[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjemnością zje dobrą kolację i spędzi wieczór w towarzystwie Huntera.
Na widok naleśniczków, enchiladas, uśmiechnęła się radośnie.
- Właśnie na to miałam ochotę! Dzięki, Hunter.
- Musiałem zadbać, żebyś zjadła porządną kolację. Co jadłaś wczoraj?
- Płatki. Byłam zbyt zmęczona, żeby gotować.
- Zamówiłem też deser.
- Deser? Nie wiem, czy...
- Za pózno na protesty. A ich ciastko z kremem kokosowym zjesz na pewno.
- Będę chyba musiała zacząć się odchudzać.
Po kolacji Hunter, głuchy na wszelkie sprzeciwy Sally, zapłacił za nich oboje.
Potem wziął Sally za rękę i odprowadził ją do domu.
- Spędziłam przemiły wieczór. Miałeś świetny pomysł, bo byłam zbyt
zmęczona, żeby gotować. Jeszcze raz ci dziękuję - rzekła.
- Cieszę się, że się dobrze bawiłaś. Powinienem cię uprzedzić, że kiedy
dotrzemy pod twój dom, pocałuję cię na dobranoc. Tylko raz. I nie wejdę do środka.
To by było nierozważne. Zgoda?
Sally milczała chwilę, zanim odpowiedziała:
92
S
R
- Zgoda.
Miał rację, gdyby pocałował ją więcej niż tylko raz, igrałby z ogniem.
Pamiętając jednak, że Hunter wkrótce wyjedzie, zarzuciła mu ręce na szyję i oddała
pocałunek.
- %7łałuję, że cokolwiek obiecywałem - mruknął i westchnął. - No, wchodz do
środka i dobrze zamknij drzwi na klucz. Do jutra.
Sally posłusznie wykonała polecenie. Wiedziała, że Hunter poszedł do siebie.
Sam.
Nagle przypomniała sobie, że powiedział, iż zobaczą się jutro. Nie planowała
iść jutro do sklepu, ale przecież dla Huntera może zmienić plany.
Nie nastawiła budzika. Zamierzała spać do oporu, nawet do południa.
Kiedy zadzwoniÅ‚ telefon, sprawdziÅ‚a, która godzina. Ósma rano! O tej porze
tylko jedna osoba może do niej telefonować. Hunter. Trudno jej było uwierzyć, że
dzwoni tak wcześnie rano. I to właśnie powiedziała do słuchawki. Cisza, jaka
zapadła po jej słowach, zaniepokoiła ją.
- Przepraszam - wybąkała. - Chyba zaszła jakaś pomyłka. Kto dzwoni?
- Dzień dobry - odparł męski głos. - Tu Wilbur Hunt - przedstawił się
nieznajomy. - Gdzie jest mój wnuk?
Sally usiadła na łóżku.
- Dzień dobry - odpowiedziała. - Sądzę, że Hunter jest u siebie, w pensjonacie.
Próbował pan tam dzwonić?
- W pensjonacie! Nie, nie próbowałem. Zostawił mi tylko ten numer.
- Proszę nie odkładać słuchawki - rzekła - zaraz podam panu numer do
pensjonatu...
Sally wstała, odszukała książkę telefoniczną Bailey i okolic, znalazła
pensjonat i podyktowała numer panu Huntowi.
- Dziękuję, panno Rogers. Chciałem się umówić z wnukiem. Ma do mnie
dzisiaj przyjechać. Mam nadzieję, że nie sprawi to pani kłopotu.
93
S
R
Sally domyśliła się, na jaką odpowiedz czeka dziadek Huntera. Wiedziała
przecież, że taka chwila nadejdzie. Jednak nie chciała, by Hunter wyjeżdżał.
- Oczywiście, że nie - zapewniła swojego rozmówcę. - Jeśli tylko Hunter chce
jechać, nie będę robiła przeszkód.
- Pewnie, że chce. Chłopak już dość się nasiedział poza domem. Potrzebuję go
tutaj.
- Rozumiem.
- ZadzwoniÄ™ do niego. Do widzenia pani.
- Do widzenia.
Sally opadła na poduszki, usiłując opanować łzy napływające jej do oczu.
Wiedziała, że Hunter wyjedzie, więc dlaczego zachowuje się tak głupio? Bo tak
bardzo pragnie, żeby został.
Pociągnęła nosem i zamknęła oczy. Potrzebowała snu. Wczorajszy dzień był
strasznie męczący.
Dochodziła jedenasta, kiedy Sally znowu się obudziła. Jej pierwszą myślą
było, że Hunter mógł już wyjechać. I nawet nie przyszedł się pożegnać.
Wstała, chociaż wciąż czuła się bardzo zmęczona. Kusiło ją, by się nie
ubierać, ale pomyślała, że czułaby się skrępowana, gdyby ktoś zastał ją w szlafroku.
Ubrała się więc i zeszła na dół zaparzyć sobie kawę. Kiedy kawa się parzyła,
Sally zrobiła ciasto na naleśniki. Takie śniadanie pasowało do jej nastroju. Gdy
czekała, aż patelnia się rozgrzeje, odezwał się dzwonek u drzwi.
Sally odstawiła na bok miskę z ciastem naleśnikowym, zgasiła gaz pod
patelnią i pobiegła otworzyć.
Na progu stał uśmiechnięty Hunter.
Sally cofnęła się. Zmobilizowała całą siłę woli, żeby się nie rozpłakać.
- Cześć. Wpadłeś się pożegnać? - zaczęła. - Nie musiałeś się fatygować.
Hunter zmarszczył czoło.
- Pożegnać? - powtórzył zdziwiony. - O czym ty mówisz?
94
S
R
- Dziadek do ciebie nie dzwonił?
- Dzwonił. Skąd wiesz?
- Bo podałeś mu mój numer telefonu.
- No tak, podałem mu go na wszelki wypadek. Tak samo jak numer
pensjonatu. Zaraz, zaraz... Dzwonił tutaj?
- O ósmej rano.
- Nie miałem pojęcia. Strasznie cię za niego przepraszam. Mogę wejść? - Sally
wzięła głęboki oddech, usunęła się na bok i zrobiła mu przejście. Dobrze,
pomyślała, niech wejdzie, to się pożegnamy. Po co marznąć w otwartych drzwiach. -
Hm, czuję zapach kawy - rzekł Hunter i zatarł ręce.
- Masz ochotÄ™?
- PoproszÄ™.
Przeszli do kuchni. Sally nalała kawę do kubka, lecz nie usiadła. Czekała, aż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]