[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Kociak.
- Miau - dzwięk był cichy i trochę żałosny. Ruda
puszystość wyszła spod krzewu. - Miau? - zagadnęła jeszcze
raz w kocim języku.
Nick chciał przegonić kota. Niech wraca do domu.
- Zmykaj.
Kot nie miał najmniejszego zamiaru. Niespiesznie wrócił
pod krzew i nadal wgapiał się w człowieka złotymi ślepiami,
które teraz wydawały się jeszcze większe. Najwyrazniej nic
sobie z niego nie robił.
Nick wzruszył ramionami i wszedł na ganek. Z
kuchennego okna przez niedomknięte żaluzje sączyło się
ciepłe światło. Widział krzątającą się Jenny. Ona też go
zobaczyła, uśmiechnęła się.
Od progu powitały go zapachy kolacji. Skierował się
prosto do kuchni, stanÄ…Å‚ w drzwiach.
Jenny rwała liście sałaty i wrzucała je dużej drewnianej
misy.
Odwróciła głowę i uśmiechnęła się ponownie.
- Cześć.
- Cześć. Gdzie Polly?
- Rozmawia przez telefon z Amelią. - Umyła duży
pomidor i zaczęła go kroić. Błyszczący nóż cicho stukał o
deskę: - Umawiają się na sobotni wieczór. Wybierają się na
prywatkę organizowaną przez koleżankę Amelii z jej nowej
szkoły w Greenhaven. Nie byle jaka impreza, będą nawet
chłopcy.
- Fiuu. Poważna sprawa.
- Owszem. Amelia chce, żeby Polly została potem u niej
na noc i teraz omawiają szczegóły. Strasznie są przejęte,
dyskutują, co mają włożyć.
- To może potrwać.
- Może. - Jenny była wyraznie rozbawiona doniosłymi
życiowymi problemami swojej córki. - Chyba będziesz musiał
sam nakryć dziś do stołu. Nie sprawi ci to chyba kłopotu?
- PoradzÄ™ sobie jakoÅ›. Dam wszystko za darmowy
posiłek.
- Zauważyłam.
Nick cały czas stał w drzwiach między kuchnią a jadalnią i
przyglądał się, jak Jennie przygotowuje sałatkę. Rozmyślał, że
po ślubie z Sashą będzie miał podobne wieczory.
Dom. Taki jak ten. Tego pragnął. Miejsca, do którego się
wraca po całym dniu pracy i gdzie ktoś czeka.
Zmieszne, że niektórym facetom pół życia zajmuje
zrozumienie tak prostych spraw, podczas gdy inni wiedzÄ… od
samego początku, co się naprawdę liczy. Andy wiedział.
Andy. Nick w zamyśleniu pokręcił głową. Wysoki
chudeusz z podręcznikiem chemii pod jedną pachą i piłką do
koszykówki pod drugą. Najlepszy przyjaciel, jakiego można
sobie wymarzyć. Taki, któremu ze wszystkiego człowiek
może się zwierzyć. Taki, który wiele rozumiał, ale nie
zadręczał innych swoją życiową mądrością. Taki, z którym
milczało się i rozmawiało równie zajmująco.
Nick w dalszym ciągu prowadził z nim rozmowy w
myślach, choć nigdy nikomu by się do tego nie przyznał.
Ludzie uznaliby, że brak mu piątej klepki, więc trzymał te
rozmowy w tajemnicy. Jemu bardzo pomagały, a nikomu nie
szkodziły.
Jenny wyjęła z lodówki pieczarki, szybko opłukała,
wysuszyła papierowym ręcznikiem i zaczęła je kroić do
sałatki.
Ciekawe, czy Sasha też w tej chwili przygotowuje
kolację? Dziwne, ale nigdy nie widział, by cokolwiek
gotowała.
W krótkim okresie, kiedy byli razem, zawsze jadali w
restauracjach. Ale chciała mieć dom, tak samo jak on.
Może nieważne, kto gotuje, byle jedzenie zostało
zrobione. Nick trochę sam kucharzył. Najważniejsze, żeby
razem usiąść przy stole i rozmawiać, tak jak rozmawiał z
Jenny i Polly. Podawać sobie nawzajem potrawy. Mieć
poczucie, że dzień dobrze upłynął i kończy się w rodzinnym
kręgu.
Jenny kroiła właśnie dymkę. Zerknęła na Nicka, jakby
trochę zdziwiona, że przyjaciel stoi w milczeniu i tak się jej
przyglÄ…da.
Przypomniała mu się kulka futra.
- Czy ktoś z twoich sąsiadów ma może rudego kociaka?
Jenny odłożyła nóż, wrzuciła pokrojoną cebulę do misy,
po czym wytarła dłonie.
- O ile wiem, to nie. Dlaczego pytasz?
- Przed domem siedzi jakiÅ› maluch.
- %7Å‚artujesz.
- Pod krzakiem. Jenny odwiesiła ręcznik.
- Pokaż mi gdzie.
Wyszli na podjazd i Nick wskazał miejsce, gdzie widział
kota.
- Tu siedział, pod tym oleandrem. Coś mi koniecznie
chciał powiedzieć.
Jenny zaczęła się rozglądać, ale nigdzie nie dojrzała
zwierzÄ…tka.
- Pewnie już sobie poszedł swoją drogą.
W tej chwili drzwi od domu otworzyły się i wybiegła
Polly.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Nick widział tu gdzieś małego kotka, ale chyba już sobie
poszedł.
- Kociaka? - Polly zabłysły oczy. Mogła sobie mieć
trzynaście lat, utrzymywać, jaka to jest dorosła, ale na
wspomnienie kociaka znów była dzieckiem. Zatrzasnęła drzwi
i dołączyła do matki i Nicka. - Duży był? Jakiego koloru? -
Nie czekając na odpowiedz, zaczęła nawoływać wysokim
głosem: - Kici, kici, kici. - Doszła do załomu, gdy
odpowiedziało jej niepewne miauknięcie. - Chodz tu, kotku!
Zaszeleściły liście i u stóp Polly pojawił się rudzielec.
Usiadł wyprostowany.
- Miau!
- Ojej, jakiś ty słodki. Zliczny jesteś. - Polly pochyliła się
i podniosła kota. - Tylko popatrzcie na niego. - Czy nie jest
cudowny, sami powiedzcie?
Kociak nie był głupi. Dostrzegł dla siebie życiową szansę i
natychmiast zaczął się łasić do Polly. Pomrukiwał przy tym
rozkosznie.
- Mamo, przyjrzyj się. Nie ma nawet obróżki. Widać, że
jest niczyj i szuka domu. - Polly przytuliła kociaka, jakby
wyrwała go właśnie w objęć śmierci.
Jen miała zafrasowaną minę.
- Polly...
Ta natychmiast zaczęła się targować.
- Będę się nim zajmować. Przyrzekam. Wszystko przy
nim zrobię. Sama go będę karmiła. Będę czyściła kuwetę. Ty
nie będziesz musiała kiwnąć palcem. Nawet nie będziesz
wiedziała, że z nami mieszka.
- Kochanie, to pewnie kot z sÄ…siedztwa.
- Na pewno nie. Jest bezdomny, zobacz, jakÄ… ma
zaniedbaną sierść. Nikt go nie kocha, biedaka.
Kot mruczał coraz głośniej. Jen westchnęła.
- Wracajmy, bo tu zmarzniemy. Porozmawiamy w domu.
- Ale jego też wezmiemy. Nie możemy go tak zostawić.
Po ciemku, w chłodzie, żeby go zjadł jakiś wielki pies.
Nick uśmiechnął się pod nosem. Polly miała kiedyś
wielkiego, szarego kocura i małego, wyjątkowo ujadającego
psa, ale przeniosły się dawno na tamten świat, najpierw kocur,
wkrótce po nim pies. Jen najwidoczniej uznała, że córka
wyrosła już z potrzeby zajmowania się zwierzakiem.
Niestety...
- Mamo, wiesz, że mam rację - oznajmiła stanowczo. -
Nie możemy przecież zostawić bezbronnego kociaka w nocy
na chłodzie. Nie tego mnie przecież uczyłaś, prawda?
Jen posłała Nickowi bezradne spojrzenie, a on uniósł
brew. Rozumiał dylemat przyjaciółki. Widział nie raz, jak
Polly manipulowała matką. Potrafiła być nieugięta i uparta
niczym muł, kiedy jej na czymś zależało i Jen ustępowała. A
teraz ten przeklęty kotek. Nie można było nie przygarnąć
znajdy, nawet gdyby Polly miała po tygodniu zapomnieć o
wszystkich swoich obietnicach co do opieki nad rudzielcem.
Było tylko kwestią czasu, kiedy Jenny ustąpi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl