[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pierwszy i ostatni. Zamierzam cieszyć się każdą chwilą tutaj, ale... To nie moja pasja. W
przeciwieństwie do ciebie i taty. Nawet mamy.
- Ty skierowałaś całą swoją pasję na szkołę. Nigdy nie sądziłem, że zrezygnujesz z
zawodów.
- Ani ja. Nie przypuszczałam, że znajdę coś tak bardzo satysfakcjonującego,
stanowiÄ…cego dla mnie prawdziwe wyzwanie.
Przystanęli, patrząc na konie, które wracały z wczesnego treningu.
Para unosiła się z ich grzbietów, z kadzi z gorącą wodą, ustawionych przed stajniami.
Zasnuwała powietrze, tłumiła dzwięki, zamazywała kolory.
Oprowadzano konie, żeby je ochłodzić , stajenni oraz inni pracownicy czekali tylko,
by mogli przystąpić do swoich obowiązków. Ktoś grał smętną melodyjkę na ustnej
harmonijce.
- To już twoja sprawa - powiedziała, gdy przyprowadzono Betty. - Ja jestem
szczęśliwa, mogąc się tylko przyglądać.
- Tak? To co tutaj robisz tak wcześnie rano?
- Podtrzymuję tradycję rodzinną. Zamierzam wystąpić w charakterze stajennego
Finnegana.
To było całkiem coś nowego dla Briana i wcale szczególnie go nie uradowało.
- Właściciele nie mogą być stajennymi. Zajmują miejsca na trybunie głównej albo w
restauracji.
Keeley zakładała opaski na pęciny Finnegana.
- Od jak dawna pracujesz w Royal Meadows? Mars na jego czole jeszcze się pogłębił.
- Od połowy sierpnia.
- To chyba dość, żeby zauważyć, że Grantowie nie usuwają się z drogi.
- To, że zauważyłem, nie oznacza, iż zaaprobowałem. - Przyglądał się, jak czesze
zgrzebłem grzywę Finnegana, i nie mógł się do niczego przyczepić. - Obrządzanie konia
przed szkołą czy konkursem hippicznym to nie to samo, co przed wyścigiem. Nie
wypolerowałaś metalowych części.
Rzuciła okiem na siodło.
- Potrafię to zrobić.
Brian odwrócił się na pięcie. Musiał zająć się Betty. Miała wystartować za chwilę.
- Trzeba z nim rozmawiać.
- To zabawne, ale potrafię również z nim rozmawiać. Brian zaklął pod nosem.
- Woli, jak się śpiewa...
- SÅ‚ucham?
- Powiedziałem, że woli, jak się śpiewa.
- Ach, tak. JakÄ…Å› konkretnÄ… piosenkÄ™? Poczekaj, niech zgadnÄ™.  Finnegan's Wake ? -
Oburzone spojrzenie Briana sprowokowało ją do śmiechu, aż wreszcie oparła się o bok
wałacha. Koń odwrócił łeb i zaczął obwąchiwać jej kieszenie w poszukiwaniu jabłek.
- To szybka melodia - odparł chłodno Brian - a on lubi słyszeć swoje imię.
- Znam refren. - Keeley usiłowała stłumić kolejny atak śmiechu. - Nie jestem jednak
pewna, czy wszystkie słowa. Składa się z kilku linijek.
- Zrób, co tylko w twojej mocy - rzekł cicho i odszedł. Kąciki ust powędrowały mu do
góry, gdy usłyszał, że zaczyna śpiewać piosenkę o dublińczyku, który sobie popijał.
Gdy dotarł do boksu Betty, pokręcił głową.
- Powinienem był wiedzieć. Jeśli nie ma Granta w jednym miejscu, to z pewnością
człowiek natknie się na niego w drugim.
Travis poklepał Betty po łopatce.
- Czy to Keeley tam śpiewa?
- Ma bzika na punkcie Finnegana.
- To u niej naturalne.
- Nigdy nie stało nam nad głową tylu właścicieli, co, kochanie? - Brian ujął w dłonie
pysk Betty, która potrząsnęła łbem i chwyciła go lekko wargami za włosy.
- Ten przeklęty koń kompletnie się w tobie zadurzył.
- Ona może być pańską lady, sir, ale jest moją prawdziwą miłością.
Głaskał ją i mówił coś do niej czule, przechodząc na stary irlandzki. Betty nadstawiła
czujnie uszu i poruszyła się niespokojnie.
- Lubi być podniecona przed wyścigiem - powiedział do Travisa. - Jak wy to
nazywacie -  podkręcona , jak amerykańscy futboliści. Jest to sport, którego żadnym spo-
sobem nie potrafię pojąć. Przez większość czasu stoją w kółkach i gadają, zamiast wziąć się
za piłkę.
- Słyszałem, że w poniedziałek wieczorem zgarnąłeś całą pulę - zauważył Travis.
- Zakłady to jedyna rzecz w waszym futbolu, którą rozumiem. - Brian ujął wodze
Betty. - Przeprowadzę ją uchę przed startem. Ona lubi paradować. Ty i twoja córka chcecie
stać blisko miejsca dla zwycięzców.
Travis uśmiechnął się do niego szeroko.
- Będziemy się przyglądać.
- No, to idziemy się popisywać - rzekł Brian, wyprowadzając Betty.
Keeley skończyła czyścić metalowe części siodła, rozprostowała obolałe ramiona i
stwierdziła, że zostało jej jeszcze dość czasu, by się czegoś napić, zanim palnie Finneganowi
ostatnią podnoszącą na duchu mówkę.
Wyszła na dwór i zamrugała oślepiona blaskiem słońca. Gdy jej wzrok przyzwyczaił
się już do światła, zobaczyła Briana siedzącego przy drzwiach stajni na odwróconym dnem do
góry wiadrze.
Poczuła nagły niepokój. Brian obejmował głowę rękami.
- Co ci jest? Co się stało? - Przypadła do niego. - Coś z Betty? - Oddychała szybko. -
Myślałam, że Betty biegnie.
- Biegła. Zwyciężyła.
- Na miłość boską, Brianie, myślałam, że stało się coś złego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl