[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nowczo. Jakby już postanowił, a jej pozostało tylko zastosować się do poleceń.
- Czy chociaż przez ułamek sekundy przyszło ci do głowy, że mogłabym nie chcieć
za ciebie wyjść?
- Słucham? - zdumiał się. - Nie. Oczywiście, że nie.
Gwen pokiwała głową. Powinna była wiedzieć. Jakąż mieliby przyszłość? Nic o
sobie nie wiedzieli. Aączyły ich tylko interesy. Podała mu kawę. On odwiózł ją do domu.
Padli sobie w ramiona w porywie namiętności. Ot i wszystko. Godzinę wcześniej na sa-
mą myśl o małżeństwie z nim oszalałaby ze szczęścia. Bezwiednie położyła rękę na
brzuchu. Teraz marzenia stały się tylko fragmentem zimnej kalkulacji.
- O co chodzi, Gwen? Dlaczego tak na mnie patrzysz? Chyba nie zamierzasz na-
prawdę się nie zgodzić? Nie znam kobiety, która nie skakałaby z zachwytu, gdyby mogła
zostać hrabiną.
Gwen pomyślała o jego macosze, wstrętnej Sophie, i jej znerwicowanej siostrzeni-
cy.
- No to jedną już znasz - powiedziała.
R
L
T
- Tu nie chodzi o to, czego chce każde z nas - zawołał. - Tu idzie o moje dziedzic-
two, twoją ciążę i nasze dziecko. Musimy przestać myśleć tylko o sobie i wspólnie po-
myśleć o przyszłości.
Jakież to arystokratyczne, pomyślała.
- Różnimy się bardzo - odparła. - A co z twoją przyszłością?
- Tym się nie kłopocz. Pozwól, że zajmę się wszystkim, Gwen. - Wykonał ruch,
jakby chciał ją objąć, lecz w ostatniej chwili się cofnął.
Zgodnie ze swoją obietnicą Etienne nie wtrącał się w sprawy restauracji. Gwen za-
stanawiała się, czy swoje ojcostwo także zamierzał ograniczyć do dawania pieniędzy.
Myśli się jej plątały. Bała się. Przyszłość ją przerażała.
Spróbowała wyczytać coś z jego twarzy. Bez skutku.
- Zupełnie nie mam pojęcia o dzieciach - powiedziała. - Tyle trzeba zrobić, jeśli
mielibyśmy wziąć ślub, zanim... - Odruchowo spojrzała na swój płaski jeszcze brzuch.
- Czasem dobrze jest być arystokratą. Na każdą niespodziewaną okoliczność są
przygotowane szczegółowe plany. Wystarczy kilka telefonów, żeby wprawić maszynerię
w ruch. A poza tym... ja też nic nie wiem o dzieciach. Sądzę, że większość ludzi tak za-
czyna. Ale na pewno nie zabraknie nam pomocy.
Przyglądała się, jak przez telefon wydawał kolejne polecenia. I wciąż nie mogła
przestać go podziwiać. I za urodę, i za przymioty charakteru, i za rozum.
Skończył rozmawiać, wstał i wziął jej torebkę.
- Chodz. Porozmawiamy na neutralnym gruncie.
- DokÄ…d idziesz z mojÄ… torebkÄ…?
- Przejedziemy się. Dzięki niej zwabię cię do mojego samochodu.
Zakołysał torebką i otwarł drzwiczki ferrari.
- Dokąd jedziemy? - spytała.
Uśmiechnął się tajemniczo.
- Nie patrz na mnie tak podejrzliwie. Znam malutkie bistro za miastem. Właściciele
są bardzo dyskretni. Nikt nam tam nie będzie przeszkadzał. I nikt nas nie podsłucha.
- Będę miała dziecko. O czym tu rozmawiać? - Powoli podeszła do samochodu.
R
L
T
- Mamy wziąć ślub. Trzeba omówić wiele spraw. Na początek zapamiętaj jedno:
nie będziesz miała dziecko". Nosisz moje dziecko. A to znaczy, że nie jesteś sama.
Patrzył na nią ze stoickim spokojem. Panował nad sobą i nad sytuacją. Był wspa-
niały.
- Zgoda - skapitulowała. - Rozmowa po obiedzie. Tyle zniosę.
ZacisnÄ…Å‚ usta.
- Tak. Są sprawy, o których muszę z tobą porozmawiać.
- Porozmawiać jak z Angelą Webbington?
Zdumiała się. Zamiast wybuchnąć gniewem
Etienne tylko skinął głową.
- Oui15. Dokładnie tak. Tylko tym razem każde wysłucha, co drugie ma do powie-
dzenia, Gwen.
15
oui (fr.) - tak (przyp. tłum.)
Nie odezwała się. Angela zniknęła z jego życia. Czy i ją miało to spotkać? Pomy-
ślała ze strachem o dziecku, które miałaby wychowywać sama. Lęk ścisnął jej gardło.
Małżeństwo z Etienne'em było dla dziecka gwarancją bezpiecznego, dostatniego życia.
- Czyli... jeśli wyjdę za ciebie, wszystko będzie dobrze?
Ruszył z podjazdu wyjątkowo spokojnie, wręcz majestatycznie.
- Nawet ja nie mogę ci tego obiecać, Gwen. Nikt nie potrafi przewidzieć przyszło-
ści. Ale mogę obiecać ci jedno: moje dziecko, kiedy dorośnie, zajmie moje miejsce, bę-
dzie hrabią. Będzie miało wszystko, co najlepsze. Odpowiadam za nie od chwili kiedy...
kiedy to się stało. Nigdy nie zostawię kobiety, która nosi moje dziecko. Zwłaszcza ciebie.
Jesteśmy przecież wspólnikami w interesach. To też wymaga współpracy. - Posłał jej pe-
łen zachęty uśmiech.
- Czy w równie romantyczny sposób przemawiałeś do swojej byłej narzeczonej?
Grymas wykrzywił mu twarz.
- Nie jesteś Angelą i nigdy nie będziesz - powiedział z bólem. - Tym razem
wszystko będzie zupełnie inaczej.
R
L
T
Od dawna mówiła sobie, że nie powinna angażować uczuć w ich spółkę. Teraz bę-
dzie mógł wywierać wpływ nie tylko na jej życie zawodowe, ale i osobiste. Jeśli się zgo-
dzi wyjść za niego, być może wkrótce nie będzie mogła sobie pozwolić na luksus jakich-
kolwiek emocji.
W milczeniu mknęli wśród pól. Kiedy dojechali na miejsce, Gwen zamrugała w
ostrym słońcu. Byli w maleńkiej, cichej, sennej wiosce.
Właściciel bistro wybiegł im naprzeciw. Witał ich w głębokich ukłonach. Pomyśla-
ła, że Etienne musiał w przeszłości odwiedzać to miejsce nieraz. I z niejedną kobieta.
Czy małżeństwo może to zmienić?
Gospodarz zaprowadził ich do stolika ukrytego za domem, w cieniu winorośli,
wśród wspaniałych kwiatów.
- Gwen będzie piła sok pomarańczowy z lodem. Na początek zje melona z tru-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]