
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
Madeline podejrzliwie zmrużyła oczy.
- A co konkretnie wywołało ten diabelski uśmieszek?
- Diabelski?
- Właśnie. Diabelski - potwierdziła, idąc w kierunku straganu z
napojami. - Nie udawaj niewiniątka, Chase. Znam ten twój uśmiech.
Nieraz widziałam, jak pod jego wpływem kobietom zaczyna szybciej
bić serce.
- A twoje, Madeline? Czy pod wpływem mojego uśmiechu także
twoje serce bije szybciej?
Madeline dumnie uniosła głowę.
- Nawet jeśli, to i tak ci nie powiem. Nie mam zamiaru podsycać
twojej pewności siebie. I tak przybrała już kolosalne rozmiary. Nie
domagaj się więc komplementów i powiedz, co cię tak rozbawiło.
- O, księżniczko, jest wiele rzeczy z tobą związanych, które
wywołują uśmiech na mojej twarzy. Jak na razie, są to głównie
marzenia.
I to takie, po których musi brać długi, zimny prysznic.
- McAllister - syknęła ostrzegawczo.
- Dobrze, dobrze - zaśmiał się Chase. - Tym razem chodziło mi o
twój strój.
- Mój strój?
- Tak, o te maleńkie szorty i bluzeczkę. Madeline spojrzała
najpierw na swoje ubranie, a potem na niego.
- Co w tym złego?
115
polgara & anula
ous
l
a
and
c
s
- Nic - odparł z uśmiechem. - Lubię twoje kostiumy. Naprawdę.
Nawet te niesamowicie kolorowe pantofle na obcasach, które do nich
nosisz. Ale ty w szortach, to coś zupełnie wyjątkowego - dodał,
prześlizgując wzrokiem po jej nogach. - I pociągającego.
- Czyżby?
- Zdecydowanie.
Madeline uniosła brwi, a potem przyjrzała się jego szortom,
koszulce polo i gołym nogom.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]