[ Pobierz całość w formacie PDF ]
czworo kartkę papieru. Jeszcze raz zerknęła na jej
86 MEKSYKACSKI ZLUB
treść. Pełne imię i nazwisko mężczyzny zawierającego
małżeństwo zapisano jako Connal Cade Tremayne.
Connal. Zawsze nazywała go C.C. Do tamtej nocy
w Juárez nie miaÅ‚a pojÄ™cia, skÄ…d wzięły siÄ™ te inicjaÅ‚y.
Powtórzyła głośno jego pełne imię i nazwisko, żeg-
najÄ…c siÄ™ raz na zawsze ze swoimi marzeniami. Gdyby
los okazał się dla niej łaskawszy... Gdyby ten doku-
ment był świadectwem prawdziwej miłości...
Spojrzała na akt ostatni raz i złożywszy go, wyszła
z pokoju.
C.C. czekał na nią u podnóża schodów. Sam.
Wiedziała, że na nią patrzy. Bez słowa podała mu
dokument, po czym szybko cofnęła dłoń. Nie chciała,
by jej dotknął. Pewnie jej dotyk był mu teraz równie
niemiły jak kontakt z trędowatym.
Przepraszam wyszeptała, wpatrzona w czubki
swoich butów. To było...
Zadurzenie, które wymknęło się spod kontroli
dokończył. W jego głosie nie było cienia sympatii.
Nie spodziewałaś się takiego finału, co? Jesteś
kłamliwą, podstępną krętaczką. Myślałaś, że trafiłaś
na żyłę złota, co?
%7łal chwycił ją za gardło, a w oczach zakręciły się
łzy. Nie odpowiedziała. Minęła go i szybko wróciła do
kuchni.
C.C. czuł do siebie nienawiść. Do niej też. Był dla
niej niesprawiedliwy, wiedział o tym. Zasłużyła na
takie traktowanie. Nigdy by się po niej nie spodziewał
tak nikczemnego postępku. Wykorzystała fakt, że był
Diana Palmer 87
kompletnie pijany i nie wiedział, co robi. A miał o niej
takie wysokie mniemanie! Na dodatek postawiła go
w bardzo kłopotliwej sytuacji. Spotykał się z Edie, nie
wiedząc o tym, że... jest człowiekiem żonatym! Co by
było, gdyby któregoś dnia poszedł z Edie do pastora?
Za jednym zamachem nieświadomie dopuściłby się
zdrady małżeńskiej i bigamii!
Ona już dostała nauczkę odezwał się cicho Ben,
stając obok niego. Nie wyżywaj się na niej. Wbrew
temu, co myślisz, nie zrobiła tego celowo.
Powinna była o wszystkim mi powiedzieć!
Zgadza się. Powinna. Ale nie wiedziała jak.
Najpierw sądziła, że takie małżeństwo jest fikcją. Na
jej obronę przemawia fakt, że sama skontaktowała się
z prawnikiem, bo miała nadzieję, że uda jej się
załatwić unieważnienie. Ale okazało się, że jest po-
trzebny twój podpis.
Wiedziałeś o tym?
Ben pokręcił głową.
Podobnie jak ty, dowiedziałem się o tym dopiero
dzisiaj. Widziałem, że coś ją gryzie. Domyślałem się,
że ma kłopoty, ale nie miałem pojęcia jakie.
C.C. z wściekłością spojrzał na dokument. Małżeń-
stwo. %7łona. Wciąż nie mógł zapomnieć Marshy i jej
uporu, żeby z nim popłynąć na spływ pontonami po tej
cholernej górskiej rzece. Zawsze była nieustępliwa,
zdecydowana na wszystko. Powinien był ją powstrzy-
mać, zwłaszcza że nie czuła się dobrze: miała nudno-
ści, zawroty głowy. Gdyby wtedy domyślił się, że jego
88 MEKSYKACSKI ZLUB
żona jest w ciąży! Podczas identyfikacji zwłok przeżył
największy koszmar swojego życia.
Pogrążony w tragicznych wspomnieniach, jęknął
głośno. To on ją zabił. Jego zamożność wynikała po
części z połączenia z jej fortuną. Wspólnymi siłami
stworzyli firmę, która zajmowała się transplantacją
embrionów bydlęcych. Po wypadku długo nie mógł
dojść do siebie. Przekazał więc cały interes braciom,
sam zaś wyruszył na poszukiwanie spokoju ducha.
Znalazł go na ranczu Bena Mathewsa. Z zapałem
pomagał mu ratować gospodarstwo, do którego za-
czynał już pukać syndyk. Polubił wesołe, nienarzuca-
jące się towarzystwo jego córki Penelopy. I nagle
otrzymał od niej cios w plecy. Musi wyjechać, uciec
jak najdalej od niej i od wspomnień, które w nim
obudziła.
Dokąd się wybierasz? zapytał Ben. A może
nie powinienem pytać?
Co masz na myśli?
Pepi uważa, że jesteś człowiekiem zamożnym.
Ben wzruszył ramionami. Gdy pielęgnowała cię
kiedyś w chorobie, naopowiadałeś jej różnych rzeczy.
Majaczyłeś. Zorientowała się, że obwiniasz się za
śmierć żony i dlatego porzuciłeś swój dom. C.C.
słuchał go w milczeniu. Bez względu na powody,
które cię do nas sprowadziły, wiedz, że zawsze możesz
tu wrócić. Jestem ci bardzo wdzięczny za wszystko, co
dla nas zrobiłeś.
C.C. miał wrażenie, że zamykają się przed nim
Diana Palmer 89
drzwi. Ben rozmawiał z nim w taki sposób, jakby
zamierzał się z nim pożegnać. Instynktownie spojrzał
w stronę kuchni, lecz z miejsca, w którym stali, nie
mógł dojrzeć Pepi. Kiedy uświadomił sobie, że może
jej nigdy więcej nie zobaczy, przeraził się. Zupełnie
nie rozumiał, co się z nim dzieje.
Jeszcze nie wiem, co zrobię przyznał. Pewnie
pojadę do domu zobaczyć się z rodziną. Muszę też
spotkać się z prawnikiem w wiadomej sprawie dodał,
unoszÄ…c do õory rÄ™kÄ™, w której trzymaÅ‚ dokument.
Dziwne, że ta kartka papieru zaczynała mieć dla niego
niezwykłą wartość: jak cenny skarb, a nie świadectwo
niechcianego zwiÄ…zku.
Nie będę miał do ciebie żalu, jeśli do nas nie
wrócisz mówił Ben wyraznie znużonym tonem.
Obaj wiemy, że prędzej czy pózniej ranczo i tak
pójdzie pod młotek. Dzięki tobie staliśmy się wypła-
calni, ale sam wiesz, że ceny bydła spadają, a ja
powinienem zainwestować w nowe technologie. Po-
za tym robiÄ™ siÄ™ na to wszystko za stary.
Taki pesymizm nie pasował do Bena Mathewsa.
Daj spokój odparł C.C. Masz dopiero pięć-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]