[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówienia o sobie, Lucy zapytała:
Czy pracujesz w Mayflower? Wspomniałaś, że tam mieszkacie.
Nie, pracuję w banku w Conway. To niecałe dwadzieścia kilometrów od domu.
Moja mama pracuje w dziale pożyczek obwieściła Tricia, dumna, że zdołała
zapamiętać pełną nazwę.
Myślisz, że pożyczyłaby mi dolara? zapytał z uśmiechem Bobby Ray.
Tricia poważnie pokiwała głową.
Ale musiałbyś jej oddać.
Z procentem dorzucił Tyler, udowadniając, że i on jest zorientowany, czym
zajmuje się mama. Na przykład siedemdziesiąt pięć centów.
Fiu, fiu, to bardzo wysoki procent! Bobby Ray uśmiechnął się do Joan, a ona
odpowiedziała mu nieśmiałym uśmiechem.
Oprocentowanie w naszym banku nie jest aż takie wysokie.
Dobrze wiedzieć.
Poczucie, że znalazła się w centrum uwagi, zdawało się krępować Joan. Zwróciła się
do Lucy, żeby zmienić temat.
Nie powiedziałaś nam jeszcze, czym ty się zajmujesz.
Jestem wykładowcą Wydziału Matematyki Uniwersytetu w Conway, w Arkansas.
Właśnie skończyłam pierwszy semestr. Uwielbiam to zajęcie.
Zgromadzeni przy stole popatrzyli na niÄ… ze zdumieniem.
Jesteś pracownikiem naukowym? zapytał Bobby Ray.
Przecież jesteś młoda.
Niedługo będę obchodzić dwudzieste ósme urodziny. Zamierzałam jak najszybciej
zakończyć edukację, dlatego magisterium zrobiłam, mając dwadzieścia lat, a doktorat pięć lat
pózniej. Zawsze chciałam być wykładowcą matematyki na wyższej uczelni.
Jesteś doktorem! powiedziała panna Annie. To godne podziwu.
Twoi studenci muszą być niewiele młodsi od ciebie zauważył Pop.
Mam nawet kilku starszych ode mnie przyznała Lucy, zerkając na Bannera. Znów
na nią patrzył. Nadal nie potrafiła niczego wyczytać z jego wzroku.
Lucy uważała, że jej praca nie zasługuje na szczególny podziw. Zadała sobie w duchu
pytanie, czy Banner jest równie zaskoczony jak pozostali. Oczywiście zdążyła się już
przyzwyczaić do takich reakcji. Wiedziała, że wygląda bardzo młodo i nie pasuje do
stereotypu matematyka czy wykładowcy wyższej uczelni.
Co Banner myśli o jej pracy? Już miała go zagadnąć, ale on odwrócił się i sięgnął po
pusty talerz Tricii.
Ktoś ma ochotę na deser? zapytał. Niestety, lody się roztopiły, ale mam trochę
zamrożonego ciasta marchwiowego Lubię takie ciasto ożywiła się Tricia. Mogę dostać
środek z lukrowaną marchewką?
Tricia! zganiła ją zawstydzona matka. Trzeba jeść, co ci podadzą.
Bobby Ray znów cicho się zaśmiał, co Lucy odnotowała z zadowoleniem. Widać było,
że polubił dzieci Joan, a to doskonale pasowało do jej planu.
Gdyby tylko ktoś równie interesujący pojawił się na jej liście potencjalnych
kandydatów... Mimowolnie zerknęła na Bannera, który podawał Tricii kawałek ciasta z
lukrowanÄ… marchewkÄ….
ROZDZIAA 6
Zgodnie z obietnicą Bobby Ray sięgnął po obiedzie po gitarę. Panna Annie wróciła na
bujany fotel, a Pop wyciągnął się w rozkładanym fotelu. Bobby Ray zajął jeden koniec
kanapy, a Joan drugi. Dzieci z psem rozłożyły się na podłodze przed kominkiem.
W głębi duszy Lucy spodziewała się, że Banner przysiadzie się do niej, ale on ustawił
krzesło w drzwiach, skąd mógł obserwować całą grupę. Najwyrazniej wolał zachować
dystans.
Raz czy drugi próbowała ściągnąć go spojrzeniem, w nadziei, że wymienią uśmiechy,
ale on umyślnie omijał ją wzrokiem. A może jej się tylko zdawało? Nie potrafiła sobie przy
pomnieć, by mogła go czymś zirytować.
Czas upływał powoli, ale bardzo przyjemnie. Pop znów śpiewał i namówił dzieci, by
się dołączyły. Gdy skończył, panna Annie zapytała, czy może przeczytać ustęp z Ewangelii
świętego Aukasza o narodzeniu Jezusa.
Czytałam ją co roku na Wigilię wszystkim moim dzieciom powiedziała z
nostalgicznym westchnieniem. A dziś miałam ją czytać prawnukom.
Oczywiście wszyscy zgodnie zapewnili pannę Annie, że z przyjemnością wysłuchają
opowieści o Bożym Narodzeniu. Staruszka drżącymi rękami podniosła do oczu wysłużoną
Biblię, lecz głos jej zabrzmiał mocno i pewnie, gdy zaczęła czytać:
W owym czasie wyszło rozporządzenie Cezara Augusta...
Kiedy skończyła, Lucy miała ściśnięte gardło, a Joan ukradkiem otarła łzę. Nawet
dzieci siedziały jak urzeczone. Bobby Ray głośno chrząknął, a Pop nachylił się i pocałował
żonę w policzek.
To było piękne, panno Annie odezwała się Tricia.
Dziękuję, pączuszku.
Ma pani może książkę z wierszykiem Wigilijna noc ? Babcia mi obiecała, że mi ją
dziÅ› poczyta.
Niestety, nie mam.
Na twarzy Tricii odmalował się wyraz głębokiego zawodu.
Zawsze tego słuchamy w Wigilię.
To nie ma znaczenia burknÄ…Å‚ Tyler. To i tak nie jest prawdziwa Wigilia.
Zwiętego Mikołaja też nie będzie.
Banner poruszył się na krześle, żeby zwrócić na siebie uwagę.
Jeżeli chcesz, Tricia, mogę dla ciebie wyrecytować ten wiersz rzekł cicho.
Ma pan tę książkę?
No... nie...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]