[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wierzyć, ale w łazience jest woda!
Kartr zignorował entuzjastyczny okrzyk Zingi. - Tylko jedno wejście, o ile nikt nie
będzie się wspinał po ścianach? Jesteście pewni?
- Tak. Oczywiście mogą jeszcze spaść na nas z nieba. Osobiście nie obawiałbym się
tego, a te drzwi można zamknąć, popatrz.
Rolth nadepnął niepozorny czerwony kamień wtopiony w podłogę. Z prawej ściany
wysunęły się drzwi szczelnie zasłaniając otwór. Faltharianin na moment dotknął metalowej
płytki na drzwiach.
Spróbuj to teraz otworzyć - zachęcił sierżanta. Nawet kiedy Zinga i Fylh go
wspomogli, Kartr nie był w stanie ich ruszyć. Rolth ponownie nadepnął kamień i bez trudu
wsunął drzwi z powrotem w ścianę.
- Fylh przypadkowo mnie odciął, kiedy się rozglądaliśmy i niezle się napociliśmy,
żeby je znowu otworzyć. Faceci, którzy to zbudowali byli cholernie pomysłowi, nawet jeśli
uznamy ich za prymitywów używających energii atomowej. Potrzebny jest spory miotacz,
żeby sobie z tym poradzić.
- Dlatego zastanawiam się teraz, czy ci na dole mają taki - Zinga na głos wyraził
obawy Kartra.
Natychmiast musiał zablokować tę myśl, ponieważ wyczuł czyjąś obecność u
podstawy schodów. Na sygnał sierżanta zwiadowcy rozstawili się w szyku obronnym. Zinga
przylgnął do ściany obok wejścia, skąd mógł wskoczyć na plecy intruza, zanim ten
zorientowałby się. Fylh rozciągnął się na podłodze, za stosem plecaków, a Rolth wyciągnął
miotacz z kabury i stanął tuż za sierżantem czekającym na wprost wejścia bez broni w
sprawnej ręce.
- Kartr!
Poznali właściciela głosu, lecz nie zmienili pozycji.
- Wejdz.
Smitt wykonał polecenie. Drgnął, kiedy Zinga bezszelestnie zmaterializował mu się za
plecami. Na twarzy przybysza malowało się zmartwienie i Kartr wiedział, że nie stanowi dla
nich zagrożenia. Po raz drugi technik łączności przyszedł do nich nie dlatego, że miałby być
wrogiem, lecz ponieważ miał kłopoty.
- O co chodzi? - spytał sierżant, nie starając się być uprzejmy. W końcu Smitt należał
do grupy Jaksana.
- Gadają o was. Dużo. Powiedzieli, że jesteście zbyt obcy, żeby wam ufać.
- No cóż - wargi Kartra rozsunęły się leciutko w wyrazie, który ani trochę nie
przypominał uśmiechu - słyszałem to już wiele razy i nie widzę, żebyśmy stali się gorsi od
tego gadania.
- Przedtem było inaczej. Ale teraz& ten Arcturianin musi być szalony! - Smitt
przestawał panować nad sobą.
- Mówię wam - głos mu się lekko załamał - on jest zupełnie szalony!
- Może byś tak usiadł - syknął Zinga - i opowiedział nam o tym.
Rozdział VIII - Przewrót pałacowy
- O to właśnie chodzi - praktycznie niewiele mam wam do powiedzenia. To jakieś
przeczucia - sposób, w jaki stara się nas odseparować od wszystkich, z wyjątkiem swoich
zaufanych. Ma przy sobie strażnika, tego Can hounda, kilku pilotów z X451, jednego oficera
i trzech zawodowych najemników. Wszyscy chodzą uzbrojeni. Mają miotacze z przydziału i
miecze. Jednak, ani nie widziałem, ani nawet nie słyszałem nic o pozostałych oficerach z
X451. W dodatku Cummi całkowicie przejął władzę. Nawet nam wydaje rozkazy! Dalgre i
Snyn zostali oddelegowani do grupy jego techników, żeby pomagali przy uruchomieniu
miasta. Dostali taki rozkaz, oni, członkowie patrolu! Jaksan wcale się nie sprzeciwiał.
- A co z tobą? Ciebie nie zwerbował? - spytał Rolth.
- Na szczęście nie było mnie tam, kiedy szukali techników. Posłuchajcie, jakim
prawem on śmie wydawać nam rozkazy? - w głosie Smitta wyczuwało się szczere zdumienie.
Drugi raz Kartr wyjaśniał ich sytuację. - Lepiej wbij to sobie do głowy, Smitt, jeśli
chodzi o ciebie, o Cummiego, o nas wszystkich, patrol przestał istnieć. Nie mamy żadnego
wsparcia, a Cummi ma. Właśnie dlatego&
- To ty nie chciałeś, żebyśmy tu przychodzili? - Smitt zacisnął usta. Kartr wyczuwał
jego gniew. - Miałeś rację! Wiem, że wy, zwiadowcy, macie nieco inny stosunek do służby
niż my. Zawsze byliście niezależnymi facetami. Ale mój ojciec zginął na barykadzie, przy
śluzie powietrznej Altry, członek tylnej straży, która utrzymywała pozycje na tyle długo, żeby
umożliwić odlot statków z tymi, co przeżyli. Moi dziadek był drugim oficerem na pancerniku
Proximia, gdy próbowali się przebić do drugiej galaktyki. Pięć pokoleń mojej rodziny
należało do patrolu. Prędzej dam się spalić, zanim przyjmę rozkaz od Cummiego nosząc tę
odznakę! - jego dłoń zakryła srebrną kometę na piersi.
- To wszystko bardzo pięknie, dopóki prywatna policja Cummiego nie zacznie cię
szukać - zauważył Zinga. - Ale czy przywiodła cię do nas wrodzona niechęć do wykonywania
rozkazów władz cywilnych?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]