[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kapitolińskiego akcentu, raczej bardziej szorstką intonację Dwunastego Dystryktu. Nie mogę
się pozbyć niejasnego, krzepiącego wrażenia, że ktoś mnie szuka.
W końcu nadchodzi moment, w którym odzyskuję świadomość i widzę, że moja prawa ręka
nie jest podłączona do żadnej aparatury. Znikł ucisk w pasie, mogę się poruszać. Chcę wstać,
ale nieruchomieję na widok własnych dłoni. Skóra stała się perfekcyjnie gładka i jasna. Bez
śladu znikły nie tylko blizny z areny, lecz także szramy, których sporo się nazbierało przez
lata polowań. Czoło w dotyku przypomina aksamit, bezskutecznie próbuję odszukać na łydce
ślady po oparzeniu.
Opuszczam nogi na podłogę, boję się, czy zdołają udzwignąć mój ciężar. Na szczęście są
mocne i pewne. Wzdrygam się na widok stroju leżącego u stóp łóżka. Identyczne ubranie
248
nosili wszyscy trybuci na arenie. Wpatruję się w odzież, jakbymiała mi rozszarpać gardło, ale
w końcu sobie przypominam, że w tym uniformie, rzecz jasna, będę musiała powitać drugą
połowę drużyny.
Ubieram się nie dłużej niż minutę. Nerwowo drepczę przed ścianą, w której ukryte są drzwi.
Nie umiem ich zlokalizować do czasu, gdy się nieoczekiwanie rozsuwają. Przechodzę do
przestronnego, pustego korytarza, w którym pozornie również brakuje drzwi. Z pewnością
gdzieÅ› tu sÄ…, a za jednymi z nich znajduje siÄ™ Peeta. Teraz, kiedy jestem przytomna i mogÄ™
chodzić, coraz bardziej się o niego niepokoję. Z pewnością miewa się dobrze, awoksa
chybaby nie kłamała. Tak czy owak, sama muszę się o tym przekonać.
Peeta! wołam, bo nie mam kogo spytać. W odpowiedzi ktoś wypowiada moje imię, ale
ten głos nie należy do
I Peety. Poznaję to brzmienie. To głos, który początkowo budzi
irytację, a potem radość. Effie.
Odwracam się i widzę, że wszyscy czekają w wielkiej sali na końcu korytarza: Effie,
Haymitch i Cinna. Bez wahania pędzę w ich kierunku. Triumfatorka powinna pewnie
zachować więcej wstrzemięzliwości, wyniosłości, zwłaszcza że każdy jej krok jest
nagrywany, ale na nic nie zważam. Pędzę i zdumiewam samą siebie, kiedy na dzień dobry
rzucam siÄ™ w ramiona Haymitcha.
Dobra robota, skarbie szepcze mi do ucha bez krztyny ironii.
Effie jest bliska łez, bezustannie poklepuje mnie po głowie i mówi, jak to wszystkim
opowiadała, że prawdziwe z nas perełki. Cinna tylko mocno mnie ściska i nie wypowiada ani
jednego słowa. Potem zauważam, że brakuje Portii i ogarniają mnie złe przeczucia.
Gdzie jest Portia? Poszła do Peety? Wszystko z nim w porządku? %7łyje, prawda?
wyrzucam z siebie.
Miewa się doskonale. Tyle że macie się spotkać dopiero podczas ceremonii na żywo
wyjaśnia mi Haymitch.
Ach, to dlatego wzdycham. Opuszcza mnie to okropne przekonanie, że Peeta nie żyje.
Właściwie sama chciałabym to zobaczyć.
Pójdziesz teraz z Cinną, musi cię przygotować zapowiada Haymitch.
Co za ulga, że mogę spędzić chwilę sam na sam z Cinną, poczuć na ramieniu jego rękę, kiedy
wyprowadza mnie poza zasięg kamer. Po przejściu kilku korytarzy zatrzymujemy się przed
windą, która zawozi nas do holu Ośrodka Szkoleniowego. Teraz wiem, że szpital znajduje się
głęboko pod ziemią, jeszcze niżej niż sala, w której trybuci ćwiczyli wiązanie węzłów i rzuty
249
oszczepem. Okna w holu są zaciemnione, na posterunku stoi kilku strażników. Nikt poza nimi
nie patrzy, jak przechodzimy do windy dla trybutów. Stukot naszych kroków odbija się
echem w pustce. Gdy suniemy na dwunaste piętro, przed oczami stają mi się twarze
wszystkich zawodników, którzy odeszli na zawsze. W piersiach czuję przykry, ciężki ucisk.
Gdy rozsuwają się drzwi windy, Venia, Flavius i Octavia rzucają się, aby mnie wyściskać.
Wszyscy zaczynają jednocześnie trajkotać z entuzjazmem, przekrzykują się, a ja nie rozu-
miem ani słowa. Nie mam wątpliwości, co czują. Są szczerze zachwyceni, że mnie widzą, ja
również z radością spoglądam na ich twarze, choć nie jestem tak zadowolona jak ze spotkania
z Cinną. Przypuszczam, że podobnie czują się ludzie, którzy po szczególnie ciężkim dniu
wracajÄ… do domu, gdzie spotykajÄ… siÄ™ z radosnym powitaniem domowych zwierzÄ…tek.
Zabierają mnie do jadalni i wreszcie dostaję porządny posiłek, rostbef z groszkiem i miękkimi
bułkami, choć moje porcje są nadal racjonowane. Gdy proszę o dokładkę, spotykam się z
odmowÄ….
Nie, nie, nie. Nikt nie chce, aby twoje jedzenie wylądowało na estradzie sprzeciwia się
Octavia, lecz potajemnie podaje mi pod stołem dodatkową bułkę, aby dowieść, że trzyma ze
mnÄ….
Wracamy do mojego pokoju. Cinna na pewien czas wychodzi, a ekipa przygotowawcza
szykuje mnie do występu.
Spoglądam na swoje odbicie w lustrze i widzę, że zostały ze mnie skóra i kości. Gdy
opuszczałam arenę, z pewnością byłam jeszcze bardziej wymizerowana, ale i tak mogę bez
trudu policzyć swoje żebra.
Moi opiekunowie nastawiają prysznic, a gdy jestem już umyta, zabierają się do układania
moich włosów, do makijażu i malowania paznokci. Trajkoczą bezustannie, więc nawet nie
muszę się odzywać. I dobrze, nie mam nastroju na pogaduszki. Dziwne, choć w kółko mówią
o igrzyskach, przez cały czas koncentrują się na sobie: na tym, gdzie byli, co robili albo jak
się czuli, kiedy doszło do jakiegoś dramatycznego zdarzenia. Byłem jeszcze w łóżku!
Właśnie ufarbowałam sobie brwi!
Przysięgam, że omal nie zemdlałam!
Myślą wyłącznie o sobie, nie interesują się umierającymi na arenie młodymi ludzmi.
W Dwunastym Dystrykcie nie mamy zwyczaju delektować się igrzyskami. Zaciskamy zęby i
patrzymy, bo się nas do tego zmusza, a po zakończeniu turnieju jak najszybciej wracamy do
codziennych zajęć. Aby nie znienawidzić swojej ekipy, przez większość czasu nie słucham tej
gadaniny.
250
Zjawia się Cinna. W rękach trzyma skromną na pierwszy rzut oka sukienkę żółtozłotej barwy.
Zrezygnowałeś z koncepcji dziewczyny, która igra z ogniem? dziwię się.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]