[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Floyd pochwycił rękę żony. Nie oponowała, ale nie odpowiedziała na jego gest.
- Cóż, wcale nie czuję się jak wiking. Nie wyruszam po zdobycz, a przygody są ostatnią
rzeczÄ…, jakiej pragnÄ™.
- W takim razie dlaczego... nie, nie mam zamiaru zaczynać kolejnej kłótni. Ale myślę, że nam
obojgu pomogłoby, gdybyś dokładnie wyjaśnił swoje motywy.
- Caroline, jeśli istniałaby jedna zasadnicza przyczyna... Ale zamiast niej jest morze
drobiazgów składających się na powód, z którym - wierz mi - trudno jest dyskutować.
- Wierzę ci. Chciałabym jednak wiedzieć, czy jesteś pewny, że nie oszukujesz siebie?
- Jeśli tak, to podobnie czyniłoby mnóstwo ludzi, włącznie - pozwolisz, że ci przypomnę z
prezydentem Stanów Zjednoczonych.
- Nie zapominam o tym. Ale przypuśćmy, tylko przypuśćmy, że on nie zwróciłby się do ciebie
z tą propozycją, czy zgłosiłbyś się sam, na ochotnika?
- Z pewnością nie. Nigdy nie przyszłoby mi to do głowy. Rozmowa z prezydentem
Mordecayem była największym szokiem w moim życiu. Gdy jednak przemyślałem całą
sprawę, doszedłem do wniosku, że on miał rację. Wiesz, że nie jestem przesadnie skromny. Ja
rzeczywiście najlepiej się nadaję do tego zadania - zakładając, że lekarze nie zgłoszą obiekcji.
Wiesz zresztą najlepiej, że jestem w całkiem dobrej formie.
Jego ostatnie zdanie tak jak przypuszczał wywołało uśmiech na twarzy Caroline.
- Czasami zastanawiam się, czy sam im tego nie zaproponowałeś? Taka myśl rzeczywiście
zaświtała mu w głowie. Mógł jednak odpowiedzieć uczciwie.
- Nie zrobiłbym tego bez rozmowy z tobą
- To dobrze, bo nie wiem, co bym ci powiedziała.
- Mogę jeszcze odmówić.
- Pleciesz bzdury i doskonale o tym wiesz. Gdybyś to zrobił, nienawidziłbyś mnie do końca
swoich dni i nigdy byś sobie tego nie wybaczył. Masz zbyt silne poczucie obowiązku; może
dlatego wyszłam za ciebie.
32
Obowiązek! Tak, to było właściwe słowo, które zawierało jednak mnóstwo znaczeń. Miał
obowiązek wobec siebie, swojej rodziny, uniwersytetu, poprzedniej pracy (mimo gromów,
które spadły na jego głowę), kraju - i wobec całej ludzkiej rasy. Ustalenie jakiejś hierarchii
tego wszystkiego nie było łatwe, zwłaszcza że jego rozmaite obowiązki często ze sobą
kolidowały.
Istniało wiele najzupełniej logicznych powodów, żeby wziąć udział w misji, i tyleż samo nie
mniej logicznych przyczyn - o czym wspominali już jego współpracownicy - by pozostać na
Ziemi. W tym wypadku jednak rozstrzygało serce, a nie umysł, serce rozdarte uczuciami
dwojakiego rodzaju.
Ciekawość, poczucie winy, chęć ukończenia rozpoczętej pracy -wszystko to pchało go ku
Jowiszowi i temu, co nieznane. Z drugiej strony strach uczciwie się do niego przyznawał -
w połączeniu z miłością do rodziny trzymał go na Ziemi. Nigdy jednak nie miał cienia
wątpliwości: decyzję podjął niemal natychmiast, pozostało mu potem delikatne odpieranie
argumentów Caroline.
Istniała jeszcze przyczyna, pocieszającej natury, której jak dotąd nie odważył się przedstawić
żonie. Mimo że nie będzie go przez dwa i pół roku, całą wyprawę - oprócz pięćdziesięciu dni
na Jowiszu -spędzi w stanie bezczasowej hibernacji. Kiedy wróci na Ziemię, różnica wieku
między małżonkami skróci się więcej niż o dwa lata.
Poświęci terazniejszość, by dłużej mogli cieszyć się przyszłością.
Rozdział piąty
leonow'
Miesiące zamieniły się w tygodnie, tygodnie skurczyły się do dni, które z kolei odliczano
godzinami, i nagle Heywood Floyd ponownie znalazł się na Przylądku Kennedy'ego,
wyruszając w kosmos po raz pierwszy od pamiętnej podróży do Księżycowej Bazy na
Kla-wiuszu wiele lat temu.
Teraz nie podróżował sam, a jego misji nie otaczała tajemnica. Kilka rzędów przed nim
siedział doktor Chandra, pochłonięty już rozmową ze swoim walizkowym komputerem i nie
zwracajÄ…cy uwagi na otoczenie.
Tajemną zabawą Floyda, do której nikomu by się nie przyznał, było wyszukiwanie
podobieństw między ludzmi a zwierzętami. Zbieżności miały często pozytywny charakter, nie
mogły więc nikogo obrazić, a jemu służyły także jako mnemotechniczna pomoc w
zapamiętywaniu twarzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]