[ Pobierz całość w formacie PDF ]

domu ani żadnych nieruchomości, na których można
położyć łapę, gdy  oczekiwania okażą się zbyt ambitne" -
za-cytowała. - Dlatego bank nie jest skłonny udzielić mi
pożyczki.
- Zdecydowanie odmówiono?
- Tak prosto z mostu? A skąd! Babsztyl mówił, że
mu-si się z kimś skonsultować i pisemną odpowiedz
dostanę w odpowiednim czasie. Powiedziałam, żeby się nie
fatygowała, bo już wyrządziłam naszej biednej planecie
dość szkody, wypełniając idiotyczne formularze z banku i
drukując swój plan. Nie chcę mieć na sumieniu setki
drzew.
- Według pani urzędniczka jest mało życzliwa, ale to
nie oznacza, że bank nie udzieli pożyczki. Może ona
faktycznie musi zapytać zwierzchnika, bo tylko on podej-
muje decyzje. Jeśli pracownicy banku są fachowcami z
255
prawdziwego zdarzenia, na pewno doceniÄ… pani entuzjazm
i zaangażowanie.
Kay jęknęła i uderzyła głową w stolik.
- Czyli zawaliłam sprawę, tak?
- Niestety, nauka kosztuje. Niech pani spróbuje
szczęścia w innym banku.
- Po co? Sama jestem winna. Zwlekałam, trzymałam
się bezpiecznej pracy w sklepie, zamiast rzucić się na
głęboką wodę. Przyznam się panu, że nie mam
bezgranicznej wiary w sukces przedsięwzięcia. Więc
dlaczego oni mieliby mieć?
- Ale dąży pani do sukcesu. Na razie Wayne mógłby
jezdzić pani samochodem po południu, prawda? Czyli jest
jakieÅ› rozwiÄ…zanie na poczÄ…tek.
- Hm, może i tak. - Kay rozpogodziła się. - W
czwartki rano też mogłabym dawać mu auto.
- W czwartki?
- Wtedy wypłacane są emerytury i przychodzi tłum
ludzi. Nie radzą sobie beze mnie. - Zauważyła, że Domi-nie
uśmiechnął się. Nie był to nieżyczliwy uśmiech, lecz
zrozumiała podtekst. - Och, nigdy nie będę właścicielką
wielkiej firmy.
- A chciałaby pani być potentatem?
Kay przez chwilę zastanawiała się.
- Przyjemnie byłoby nie martwić się, że mam za
mało pieniędzy. Ale bogacze martwią się, że mają za dużo,
prawda?
- Podobno.
- Więc nie warto być żadnym z nich. Chcę tylko,
żeby Polly miała wszystko, co trzeba.
- Słusznie. Niech pani o tym zawsze pamięta. Może
uzyska pani pieniądze z funduszu, o jakim wspominał pa-ni
256
prawnik. Słyszałem o stypendiach dla młodych
przedsiębiorców.
- Nie jestem młoda.
- Według mnie jest pani dostatecznie młoda, żeby
za-kwalifikować się do jakiejś dotacji.
- Zdaje się, że pan dużo wie na ten temat. Co pan
robił przed wyjazdem w dalekie kraje?
- Byłem doradcą finansowym.
- Jak ta... - Kay ugryzła się w język. - Proszę
zapomnieć, co mówiłam, nie pamiętać głupstw, jakie
wygadywałam. Pomijając wszystko inne, gdyby pan był do
niej podobny, nie kupiłby Linden Lodge.
- Hm.
- Proszę też zapomnieć, o co pytałam. To było nie-
grzeczne, wścibskie.
- %7ładna tajemnica. Wystarczy znać moje nazwisko i
poszperać w Internecie.
Kay pokręciła głową.
- To byłoby wtykanie nosa w cudze sprawy.
- Tak pani sądzi? Ale przecież ktoś musiał mnie
sprawdzać, żeby wiedzieć, co robię. Założę się, że pani i
tak coÅ› o mnie wie, bo na poczcie na pewno plotkowano.
- Nie. - Kay oblała się rumieńcem. - No, trochę.
Ludzie zastanawiają się, co pan zamierza robić. Zostanie
tutaj czy sprzeda dom.
- Co pani im powiedziała?
- %7łe mam za dużo pracy w ogrodzie, żeby pana
wypytywać o plany. Nawet gdyby pan dał mi szansę.
Bardziej wrażliwa istota pomyślałaby, że pan unika
spotkania.
- Nie chciałem, żeby pani myślała, że jest pod ścisłą
kontrolÄ….
257
- Raczej nie chce pan, żebym znowu spróbowała
zagonić pana do zlikwidowania altany.
- Czy pani zawsze mówi to, co myśli?
Niezwykła uprzejmość! Dominic zasugerował, że
ona najpierw myśli, a potem mówi.
- W ten sposób unika się nieporozumień.
- Prawdomówność należy cenić. Dlatego zasługuje
pa-ni na oświecenie.
258
ROZDZIAA ÓSMY
- Słucham pańskiego wykładu.
Uważała, że to kolejny unik, ale skłamałaby, gdyby
twierdziła, że nie interesuje jej to, co robił dotychczas.
Poza tym opowiadanie o sobie ma działanie
terapeutyczne, prawda? Nawet bez kozetki i psychologa.
Tyle że Dominic nie wygląda, jakby miał ochotę
opowiadać swój życiorys lub zdradzać bolesne tajemnice.
- Już jako student pisałem programy komputerowe.
Stale brakowało mi pieniędzy, chodziłem głodny,
byłem po uszy w długach. Wie pani, jak to jest. - Pomyślał,
że ona może nie wiedzieć i lekceważąco wzruszył
ramionami. - Rodzice starali się pomagać, ale sami mieli
mało, więc w zasadzie byłem na własnym utrzymaniu.
- Nie odpowiadało panu dorabianie w jakimś pubie
albo supermarkecie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl
  • ?>