[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tymi dzwonkami. Niech śpi, co Ci szkodzi... I odmówiłam "Zdrowaśkę" za sen Witolda K.
Odmawiałam ją co rano przez wiele tygodni. - Była tak znudzona - powiedział Witold - że wolała
się uwolnić od pani natrętnych próśb jak najprędzej. Dzwonki nie śniły mu się już nigdy.
Krzysztof Masewicz, który wie, że Bóg jest we wszystkim, opowiada o cykadzie. - W moim
domu na poprzecznej belce stroiła swój instrument. Był podobny do półksiężyca...
Krzysztof Masewicz zauważa cykady, bo wie, że Bóg jest i w nich. Nauczył się uważności
dla świata i zgody na świat, jaki jest. Nauczył się miłości dla świata, jaki jest, ale jego miłość
wydaje mi się za łatwa. Aatwo kochać cykadę, ale co z miłością do zomowca, w którym też
przecież jest Bóg...? I co z modlitwą za sen zomowca? Aatwo modlić się za sen Witolda K., ale kto
się pomodli za zomowca, któremu śni się, że używa, "naturalnie zgodnie z regulaminem", broni
palnej i że po jego strzale jakiś człowiek...
Hej!
SÅ‚uchasz?
Witold K. opowiadał mi o kamykach.
Zauważył je między betonowymi płytami obok pomnika. Najpierw zauważył dziwny,
nienaturalny kolor ziemi, a potem te drobne, jaśniejsze kamyki. Schylił się. Uczył się anatomii w
liceum sztuk plastycznych i na biologii i rozpoznał bez trudu kostkę palca. Schylił się znów i ze
szczelin między płytami podniósł krąg szyjny. Potem kość promieniową i kawałek czaszki. Jedne
kości były zwęglone, czarne, inne białe - po spaleniu została w nich tylko struktura wapienna,
jeszcze inne żółte, z resztką substancji organicznych. Nie mieściły mu się w dłoni, nie wiedział co
zrobić, nie mógł wyrzucić ich z powrotem na płyty, zdjął czapkę i zbierał do niej kości, jak grzyby.
Potem poszedł do lasu, pochować swoje grzybobranie, ale nie miał szpadla, ułożył tylko pod
drzewami i troskliwie przykrył liśćmi.
- Tak niewiele można zrobić ze światem - mówił Witold. - Historia jest jak las, jak pory
roku. Idzie swoim torem, nie wiadomo przez kogo wprawiona w ruch i nie ma żadnego znaczenia,
czy zgadzasz się, czy się nie zgadzasz na świat. Przychodzi dzień, kiedy nie możesz żyć jak
dotychczas. Nie dlatego, że się nie zgadzasz, tylko zaczynasz żyć jak musisz żyć, cokolwiek to
znaczy. A ludzie, którzy cię wtedy umacniają, to ci, co odeszli. Których do odejścia zmuszono.
Usunięci ze świata. Tyle tylko możesz dla nich zrobić: żyć, jak musisz żyć...
Jest taka stara modlitwa:
Boże, daj mi odwagę i siłę, bym zmieniał, co mogę zmienić,
daj mi cierpliwość, bym znosił czego zmienić nie mogę,
daj mi rozum, bym odróżnił jedno od drugiego.
Tak mówił tu, u nas, Witold K.
Hej!
SÅ‚uchasz?"
- Zaraz po wojnie... - powtórzyła swoje pytanie Celina, ale jeszcze nie działo się nic,
czekali. Czasami pojawiał się ktoś - obcy, oszroniony, duży... Zaraz powstawało zamieszanie,
pospieszne szepty, wreszcie przybysz brał go na ręce i całował zimnym, mokrym zarostem.
Wyjaśniało się, że to jest ojciec. Ostatni raz powrócił, kiedy nie było śniegu. Stał w drzwiach, w
dziwacznej, zielonej chustce na głowie na brudnych bandażach i z zawiniątkiem w ręku.
...W zawiniątku była miska. %7łądał pózniej, by matka nakładała mu do niej zupę, drugie i
deser, i tak je do dzisiaj, przez całe trzydzieści lat od powrotu.
...Dlaczego go nie poznał? Jezdził na widzenia wiele razy i nigdy nie miał wątpliwości, że
twarz, która się ukazywała we wnęce, jest twarzą ojca... Pociąg przyjeżdżał do Wronek o piątej,
dozorcy zaczynali zamiatać ulice, ktoś podnosiA żaluzje w oknach, ktoś wyprowadzał psa, w
piekarni już były świeże bułki. Jadł bułkę i szedł na wzgórze przed więzieniem. Stali pod
nieszczelną wiatą, co jakiś czas wyczytywano nazwiska. Czekanie trwało kilka godzin, wreszcie
padało nazwisko ojca. Zaczynały się bramy, korytarze, otwierane i zamykane zamki, głuche jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]