[ Pobierz całość w formacie PDF ]

myśli, że może mu grozić jakieś niebezpieczeństwo, zastanowił się w tej chwili nad całkiem
innymi sprawami; projektował sobie, że zaraz nazajutrz dokona analizy wody morskiej, a potem
wezmie się do zbadania składu atmosfery, którą oddychał.
Przyrodnik Johnson rozmawiał z Hartingiem, obu ich zajmowała wyłącznie jedna kwestia, jak
długo będzie trwała noc, ile czasu zużywa Wenera na dokonanie obrotu dookoła swojej osi.
Co do inżyniera Hobbsa, to ten winszował sobie w duchu, że zbudował rakietę z
nierdzewiejącej stali; inaczej w tej gorącej i wilgotnej atmosferze pokryłaby się warstwą rdzy,
która już była widoczna na lufach sztucerów.
Tajemnicze odgłosy rozlegały się coraz doniosłej. Dick dołożył chrustu na ognisko, które
buchnęło jasnym płomieniem, po czym ze sztucerem na ramieniu zaczął wokoło niego krążyć;
usiłował przeniknąć swoim bystrym wzrokiem gęsty mrok, lecz daremnie. Noc była ciemna jak
smok.
Po niejakim czasie dostrzegł w grubej pomroce kilkanaście fosforycznych światełek,
podobnych do wilczych ślepiów, lecz daleko jaśniejszych.
Równocześnie delikatny jego słuch złowił odgłos ciężkich kroków. Nie ulegało wątpliwości,
że jakieś zwierzęta zbliżały się do biwaku.
Dick posunął się kilkanaście kroków w tym kierunku trzymając pod pachą sztucer gotowy do
strzału. Fosforyczne ogniki znajdowały się już bardzo bliska, ciężkim krokom towarzyszyło
głośne sapanie. Była to chwila bardzo denerwująca, gdyż Dick nie odróżniał w ciemnościach
nawet sylwetki zbliżającego się stworzenia; wyrwał więc z kieszeni nerwowym ruchem latarkę
elektryczną i puścił snop jaskrawego światła w tym kierunku. Teraz dostrzegł olbrzymie cielsko,
uwieńczone potężną głowa, na której paliło się oprócz pary oczu, kilka innych świecących
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
fosforycznym blaskiem punktów, snadz sama przyroda obdarowała olbrzymie cielsko latarniami
niegorszymi od tej, jaką Dick trzymał w ręku. Wahał się czy posłać nocnemu gościowi kulę
wybuchającą, czy też pozwolić mu się zbliżyć jeszcze bardziej.
 Hallo, margrabio Gwidonie, do mnie, do mnie!
Margrabia, który leżał obok swojej żony, w kilkunastu susach znalazł się przy Dicku. I on
zaświecił swoją latarką. W stożku jaskrawego światła zarysowała się już całkiem wyraznie postać
zwierzęcia, które w grubych zarysach przypominał przedpotopowego iguadonona. Potężne
cielsko poruszało się na tylnych łapach, przednie zaś uzbrojone w olbrzymie pazury potwór
wysunął przed siebie, w jego otwartej paszczy błyszczał rząd potężnych zębów. W tej chwili
zabrzmiał wystrzał ze sztucera Dicka, który celował w łeb bestii. Trafiony snadz potwór wydał
potężny ryk i rzucił się naprzód, lecz dwie celne kule margrabiego rozciągnęły go na plaży.
Wszyscy zerwali się na równe nogi, nikt jednak nie śmiał opuścić świetlistego kręgu, dopiero
Dick, który siadł przy doktorze Noirslkim, uspokoił nieco rozstrojone nerwy towarzyszy.
 Ma dosyć. Ależ bestia, ma przynajmniej 20 yardów wysokości, nie chciałbym się dostać w
jej pazury.
Zimna krew Dicka ośmieliła jego towarzyszy. Wszyscy niemal pobiegli do margrabiego, który
tryumfalnie wymachiwał swoją latarką.
 Tu, tu, możecie go zobaczyć, zdaje się, że to jaszczur, bo temperatura jego ciała nie jest
wysoka. Już zdycha.
Pobieżne oględziny nocnego gościa zamiast uspokoić załogę rakiety zaniepokoiły ją jeszcze
bardziej. Wszyscy zdawali sobie sprawę, jak wielkie niebezpieczeństwo groziło przybyszom w
tym dalekim świecie, pełnym, jak się zdawało, takich potworów jakie mnożyły się na Ziemi w
odległych epokach geologicznych. Mister Johnson wlał jednak nieco otuchy w struchlałe serca
kolegów, zapewniając ich, że według jego zdania zabity potwór, jak wykazała budowa jego ciała,
przede wszystkim zaś olbrzymi brzuch, należał do roślinożerców, nie zaś do drapieżników.
Z niecierpliwością oczekiwano wschodu słońca i wsłuchiwano się w niemilknące odgłosy,
które przejmowały lękiem serca wszystkich uczestników wyprawy.
 Margrabina okazała zadziwiająco zimną krew jak kobietę. Leżąc na białym, wełnianym
kocu, przygadała się z ciekawością wielkim owadom, które krążyły z szumem w ciężkim
powietrzu, opalały sobie skrzydła przy ognisku i niezdolne do lotu spadały na jej kołdrę. Były
tam olbrzymie chrząszcze, różnobarwne ćmy nocne, jakieś całkiem nieznane na Ziemi gatunki,
które Johnson chwytał zręcznie palcami i chciał do szklanego słoja.
 Jest to istny raj dla entomologów, postaram się zrobić kolekcję, która zachwyci
przyrodników na Ziemi. %7łałuję tylko, że nie zabrałem szklanych i wysłanych korkiem pudełek,
specjalnie wyrabianych na pomieszczenie w nich okazów. Jutro postaram się sporządzić coś
podobnego. Jeżeli uda nam się powrócić cało i zdrowo do domu, to zrobię majątek sprzedając
jakiemuś miłośnikowi moje zbiory. Poświęcam się więc gromadzeniu okazów, nie tylko fauny
ale i flory tutejszej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl