[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Był dobrym chłopakiem. Nie tak bardzo obiecującym jak
jego starsi bracia, Jose to wiedział. Ale z drugiej strony,
również z mniejszymi szansami na popełnienie poważnych,
niewybaczalnych błędów. Gdy Eduardo skończy uniwersytet,
będzie z niego solidny menedżer w banku albo gracz
giełdowy. Lubił cyferki.
Manuel chwycił papryki piekące się nad otwartym
płomieniem na kuchence. Jose zapatrzył się w płomień, po
czym zdjął bandaż z dłoni. Obejrzał oparzoną skórę i
wepchnął bandaże do kieszeni.
Maria
Maria położyła rękę na ramieniu syna. Jak można patrzeć,
gdy twoje dziecko opuszcza ziemię już przed swoją śmiercią,
zamieniając życie i witalność na żałość i pokutę?
Przyglądała się swojemu najmłodszemu synowi, Eduardo,
w kuchni, i wspominała, kiedy ten tutaj, Jose, ten, który
otworzył jej łono, biegał po ich domu w Meksyku,
wykrzykując, ile sił w płucach, i przez cały czas śpiewając.
Jose przychodził do niej i siadał obok, i mówił, że ją kocha,
nie czekając, by ona powiedziała to pierwsza. Jose wiedział,
gdy była czymś zdenerwowana. Zawsze układał się obok niej
na łóżku, niewiele mówiąc, po prostu dając jej swoją
obecność.
Czy można się więc dziwić, że zaprzyjaznił się z tą
ciężarną dziewczyną, Niną? Maria była w stanie wyobrazić
sobie dzień, który aż dotąd spędzili razem. Błahe rozmowy
wiszące na długim sznurze ciszy. Jose było w ciszy wygodnie,
nawet w pogodne dni. Ale ta Nina? Cóż ona sobie może
pomyśleć o jej synu, tak cichym, tak poważnym? Maria
dałaby wszystko, by móc ujrzeć Jose takim, jakim był kiedyś.
Przesunęła palcami po złotej bransolecie okalającej jej
nadgarstek, podarunek od niego po tym, jak podpisał swój
pierwszy zawodowy kontrakt z Club Madrid.
Coś go spalało od wewnątrz, coś, o czym wątpiła, że
potrafił to nazwać. Już wyszła poza usiłowania, a czasami
chciała go wyrwać szokiem z jego stanu. Zechcesz powiedzieć
mi, co jest grane?
Zgiął rękę. Maria zauważyła oparzenia, ale nic nie
powiedziała. Już jakiś czas temu złożyła to w ręce Boga.
Uścisnęła jego ramię i westchnęła.
- Dzwonił twój brat i powiedział, że wyszedłeś bez słowa,
pomknÄ…wszy za tÄ… dziewczynÄ…, NinÄ….
Jose nic nie odpowiedział.
%7łałowała, że nic nie mówił, i, podobnie jak jej własna
matka, wypełniła ciszę.
- Po czym tak po prostu siÄ™ tutaj z niÄ… pojawiasz. Manny
jest bardzo zawiedziony, Jose. Nigdy go przedtem takim nie
widziałam. I ma rację. Cóż sobie myślałeś, porzucając
własnego brata? Przecież jesteś głównym kucharzem.
Jose podniósł wzrok. Wreszcie.
- Wiem, że namieszałem, ale Manny wyrzucił Ninę.
- I co z tego? To nie usprawiedliwia twojego zachowania.
Kolejna rzecz, Manny mi powiedział, że ona jest w ciąży. Co
masz z tym wspólnego?
A więc to o to chodziło, tak? Dobry Boże, to ona myślała,
że był pełen bólu, a on wraz z tą dziewczyną, Niną...
- Spójrz na mnie!
Potrząsnął głową.
- I donieśli mi, że byłeś w samochodzie? Z Niną?
Obserwowała ze smutkiem i nadzieją, jak jego twarz
rozbiła się na tysiące kawałeczków.
- O co chodzi, synku? Co jest nie tak? Nie chcę widzieć
ciÄ™ takim, jak przedtem.
Choć wciąż był człowiekiem żałości, prawdą było, że Jose
przynajmniej odważył się wypuścić na wolną przestrzeń, na
której nie był od czasu wypadku. I nic temu nie zagrozi.
Najlepiej zrobi, jeśli sama osobiście tego dopilnuje.
Wyczerpanie osiadło na Jose niczym morska mgiełka,
sącząc się aż do szpiku jego kości. Podróżował po całym
mieście, na wysokich obrotach, wraz z ciężarną kobietą,
kobietą noszącą w sobie dziecko, dziecko, które on chciał
ocalić - w nadziei na co? %7łe wreszcie odpokutuje?
Ale czy to było możliwe?
Przyszła mu na myśl Lucinda i stanął mu przed oczyma
motyl na ulicy, ze swoimi skrzydłami przyklejonymi do
strumienia krwi, który wypływał z dziecka. Pomyślał o Celii,
matce Lucindy, i zastanawiał się, czy kiedykolwiek miała
kolejne dziecko? Gdzie dziś była? Może jadła kolację z
rodziną na plaży? Jose nie miał pojęcia. Być może siedziała w
samotności, wpatrując się w zdjęcia, lub może ciężko
pracowała w sklepie obuwniczym.
Zaszlochał.
Płacz wypłynął z niego, zanim zdołał go powstrzymać.
Ale dotyk ręki jego matki, jej piękna twarz, sposób, w jaki, no
dobrze, po prostu wiedziała. Wiedziała, że wewnątrz jest
wrakiem, wiedziała, że się okaleczał, ale ufała, że jakoś przez
to przebrnie. Wierzyła w niego.
I bycie tutaj, w tym domu, przebywanie w domu. To było
po prostu zbyt wiele.
Pochyliła się i wzięła go w ramiona, gdy on łkał,
pozwalając, by coś w nim pękło, coś, czego nigdy wcześniej
nie miał, coś, co nawadniało pustynię w jego wnętrzu,
pozwalając mu wierzyć, że zasługuje na życie wypełnione
sensem, czymkolwiek.
- Wypłacz to z siebie - wyszeptała, jakby to było
możliwe.
Stamtąd, gdzie siedział, objął ją ramionami wokół talii i
oparł zarośnięty policzek o jej pierś.
Nina czuła, jakby znów miała piętnaście lat, słuchając, jak
matka jakiegoś chłopca znowu na niego z jej powodu
utyskuje. Ostatnim razem był to Jason Campbell, który
próbował konfrontacji z nią na dole w swojej piwnicy.
Doprawdy. Było to w trzecią rocznicę śmierci jej ojca i
tamtego roku stali się z Jasonem bliskimi przyjaciółmi. Pani
Campbell praktycznie wniosła go na górę po kuchennych
schodach za ucho i zaczęła oskarżać ich o wszystko, czego
Nina, w tamtym czasie, nawet nie zaczęła doświadczać. Ależ
pani Campbell miałaby się teraz!
Lecz Maria Suviran w pojedynkę również odwalała niezłą
robotÄ™.
Nina uniosła ręce do twarzy i wsunęła się pod [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl