[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 O rany, Sophie! Załatwmy całą tę sprawę między sobą! Wazę Ch'ien
Lung już odnalazłem. Oddaj mi resztę kolekcji. Gdy tylko to zrobisz,
natychmiast rozpowszechnię wiadomość, że nic już u ciebie nie ma. Wystarczy
parę zdań zamieszczonych w gazecie. Będziesz wtedy względnie bezpieczna,
ale na wszelki wypadek zastosujemy w twoim domu środki zapobiegawcze
włamaniom. Założymy dobre zamki, system alarmowy, kupimy psa. I wtedy...
 Nie.
 Co: nie?
 Nie zgadzam się na psa.
101
RS
Joe odetchnął z ulgą. Sophie zareagowała właściwie. Kamień spadł mu z
serca.
 Nawet malutkiego?  usiłował żartować.
 Nie chcę żadnego psa.
Joe uznał, że najgorsze mają już za sobą. Teraz wszystko powinno
potoczyć się gładko.
 W porządku. Psa nie będzie  ustąpił.  Może go zastąpić agresywna
papuga, rzucająca się na obcych.
Miał już wszystkiego dość. Poczuł, jak ogarnia go zmęczenie. Opadł
ciężko na fotel i zamknął oczy.
Parę minut pózniej Sophie poszła za nim do holu, gdzie zostawił
przenośną lodówkę i resztę zakupów poczynionych w sklepie zoologicznym.
 Potrzebna mi twoja pomoc  oznajmił.  O rybach wiem tylko tyle, ile
zdołałem wyczytać w restauracyjnych kartach potraw.
Przez cały czas spod oka obserwował Sophie. Obejrzała wszystko
dokładnie. Potem zabrała się do systematycznych porządków. Złodziej ukradł
jej komputer, więc nawet nie mogłaby wykonywać swoich drobnych,
zlecanych jej prac, dopóki nie zstąpi go innym. To, że policja odnajdzie
komputer, było bardzo mało prawdopodobne.
Sophie wyszła przed dom i w milczeniu długo patrzyła na ogród, tak
jakby z widoku paru warzywnych grządek czerpała wewnętrzny spokój i siłę
przetrwania życiowych przeciwności. Jeśli naprawdę jest to zajęcie
relaksujące, pomyślał Joe, obserwując Sophie przez kuchenne okno, to być
może on sam też zabierze się do prac ogrodowych.
Do uporządkowania pozostało w domu jeszcze wiele rzeczy. Obrazy
wymagały oprawienia na nowo i oszklenia. Książki poukładania na półkach, a
fotografie włożenia do starego albumu.
102
RS
Wieczorem gdy Sophie była zajęta karmieniem dziecka, Joe zaczął
uważnie oglądać jedną z jej starych fotografii.
Na zdjęciu Sophie mogła mieć jakieś osiem lat. Już wówczas wysoka,
dobrze zbudowana, w oczach większości ludzi musiała uchodzić za brzydkie
dziecko. Z wystającymi kolanami, dużymi zębami i w workowatej, nie
pasującej na nią sukience wyglądała nieatrakcyjnie. Mrużąc oczy od słońca,
stała z ponurą miną i czekała, aż fotograf wykona swoje zadanie.
W tle widniał jakiś duży dom, wyglądający na jakąś instytucję. W
pobliżu było widać kilkoro dzieci, a na schodach kobietę o surowych rysach
twarzy.
Patrząc na dziewczynkę z fotografii, Joe poczuł, jak coś ścisnęło go za
serce. Donna i Daisy miały kiepskich rodziców, ale jako małe dzieci nigdy nie
były zaniedbywane przez matkę. Ubierała je ona w kosztowne sukienki i
denerwowała się, gdy je pobrudziły. Kupowała córkom drogie zabawki,
przeważnie lalki. Zliczne i eleganckie, takie do podziwiania.
Przez całe lata Joe niemal co dzień wysłuchiwał rodzicielskich kłótni,
ciągnących się długo w nocy. Wzajemnych oskarżeń, pomówień i grózb.
Często zdarzało się, że wstawał wtedy z łóżka, szedł do toalety i zamknąwszy
za sobą drzwi, długo wymiotował.
Takie były rozkosze małżeństwa. Rodziców, jego własnego, obu sióstr, a
być może nawet dziadków. Niektórzy mężczyzni nie umieją uszczęśliwiać
kobiet. W dzisiejszych czasach spotyka się wiele takich przypadków.
103
RS
ROZDZIAA SMY
Ta kobieta stanowi moje przeciwieństwo, pomyślał Joe o Sophie Bayard.
Stał na frontowym ganku, wsłuchując się w rechotanie żab i odgłosy cykad.
Sączył mrożoną herbatę i żałował, że to nie piwo. Przez cały czas myślał o tej
Sophie.
Była łagodna i słodka, podczas gdy on był twardy i zgorzkniały. Miała
uzasadnione powody, aby myśleć o przyszłości. Dla niego jedyną osobą, o jaką
musiał się troszczyć, była osiemdziesięciotrzyletnia stara dama, która, jeśli
szybko nie wyjdzie z depresji, może nie dożyć następnego wylewu. A gdy jej
zabraknie...
Joe nie chciał nawet o tym myśleć. Dobrze wiedział, co go potem czeka.
Będzie musiał pozbyć się rodzinnej siedziby, bo tego babka Emma życzyła
sobie w testamencie. Miał więc sprzedać dom, a to, co za niego uzyska, wraz z
resztą majątku podzielić na dwie równe części. Jedną otrzymają instytucje do-
broczynne, drugą trójka spadkobierców.
Jeśli o niego chodzi, to mógł zrzec się wszystkiego. Dla niego babka
Emma była całym światem i nic poza nią nie miało żadnego znaczenia.
Jedno było teraz pewne. Powinien jak najszybciej zwijać żagle i ruszać w
drogę powrotną do Teksasu.
Sophie bywała bardziej wściekła niż w tej chwili, ale teraz miała już
wszystkiego serdecznie dość. Nie, nie powodował nią strach. Szybko minęło
początkowe przerażenie. Na szczęście, nikomu nie stało się nic złego. Zginął
tylko biedny Darryl. Sophie żałowała złotej rybki.
Dzięki Bogu, że na miejscu był Joe. To zdumiewające, ale ani nawet
przez sekundę nie pomyślała, że mógł maczać palce we włamaniu. Czy to o
czymś świadczyło? Nie miała pojęcia.
104
RS
Może i świadczyło. Nie zamierzała jednak nad tym się zastanawiać. Nie
mogła sobie na to pozwolić. Miała na głowie inne sprawy.
Nakarmiona Iris leżała spokojnie w łóżeczku. Obie złote rybki pływały w
nowym akwarium. Joe czekał na frontowym ganku. Sophie nie miała już
żadnej wymówki, aby wciąż odraczać zasadniczą rozmowę. Jedyne, co ją
powstrzymywało, to przykra świadomość, że gdy tylko odda Joemu resztę
kolekcji, on natychmiast ją opuści. Znacznie mniej żałowała utraty cennych
przedmiotów, które zapewniłyby jej bezpieczną przyszłość, niż Joego.
Myśl ta napawała Sophie głębokim smutkiem.
Podeszła do frontowych drzwi. Wiedziała, że Joe usłyszał, gdy je
otwierała, ale nie odwrócił się w jej stronę. Nadal stał przechylony nad
pomalowaną na biało balustradą, ze wzrokiem wbitym w otaczające ciemności,
od czasu do czasu rozświetlane przez przejeżdżający szosą samochód. Joe
trzymał coś w ręku. Szklankę. Zwiatło padające z okna saloniku odbijało się od
niej i od stalowej bransolety jego zegarka. Rozjaśniło od tyłu górną część
wytartych dżinsów.
Stojąc w drzwiach, Sophie poczuła nagle ochotę, żeby podejść do Joego i
objąć go. Był to czysty idiotyzm. Co się z nią dzieje? Pokarm dla Iris uderza jej
do głowy?
Czy tak zachowuje się świeżo upieczona matka stojąca na granicy
bankructwa, której dopiero co zdemolowano dom? Patrzy pożądliwym
wzrokiem na byłego gliniarza z Teksasu? Boże, litości!
 Wychodzisz na ganek czy zostajesz w środku?  zapytał Joe na widok
Sophie stojącej nieruchomo w otwartych drzwiach domu.
 Wychodzę.
 Tu, na wsi, wcale nie jest cicho, mimo że wokół panuje spokój 
stwierdził.  Słychać wiele różnych odgłosów.
105
RS
 Brakuje ci wielkomiejskiego zgiełku? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl