[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potrząsnął przecząco głową.
Siostra nie zna tej kobiety tak jak ja powiedział.
Pomyślałam sobie, że to dość zabawne słyszeć coś podobnego z ust zakonnika. Czyżby
tyle się nasłuchał podczas spowiedzi? Bardzo mnie to zdziwiło, poza tym nie byłam pewna,
czy zakonnicy spowiadają, czy też wolno to robić tylko księżom. On chyba był zakonnikiem,
bo chodził w białym habicie zamiatając kurz. No i miał też różaniec.
Tak, ona potrafi być bezlitosna powtórzył w zamyśleniu. Jestem tego pewien. Ale
chociaż jest twarda jak kamień, jak marmur, to czegoś bardzo się boi. Ale czego?
Ba! Wszyscy chcielibyśmy to wiedzieć!
Możliwe, że doktor Leidner wiedział, lecz chyba nikt inny.
Ojciec Lavigny spojrzał na mnie badawczo.
No i co siostra myśli? Wszystko tu jest normalnie? Czy też coś dziwnego wisi w
powietrzu?
Jest coś niepokojącego odparłam po chwili zastanowienia. W zasadzie wszystko
toczy się, jak powinno, bardzo składnie, ale człowiek ma takie dziwne uczucie&
Dziwne uczucie i mnie ogarnęło! Myśl mnie taka naszła ojciec Lavigny zaczął nagle
używać obcej składni że coś się święci. I doktor Leidner też chodzi osowiały. Coś go
bardzo martwi.
Może po prostu zdrowie żony podsunęłam.
Prawdopodobnie. Ale jeszcze coś więcej. Jakby to powiedzieć& w powietrzu wisi coś
dziwnego&
Ojciec Lavigny chyba utrafił w sedno.
Już więcej nic sobie nie powiedzieliśmy, bo właśnie nadszedł doktor Leidner i pokazał mi
dopiero co odkopany grób dziecka. Bardzo wzruszające. Malutkie kości i parę naczyń z
jakimiś okruchami. Doktor Leidner powiedział, że to szczątki naszyjnika z koralików.
Bardzo mnie rozśmieszyli tutejsi robotnicy. Trudno wprost wyobrazić sobie taką bandę
straszydeł. W koszulinach i jakichś szmatach, głowy zaś mieli tak obwiązane, jakby ich
bolały zęby. I raz po raz, kiedy tak chodzili tam i z powrotem dzwigając te swoje koszyki z
ziemią, zaczynali śpiewać. To znaczy, mnie się wydawało, że śpiewają. Było to przedziwne,
monotonne zawodzenie, które się nagle urywało i rozlegało na nowo. Zauważyłam, że
większość miała oczy w okropnym stanie. Ropiały, a niektórzy chyba byli na pół ślepi.
Właśnie sobie pomyślałam, jacy oni są biedni, kiedy doktor Leidner odezwał się: Prawda,
że oni są wspaniali?
Dziwny jest ten świat, kiedy dwoje ludzi zupełnie odwrotnie ocenia to, co widzi. Może
niezręcznie to sformułowałam, ale chyba można zrozumieć, co miałam na myśli.
Po pewnym czasie doktor Leidner powiedział, że wraca do domu na popołudniową
herbatę. Poszliśmy więc razem i doktor wiele mi opowiadał. A kiedy on wyjaśniał, cały obraz
wydał mi się nagle inny. Zupełnie jakbym wszystko widziała! Jak tu dawniej było. Ulice i
domy. Doktor pokazał mi nawet piece, w których pieczono chleb. Powiedział też, że do
dzisiaj Arabowie piekÄ… chleb w prawie takich samych piecach.
Po powrocie do domu stwierdziliśmy, że pani Leidner już wstała. Wyglądała dziś znacznie
lepiej nie była taka wymizerowana i zmęczona. Herbatę podano prawie natychmiast. Gdy
ją piliśmy, doktor Leidner opowiedział żonie, co tego poranka znaleziono podczas kopania.
Potem wrócił do pracy, a pani Leidner spytała mnie, czy chciałabym obejrzeć, co dotychczas
znaleziono. Odpowiedziałam, że bardzo chętnie. Pani Leidner zaprowadziła mnie do
magazynu wykopalisk. Stało tam bardzo dużo przedmiotów głównie skorup, chociaż i
sporo posklejanych i powiązanych garnków. Według mnie wszystko to można było z czystym
sumieniem wyrzucić.
Ojej! powiedziałam. Jaka szkoda, że wszystko jest potłuczone. Czy to warto
trzymać?
Pani Leidner lekko się uśmiechnęła.
Całe szczęście, że Eryk nie słyszy siostry powiedziała. Najbardziej go interesują
właśnie te naczynia. To najstarsze nasze wykopaliska. Niektóre mają z siedem tysięcy lat.
Następnie pani Leidner wyjaśniła mi, że część tych skorup wydobyto z dużych głębokości,
prawie z dna pagórka i że przed tysiącami lat, kiedy się takie naczynie rozbiło, to je
reperowano sklejając ziemną smołą, co wskazuje, jak bardzo wówczas ludzie cenili swe
sprzęty, nie mniej niż obecnie.
A teraz zapowiedziała pokażę siostrze coś niezwykle interesującego!
Zdjęła z półki pudło i moim oczom ukazał się złoty sztylet z rękojeścią wysadzaną
szafirowymi kamieniami. Wydałam okrzyk zachwytu. Pani Leidner się roześmiała.
Tak, każdy kocha złoto. Z wyjątkiem mego męża.
Dlaczego pan Leidner nie lubi złota? spytałam.
Między innymi dlatego, że jest bardzo kosztowne. Robotnikom, którzy znajdą złoty
przedmiot trzeba zapłacić równowartość jego wagi w złocie.
Dobry Boże! wykrzyknęłam. A dlaczegóż to?
Taki zwyczaj. Zapobiega kradzieżom. Bo widzi siostra, jeśliby oni ukradli taki
przedmiot, to nie dla jego wartości zabytkowej, ale dla wartości samego kruszcu. Taki sztylet
po prostu by stopili. Płacąc, dajemy im szansę zachować uczciwość.
Pani Leidner zdjęła z półki tackę, na której stał przepiękny pucharek, także ze złota,
zdobiony głowami baranów.
I znów nie mogłam powstrzymać okrzyku zachwytu.
Piękne, prawda? Maż to znalazł w grobie księcia. Odkryliśmy liczne królewskie groby,
ale w większości były splądrowane. Ta czarka to nasze najlepsze znalezisko. Jeden z
najpiękniejszych przedmiotów tego typu dotychczas odkrytych. Wczesnoakadyjski.
Unikatowy.
Marszcząc brwi pani Lełdner podniosła nagle czarkę bliżej oczu i poskrobała złoty skraj
paznokciem.
Bardzo dziwne! powiedziała. Kropla wosku. Był tu ktoś ze świecą. Oderwała
woskowy sopelek i odstawiła czarkę.
Następnie pani Leidner pokazała mi cudaczne figurynki z terakoty, przeważnie bardzo
nieprzyzwoite. Muszę przyznać, że ludzie tamtych czasów mieli bardzo sprośne myśli.
Gdy wróciłyśmy na taras, zastałyśmy tam panią Mercado malującą paznokcie u rąk.
Daleko przed siebie wystawiła dłoń, aby podziwiać efekt. Pomyślałam sobie, że chyba nie ma
okropniejszego koloru, niż ten pomarańczowy, jakiego używała.
Z magazynku pani Leidner przyniosła bardzo delikatny spodek w kilku częściach i zabrała
się do klejenia. Przez parę minut przyglądałam się, a potem spytałam, czy mogłabym pomóc.
Naturalnie! Jest ich znacznie więcej. Przyniosła sporo kawałków i zaczęłyśmy obie
sklejać. Bardzo szybko się zorientowałam, jak to trzeba robić i pani Leidner mnie pochwaliła.
Najwidoczniej pielęgniarki mają zręczne palce powiedziała.
Wszyscy są dziś strasznie zapracowani odezwała się pani Mercado. Okropnie się
czujÄ™ nic nie robiÄ…c. Z natury jestem leniwa.
Dlaczego nie miałabyś być, moja droga, skoro ci to sprawia przyjemność odparła
pani Leidner zupełnie obojętnym tonem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]