[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wości, co chodzi mu po głowie.
Zachowywał się ostentacyjnie. Nieustannie obrażał
i krzywdził Eve. Kelly pokręciła zdecydowanie głową
i przypomniała mu o tym.
- Nie tańczyłeś jeszcze z Eve.
- Nie chcę z nią tańczyć. Chcę zatańczyć z tobą - na
legał Julian, niemal wyciągając ją z krzesła.
- Kelly obiecała ten taniec mnie. - Pojawienie się
Brougha Frobishera było równie niespodziewane, jak jego
wymówione chłodnym, władczym tonem kłamstwo.
I nie czekajÄ…c na protesty czy dyskusje Juliana, Brough
podszedł i wyciągnął do niej dłoń. Kelly niepewnie się
podniosła. Nie miała ochoty z nim tańczyć, ale było to
lepsze niż natrętne towarzystwo Juliana.
Dobre maniery wymagały, żeby podziękowała Brou-
ghowi Frobisherowi za przyjście jej z pomocą, ale robiąc
to, musiałaby porzucić narzuconą przez Dee rolę. A co
gorsza, dałaby mu okazję do wytknięcia jej, że zachowując
się w ten sposób, sama sprowokowała Juliana.
- Twoja siostra jest słodka - stwierdziła niezręcznie,
kiedy prowadził ją na parkiet.
- Słodka? - Rzucił jej pytające spojrzenie. - Nadmiar
słodyczy może zemdlić. Nie uważam jej za słodką, raczej
za naiwnÄ… i bezbronnÄ…. Od jak dawna znasz Coxa? - Nie
spodziewane pytanie zbiło ją z tropu.
- Jesteśmy starymi przyjaciółmi - wydukała, trzyma
jÄ…c siÄ™ narzuconej roli.
52
- Starymi przyjaciółmi - powtórzył i akcentując sło
wo: przyjaciółmi", spojrzał na nią. - Rozumiem.
Kiedy weszli na parkiet, dotknÄ…Å‚ lekko jej ramienia
i wprawnie przyciągnął Kelly do siebie. Orkiestra grała
wolny, nastrojowy utwór i czując, jak ramię Brougha obej
muje ją w talii, Kelly zesztywniała.
Nieraz tańczyła przytulona do mężczyzny, ale z tym
Broughem było zupełnie inaczej.
- Uświadom mi - zaczął - co Cox ma w sobie, że jest
tak atrakcyjny dla kobiet.
Kelly nerwowo na niego zerknęła. Był elegancko ubra
ny i poczuła subtelny zapach wody kolońskiej, jakiej uży
wał. Julian gustował w mdlących, z pewnością znacznie
tańszych kosmetykach, które zupełnie jej nie odpowiadały.
Mimo nieskazitelnego wyglÄ…du Brougha Kelly przypusz
czała, że gdyby nie ogolił się przed przyjściem na bal, jego
szczęka byłaby pokryta bardzo ciemnym i gęstym zaro
stem. Szorstkim w dotyku, sprawiającym, że będąc cało
waną przez niego czułaby lekki, zmysłowy dreszczyk.
Zła na siebie za myśli, jakie ją zaprzątały, Kelly uświa
domiła sobie, że nie odpowiedziała na pytanie Brougha.
- No cóż, Julian lubi kobiety - westchnęła.
Jego brwi uniosły się szybko.
- Z całą pewnością - zgodził się Brough. - Nie prze
szkadza ci to? Z doświadczenia wiem, że kobiety cenią
sobie związki oparte na wierności i lojalności.
- Julian jest tylko moim przyjacielem - przypomniała
mu ostro Kelly.
53
- Bardzo serdecznym przyjacielem - dodał Brough.
Wypytuje mnie zbyt szczegółowo i drąży zbyt głęboko,
stwierdziła Kelly. Czuła, że odpowiadając mu, albo za-
brnie w kolejne kłamstwa, albo zdradzi, że cały dzisiejszy
wieczór jest mistyfikacją.
- Gorąco tu - poskarżyła się, uwalniając się z jego
objęć. - Muszę zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie było to do końca wykrętem. Była zgrzana, a taras
za otwartymi oknami kusił jak okazja do ucieczki. Dusz
ność u Kelly nie była spowodowana temperaturą na sali,
ale bliskością tego mężczyzny, poczuciem winy i skrępo
waniem.
Idącej w kierunku tarasu, Kelly nie przeszło przez
myśl, że Brough za nią ruszy. Sądząc po sposobie, w jaki
ją wypytywał, nietrudno było się domyślić, jakie ma o niej
zdanie, a nie odpowiadając mu, potwierdziła, że jego po
dejrzenia są w pełni uzasadnione.
Z ulgą wyszła na chłodny taras i unikając innych par
spacerujących w pobliżu, zeszła po kamiennych schod
kach prowadzÄ…cych do ogrodu.
Była już prawie na dole, kiedy potknęła się o ostry
kamień. Jednak zanim wylądowała kolanami na szorstkiej,
żwirowanej alejce, została pochwycona w silne męskie
ramiona i usłyszała spokojny głos Brougha:
- W porzÄ…dku, mam ciÄ™.
Rzeczywiście tak było i wcale nie zamierzał jej puścić.
Czuła bijące tuż przy jej ciele jego serce i nagle stwier
dziła, że brakuje jej tchu.
54
- Skręciłaś kostkę? Możesz stanąć na tej nodze?
- Moja kostka...
Kelly spojrzała w jego oczy, a potem mimowolnie
przeniosła wzrok na pełne, zmysłowe usta. Efekt, jaki to
wywarło na Broughu, był niczym potężna fala. Bezwied
nie zwilżyła niewiarygodnie suche wargi. Co on powie
dział o jej kostce? Jakiej kostce? Nie mogła oderwać od
niego oczu. Po co mężczyznie tak absurdalnie długie rzęsy
i granatowe, niemal czarne oczy?
- Kelly. Kelly...
- Tak - wyszeptała, przyzwalając na to, co się zaraz
stanie.
W końcu pocałunek to tylko pocałunek. Jak mogła być
na tyle niemądra i naiwna, żeby tak sądzić? Zetknięcie ich
warg nie było jakimś tam pocałunkiem. Przez chwilę pró
bowała analizować to, co się działo, i zachować resztki
zdrowego rozsądku, ale szybko poddała się rozkosznemu
doznaniu. Słodkiemu, stanowczemu i namiętnemu napo
rowi jego ust. Szybkiemu przejściu od delikatnego, ostroż
nego błądzenia do zmysłowej i namiętnej eksplozji, jaka
wstrząsnęła jej ciałem.
- Kelly!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]