[ Pobierz całość w formacie PDF ]
utrzymuje, że w danej chwili nie przywiązywała szczególnej wagi do określenia
dokładnego czasu śmierci, lecz śmierć musiała nastąpić niewątpliwie co najmniej
o godzinę wcześniej.
Mamy, jak państwo widzą, dwa całkowicie sprzeczne zeznania, nie licząc
ewentualnej omyłki panny King.
129
Ja się aż tak nie mylę! zaprotestowała Sara. To znaczy... Gdybym popełniła
omyłkę, przyznałabym się do niej.
Poirot skłonił się znów uprzejmie młodej lekarce.
A zatem podjął istnieją tylko dwie możliwości. Ktoś kłamie: panna King
albo Raymond Boynton! Zastanówmy się teraz, jakie po temu powody mógłby
mieć Raymond, przyjąwszy, naturalnie, że panna King nie popełniła omyłki ani
nie kłamie rozmyślnie. Rozpatrzmy też przebieg wydarzeń. Raymond wraca do
obozu, widzi macochę siedzącą przed wejściem do groty, podchodzi do niej i
stwierdza, że jest nieżywa. Jak postępuje? Czy alarmuje obóz, wzywa pomocy?
Nie! Czeka parę minut, następnie zaś wstępuje do swojego namiotu i schodzi pod
markizę. Zastaje tam resztę rodziny, lecz nic nie mówi. Przyznają państwo, że
byłoby to zachowanie dziwne, nad wyraz dziwne!
Oczywiście! Nawet idiotyczne podchwycił nerwowo Raymond. Wobec tego
powinien mi pan uwierzyć, że matka żyła wtedy. Panna King była zaskoczona,
zbita z tropu. Aatwo mogła popełnić omyłkę.
Narzuca się pytanie podjął Poirot, puściwszy mimo uszu słowa Raymonda
jaka mogła być przyczyna takiego zachowania? Z pozoru wygląda na to, że
Raymond Boynton nie mógł popełnić zbrodni, ponieważ tylko raz tamtego
popołudnia był sam z macochą, która wówczas już nie żyła. Załóżmy, że jest
niewinny. Czy w takim razie potrafimy wytłumaczyć jego zachowanie? Z całym
przekonaniem odpowiem: tak, jeżeli, oczywiście, przyjmiemy, że jest niewinny.
Mówię to, ponieważ zapamiętałem jego słowa: "Rozumiesz przecież, że ją trzeba
zabić". Tamtego popołudnia wraca ze spaceru i znajduje zwłoki pani Boynton. Co
dalej? Przypomina mu siÄ™ rozmowa w Jerozolimie i wynikajÄ…ca z niej pewna
możliwość. Plan został wykonany, nie przez niego, przez współuczestniczkę.
Innymi słowy podejrzewa swoją siostrę, pannę Carol Boynton.
To kłamstwo! rzucił Raymond zdławionym, drżącym głosem.
Z kolei rozpatrzymy następną możliwość ciągnął detektyw. Czy Carol
Boynton mogła popełnić morderstwo! Co przeciw niej przemawia? Z natury jest
energiczna i nerwowa, ma bujny temperament, a zatem mogłaby uznać tego
rodzaju czyn za szlachetny i heroiczny. Z nią to właśnie Raymond rozmawiał w
Jerozolimie. Do obozu wróciła dziesięć po piątej. Według zeznań własnych:
podeszła do matki i zamieniła z nią kilka słów. Nikt tego nie widział. Obóz był
130
wyludniony, służba spała. Lady Westholme, panna Pierce i pan Cope zwiedzali
groty za zakrętem parowu. Nie było świadka. Czas zgadza się plus minus z
zeznaniem panny King. A więc oskarżenie Carol Boynton miałoby pewne
podstawy.
Poirot przerwał. Carol popatrzyła mu w oczy. Jej spojrzenie było przeciągłe i
pełne smutku.
I jeszcze jedno podjął po chwili. Wczesnym rankiem następnego dnia Carol
Boynton wrzuciła coś do potoku. Są wszelkie powody, by sądzić, że to "coś" było
strzykawkÄ….
Co pan mówi? zdziwił się doktor Gerard. Przecież znalazłem swoją
strzykawkÄ™. Mam jÄ….
Właśnie! podchwycił detektyw. Ta druga strzykawka stwarza aspekt bardzo
ciekawy, niezwykły. O ile mi wiadomo, druga strzykawka to własność panny King.
Czy tak, mademoiselle?
Carol Boynton ubiegła młodą lekarkę.
Nie! zawołała żywo. To moja strzykawka, nie panny King!
Przyznaje pani zatem, że wyrzuciła pani strzykawkę? podchwycił Poirot.
Dziewczyna zawahała się przez chwilę.
Tak. Czemu nie miałabym tego zrobić?
Carol! Nadine pochyliła się do przodu; oczy miała szeroko otwarte, pełne
lęku. Carol! Nie rozumiem, dlaczego...
Carol zwróciła twarz w stronę bratowej. Spojrzała na nią bystro, jak gdyby
wrogo.
Nie ma tu nic do rozumienia! powiedziała. Wyrzuciłam starą strzykawkę.
Nigdy nie dotykałam trucizny... nigdy.
Panna Pierce powiedziała panu prawdę! podchwyciła spiesznie Sara
zwracając się do detektywa. To była moja strzykawka!
Chociaż sprawa strzykawki uśmiechnął się Poirot jest zagadkowa, bardzo
skomplikowana, lecz mimo wszystko to da się chyba wyjaśnić. Cóż, postawiliśmy
dotąd dwie tezy: tezę niewinności Raymonda Boyntona i tezę winy jego siostry,
Carol. Ale ja jestem absolutnie bezstronny. Każdą sytuację zwykłem rozpatrywać
z obydwu stron. Postawmy pytanie: Jak wyglądałaby sprawa, gdyby Carol była
niewinna? Otóż wraca do obozu i podszedłszy do matki, widzi, że nie żyje. Co
131
przyszło jej do głowy? Oczywiście podejrzenie, że jej brat Raymond popełnił
zabójstwo. Nie wie, co robić. Nic nie mówi. I co dalej? W jakąś godzinę pózniej
Raymond wraca, rzekomo rozmawia z matką i także nie mówi, że coś się stało.
Nie sądzą państwo, że jej podejrzenia musiały się wtedy ugruntować? Być może
idzie do jego namiotu i znajduje tam strzykawkę. Jest już absolutnie pewna!
Zabiera strzykawkÄ™, ukrywa i wyrzuca nazajutrz wczesnym rankiem.
Jeszcze jedno wskazuje, że Carol Boynton jest niewinna ciągnął detektyw.
Kiedy rozmawiałem z nią, zapewniła, że ani ona, ani jej brat nie myśleli nigdy
serio o wprowadzeniu w czyn swojego planu. Poprosiłem ją, by przysięgła, że
mówi prawdę. Zrobiła to natychmiast, bez wahania, z całą powagą i godnością.
Przysięgła, że nie jest winna zbrodni. Rozumieją państwo? Ona, nie oni! Kwestię
winy brata pominęła. Spodziewała się pewno, że ujdzie to mojej uwadze! Tak
przedstawia się sprawa niewinności Carol Boynton. Cofnijmy się teraz i
zastanówmy nie nad niewinnością, lecz nad winą Raymonda Boyntona.
Przypuśćmy, że Carol powiedziała prawdę i pani Boynton żyła o piątej dziesięć.
W jakich warunkach Raymond mógłby popełnić zbrodnię? Wolno nam
podejrzewać, że zabił macochę, kiedy za dziesięć szósta podszedł do niej i jakoby
z nią rozmawiał. Co prawda służba kręciła się już po obozie. Ale zapadał
zmierzch. Raymond mógłby dokonać zbrodni niepostrzeżenie, ale wynikałoby z
tego, że panna King musi kłamać. Pamiętają państwo? Do obozu wróciła ledwie
pięć minut pózniej niż Raymond. A zatem ze stosunkowo nieznacznej odległości
musiałaby widzieć, że Raymond jest przy matce. Co dalej? Kiedy znaleziono
zwłoki, panna King przypuszczała, że zabójstwo popełnił Raymond i, aby go
ratować, skłamała rozmyślnie. Wiedziała przecież, że doktor Gerard ma ciężki
atak malarii i nie będzie mógł podważyć jej opinii.
Ja nie skłamałam! powiedziała z przekonaniem Sara.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]