[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No ale w czym rzecz? Nie zauważyłam, żebyś broniła się
przed dziećmi.
- Jego małżeństwo z Clare rozpadło się, bo on nie może być
ojcem. Nie pogodziła się z tym i zaszła w ciążę z kim innym.
- Mój Boże! - Laura była wstrząśnięta. - Nie miałam o tym
pojęcia. A ty... umiałabyś się z tym pogodzić?
- Sama nie wiem - odparła powoli. - Kiepski wybór,
prawda? Albo mężczyzna, którego kocham, albo rodzina, któ-
rej pragnę. Trzeba by pójść na kompromis i z czegoś zrezyg-
nować. - Spojrzała Laurze w oczy, zrozpaczona. - Nie
chcę mieć do końca życia poczucia, że bezpowrotnie coś
straciłam.
- Zostaje jeszcze adopcja.
Fiona potrząsnęła głową.
- Próbował już wszystkiego i nie chce znów przez to prze-
chodzić. On jest bardzo uparty. Powziął już decyzję i będzie się
jej trzymał, choćby nie wiem jak to bolało nas oboje.
- Pewnie musi być silny, żeby jakoś radzić sobie w życiu.
Właściwie to zrozumiałe, że ma bzika na punkcie rodziny.
- Ależ oczywiście, że zrozumiałe - zgodziła się z nią Fiona.
- Tylko czy to jest powód, żeby odrzucać coś, co, jak się wydaje,
jest dokładnie tym, o co chodzi?
- Widzę, że ostatnio wiele zdążyło się wydarzyć...
- Owszem - mruknęła pod nosem, mocno się rumieniąc,
i wyznała siostrze niektóre sekrety.
Uśmiechały się do siebie w milczeniu, gdy wrócił Alan.
- O czym wy tutaj tak szepczecie? - Spojrzał na nie podej-
rzliwie. - Może uchyliłybyście rąbka tajemnicy?
- Takie tam babskie gadanie - odparła Laura ze śmiechem
S
R
i mrugnęła znacząco do Fiony. - Skończymy tę rozmowę przy
następnej okazji.
Nazajutrz Alan, zgodnie z obietnicą, wpadł do Fiony i razem
sporządzili listę zakupów, na której znalazły się następujące
pozycje: papier ścierny, kit, gips, poliuretan, skrobaczki, farby,
pędzle, wałek do malowania sufitu, klej i nowe tapety.
- O drabiny i kobyłki nie musisz się martwić - zapewnił ją.
- Przywieziemy od nas.
Razem poszli do sklepu i spędzili całe popołudnie na
oglądaniu i przebieraniu. Wróciwszy do domu, Fiona opróżni-
ła salon: biurko trafiło do sypialni, kanapa natomiast - do
garażu.
Po tym wysiłku uznała, że zasługuje na kolację. Zjadłszy ją
z apetytem, ale i pośpiesznie, zaczęła zeskrobywać farbę z ram
okiennych, co zajęło jej mnóstwo czasu. Kładąc się spać, z za-
dowoleniem stwierdziła, że spędziła ten dzień naprawdę miło
i pożytecznie. Mogła sobie pogratulować - na razie obrana
przez nią strategia przynosi świetne rezultaty.
Tydzień w pracy minął zadziwiająco szybko. Ponieważ Jo-
nathan był w Auckland, Fionę opuściło napięcie, ale zauważyła,
że wraz z nim odeszło też całkiem przyjemne uczucie podekscy-
towania. Mimo że obawiała się kontaktów z Jonem, zawsze
skrycie na nie wyczekiwała i wiązała z nimi pewne nadzieje.
Przyśpieszone bicie serca, tęsknota, wręcz fizyczny ból niespeł-
nienia - wszystkie te doznania wprowadzały w jej życie niepo-
kój i zamęt. Jednakże bez nich wydawało się ono po prostu
puste, jałowe, bezbarwne, i nie były w stanie ich zastąpić nawet
najbardziej interesujÄ…ce sprawy zawodowe.
Ożywcze i stymulujące okazały się w tym czasie spotkania
z Janet Redbury, która, zgodnie z tym, co zasugerowała jej Fio-
S
R
na, zaczęła gromadzić przeróżne rodzinne wspomnienia, listy,
zdjęcia i pamiątki.
- Nie wiem, od czego zacząć -jęknęła, patrząc na zawalone
papierami łóżko. - To zdjęcie mojej stryjecznej babki, Daisy.
Nawet nie wiedziałam, że miałam kogoś takiego w rodzinie.
- To bardzo ładne imię. - Fiona z zaciekawieniem patrzyła
na fotografiÄ™ w kolorze sepii.
- Prawda? - z zapałem podchwyciła Janet. - Chyba nazwę
tak moje maleństwo. Oczywiście jeśli będzie dziewczynka.
Obie się roześmiały.
- Tym bardziej powinna wiedzieć, po kim je dostała - za-
uważyła Fiona - Więc proszę szybko brać się do roboty.
W środę wydarzyło się coś, co z początku obudziło w Fionie
nadzieję. Na moment znów poczuła, jak zalewa ją fala podnie-
cenia. Przyszedłszy na oddział, zobaczyła, że czeka na nią im-
ponujący bukiet. Koleżanki i koledzy, na czele ze znacząco
uśmiechającym się Martinem, w milczeniu obserwowali, jak
otwiera miniaturowÄ… kopertÄ™ i wyjmuje z niej bilecik.
 Mimo braku wygranych, wieczór uważam za udany".
Zmarszczyła brwi, próbując odczytać zawarte w tym zdaniu
przesłanie. Przecież Jon był w kasynie z Doreen, więc dlaczego
ona dostaje róże?
Jedna z pielęgniarek zaczęła nucić pod nosem  Marsz we-
selny", a Martin zajrzał Fionie przez ramię, żeby zerknąć na
treść bileciku. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl