[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Harriet i delikatnie postawił ją na podłodze. - W każdym razie
zawiadomię cię, co postanowiłem.
- Dobrze. - Harriet odchrząknęła, starając się pozbyć kom-
S
R
promitujÄ…cej chrypki w glosie. - A ja tymczasem popracujÄ™ nad
moimi umiejętnościami w wachlowaniu.
- Dobry pomysł! - Patrick uśmiechnął się szeroko. - Nie
zapomnij o ćwiczeniu tej nieszczęsnej kostki. Spróbuj trochę
popływać.
Harriet skinęła głową.
- Postaram się znalezć po pracy trochę czasu na popływanie
w basenie do hydroterapii.
Patrick spojrzał na nią z zaciekawieniem.
- Czy korzystasz z tego bajkowego basenu, który mi ostat-
nio pokazałaś?
- Niezbyt często, chociaż Gerry upoważnił mnie do tego.
Ten ogromny pusty dom trochę mnie przeraża. Czasem mam
nawet wrażenie, że coś na mnie patrzy zza palmowych drzew.
- No właśnie! - Oczy Patricka zalśniły. - Przecież palmy
mają liście!
- Naturalnie. Ogromne liście. To duże drzewa.
- Mam nadzieję, że czasem któryś opada. Sprawdz przy
najbliższej okazji.
- Po co?
- %7łeby potrenować wachlowanie. - Pokręcił głową z dez-
aprobatą. - Doprawdy, Harriet, widzę, że nie potraktowałaś na-
uki obowiązków niewolnicy zbyt poważnie!
- Przepraszam. - Harriet stłumiła śmiech. - Może więc
przyjdziesz i sam go sobie wybierzesz-zasugerowała.-Jestem
ci winna kolację, a tata wprost nie może się doczekać, żeby
osobiście ci za wszystko podziękować. - Nagle jej głos spoważ-
niał. - Chodzą mu po głowie różne pomysły, w jaki sposób
wyrazić ci naszą wdzięczność.
- Jakie pomysły? - zainteresował się Patrick.
S
R
- Och, chce na przykład wmurować na twoją cześć tablicę
pamiątkową albo wydać przyjęcie albo podarować ci pierwszy
ząb Freddiego... Oczywiście wtedy, gdy mu wypadnie - dodała
pospiesznie.
- A niewolnice?
- O tym nie było mowy. - Nigdy nie przypuszczała, że
Patrick ma takie poczucie humoru. Dawno już tak serdecznie
się nie uśmiała.
- Zaniedbujesz się, Harry - skarcił ją. - Muszę chyba po-
rozmawiać z twoim ojcem. Czy mam wziąć coś do przebrania?
- SÅ‚ucham?
- Mogę wpaść do basenu, kiedy zaczniemy na te liście po-
lować.
- Och... Tak, oczywiście, przynieś.
- Kiedy więc?
Szybko zrobiła w myślach przegląd lodówki. Dzień wcześ-
niej robiła właśnie zakupy.
- Może dziś? - Czy nie za bardzo się pospieszyła? - Tata
wyjeżdża do Auckland za kilka dni. Chce porozmawiać z Ma-
rilyn o umowie, którą niedawno podpisał.
- A więc dziś wieczorem. Będę czekał z niecierpliwością.
Uśmiechnął się do niej, gdy opuszczała jego pokój. Przez
dwa tygodnie gorączkowo zastanawiał się, jak się z nią umó-
wić
prywatnie. W szpitalu toczyli bardzo interesujÄ…ce rozmowy na
różne tematy, od spraw zawodowych począwszy, a na polityce
skończywszy. Jednak obydwoje instynktownie unikali porusza-
nia w nich spraw zbyt osobistych.
Harriet była bardzo atrakcyjna. Patrick zauważył to już wte-
dy, gdy był przekonany, że jej zasady moralne pozostawiają
wiele do życzenia. Teraz wiedział, że się mylił i przeszkoda, by
S
R
ulec jej czarowi, już nie istniała. Pierwszy raz od śmierci Eliza-
beth, a właściwie pierwszy raz w życiu, tak się czuł. Nie spo-
dziewał się, że długo tłumione pożądanie wybuchnie z taką siłą.
Jednak Harriet obawiała się ryzyka. Wszystko wskazywało
na to, że przyjazń w pełni ją satysfakcjonowała. Patrick podzi-
wiał jej entuzjazm i zaangażowanie w pracy, współczucie, wra-
żliwość i troskę o innych. Poza tym była osobą niezwykle sym-
patycznÄ….
Miła. Idealny kumpel. Idealny przyjaciel. Przypomniał sobie,
jak jego ręka przesuwała się po jej nodze i jak ciężko mu było
się powstrzymać, by ta ręka nie powędrowała wyżej, aż do
wewnętrznej strony ud, gdzie, jak pamiętał, skóra była tak nie-
wiarygodnie jedwabista.
Czy to szok spowodował, że jej zrenice tak nagle się rozsze-
rzyły, a puls gwałtownie wzrósł? Być może wkrótce się o tym
przekona. Może nawet już dziś.
- Jak sądzisz, dlaczego Paddy trzyma ten ogromny liść pal-
my w swoim pokoju?
- Nie mam zielonego pojęcia, Sue - gładko skłamała Har-
riet. - Chciałaś mi coś powiedzieć?
- Denise Dobson jest na obserwacji neurologicznej.
- Przyjęta na oddział dziś rano?
- Niestety. - Sue skrzywiła się. - Doznała paskudnych ob-
rażeń, gdy samochód, w którym jechała, uderzył w tył innego
samochodu. Jej pas bezpieczeństwa utrzymał szyję, ale nie za-
bezpieczył głowy. Prawdopodobnie musiała patrzeć wtedy w lu-
sterko i malować usta czy coś w tym rodzaju. Dwa kręgi szyjne,
drugi i trzeci, uległy złamaniu. Wiesz, zapytałam Paddy'ego
o ten liść. - Sue ponownie zmieniła temat.
S
R
- Tak? I co powiedział? - spytała Harriet obojętnie.
- %7łe ten liść ma znaczenie symboliczne. I miał przy tym
dosyć tajemniczy wyraz twarzy. Patrick ostatnio bardzo się
zmienił. Ciągle się śmieje i żartuje. Rozmawiałam o tym z Pe-
terem i wiesz, on doszedł do wniosku, że Patrick się zakochał.
Harriet nie miała odwagi spojrzeć Sue w oczy. Nerwowo
przesunęła papiery na biurku i szybko wstała.
- Lepiej sprawdzę, co u pani Dobson - powiedziała. - Dla-
czego przed chwilą użyłaś słowa  niestety"?
- Tak powiedziałam? - Sue wyglądała na zakłopotaną. -
Myślę, że to wspaniale. Paddy, odkąd sięgam pamięcią, nigdy
się nie interesował żadną kobietą i nie dlatego, że nie miał
okazji. Robił na mnie wrażenie samotnika i...
- Mówiłam o Denise Dobson. - Harriet z uśmiechem prze-
rwała przyjaciółce. - Użyłaś słowa  niestety", mówiąc ojej dzi-
siejszym przyjęciu do szpitala. Dlaczego?
- Och, sama się przekonasz. - Sue spojrzała na zegarek.
- Jest na obserwacji, a kolejny odczyt już za pięć minut. Idę
potrzymać pana Jensena za rękę przed cystometrią. Chcą mu
zrobić urodynamikę moczu i on bardzo się tego boi.
Harriet miała wyrzuty sumienia, że nie wyjawiła Sue prawdy.
Powinna to zrobić, ale jeszcze nie teraz. Było coś fascynującego
w ukrywaniu takich wyjÄ…tkowo osobistych spraw. To tak jak
z wiadomością, że nosisz pod sercem nowe życie. Miną długie
tygodnie, zanim decydujesz się ujawnić ją światu.
Denise Dobson była jedyną pacjentką na oddziale, ponieważ
pan Jensen został już przeniesiony na urologię.
- Denise? Witaj, jestem Harriet. Przyszłam sprawdzić, jak
siÄ™ czujesz.
- Okropnie. Wszystko mnie boli i nie mogę się ruszyć.
S
R
- Tak? - Harriet odnotowała, że mowa Denise jest wyrazna,
zrenice reaktywne, a ciśnienie krwi i bicie serca w normie. Uję-
ła jej dłoń. - Uściśnij mi rękę, Denise.
Uścisk palców kobiety był słaby.
- Spróbuj zrobić to tak mocno, jak tylko potrafisz - zachę-
cała ją Harriet.
Siła palców dramatycznie wzrosła, gdy Denise zaczęła roz-
paczliwie szlochać.
- Mam czworo dzieci - łkała. - Jak dam sobie radę, jeśli
będę skazana na wózek inwalidzki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl