[ Pobierz całość w formacie PDF ]

była pomarszczoną głową węża, a z czubka nosa wyrastał róg, którym potwór wyrywał z
ziemi rośliny, którymi się żywił. Gdy za długo trzymano go na słońcu albo w upale, stawał się
słaby, bliski śmierci. Kiedy wiezli go do Napaty, musieli moczyć maty zasłaniające klatkę.
Zdawało się, że na wolności upalne dni spędzał w wodzie, wychodząc z niej tylko w nocy.
Cha paz był w Napacie przed przybyciem Egipcjan. Sherkarer podejrzewał, że kiedy
kupiec wyszedł z kryjówki, żeby zażądać łupów zagrabionych przez najemników, działał jako
szpieg. Nie po raz pierwszy Król Królów, Pan Babilonii, wyciągnął chciwe palce w kierunku
Nubii. Ale dla jego żołnierzy, którzy poprzednio wyruszali w te strony, podróż była zbyt
ciężka, więc żadnemu z nich nie udało się dotrzeć do Kush.
To Cha paz nie pozwolił bieżnikom zabić lau, w którym widzieli demona. Musiał
zapłacić fortunę, żeby go tu przywiezć. Zadał sobie wiele trudu, by znalezć Sherkarera wśród
niewolników, gdy się dowiedział, że potwór został przewieziony do Napaty przez ludzi z
Meroë, i że chÅ‚opak byÅ‚ jedynym, który pozostaÅ‚ z grupy.
Nubijczyk zastanawiał się nad przeszłością, gdy przybył kolejny gość. Tym razem był
to Cha paz we własnej osobie, w towarzystwie dwóch nadzorców.
Sherkarerowi niczego nie wyjaśniono, lecz wyprowadzono go z pomieszczenia i
zabrano przez podwórzec do innego budynku, gdzie zajęli się nim niewolnicy: zdarli mu
przepaskę, postawili go na kwadratowej płytce, wylewali wiadra wody na jego szczupłe ciało,
nacierali go oliwą i piaskiem. Potem zarzucili na niego krótką tunikę, którą przepasali
szkarłatną wstęgą.
Podczas podróży z Nubii włosy urosły mu jak krótka szczecina, ale nie pozwolono mu
się ogolić. Z pewnością nie dostanie peruki na ceremonię.
Zabrano go i pokazano Cha pazowi. Ten podszedł, obejrzał od stóp do głów, jakby
młodzieniec nie był żywym człowiekiem, tylko przedmiotem jego własnego pomysłu.
Nubijczyk zacisnął dłonie, ale pilnował się najlepiej, jak mógł, żeby nie okazać nienawiści.
- Słuchaj, ty. - Kupiec stanął przed Sherkarerem. - Mówią, że serce Boga jest daleko,
w środku nieba. Jeszcze dalej znajdziesz miłosierdzie tego, któremu tu służysz, jeśli będziesz
nieposłuszny. Mogłem cię zostawić na pożarcie sępom, które teraz wyprawiły sobie ucztę w
Napacie. Bo jeśli myślisz, że żołnierze prawdziwego faraona pozwoliliby tobie, który nosisz
ten znak - wskazał na tatuaż - żyć długo, jesteś głupcem. Nie zginąłeś za sprawą mojego
wyboru, żyjesz z mojej woli i dla jednego tylko powodu: pomagałeś przewiezć sirrusha do
Napaty, więc wiesz o nim więcej, niż ktokolwiek z żywych. To, co wiesz, powiesz nam, i
będziesz służyć strażnikom sirrusha.
Tak Sherkarer znalazł się w świątyni Marduka Bela, związany z kapłanami
wybranymi do opieki nad smokiem. Wykorzystywał swą nową pozycję najlepiej, jak mógł.
Zwiątynia była jak miasto, miała wiele podwórzy i budynków. W bogatej kaplicy
przeładowanej złotem stały wizerunki Marduka i jego żony, Saparatum (wraz z mniejszymi
posągami ich sług), suto ozdobione cennymi metalami i klejnotami. Ale do tej komnaty wejść
mogli tylko Wielki Król i najważniejsi z kapłanów.
Na jednym z podwórców opiekunowie sirrusha częściowo nakryli basen dachem z
codziennie zmienianych trzcin i winorośli. Tu trzymali smoka i przynosili mu rośliny. Ale
smok był ospały i okazywał niewielkie zainteresowanie otoczeniem. Sherkarer, żeby chronić
swoją pozycję eksperta w sprawach smoków, siadywał na brzegu basenu, chociaż odór
stworzenia przyprawiał go o mdłości. Spędzał tam czasami całe godziny, gdyż ważne było,
żeby wciąż czuwał.
Dwukrotnie widział młodego Daniela, chociaż nie rozmawiali już ze sobą. Dowiedział
się od niewolników, jak bardzo nienawidzili go kapłani. Okazało się prawdą, że był jeńcem
wojennym, podobnie jak Sherkarer. Pochodził z niewielkiego kraju na zachodzie. Zgodnie z
życzeniem Ashpezaa, wezyra, wybrano najjaśniejsze z pojmanych dzieci i wychowano je w
jego służbie. Daniel był ich przywódcą.
Ludzie opowiadali o nim różne historie: jak wtrącono go do jamy królewskich lwów,
które przedtem głodzono, ale żaden z nich go nie tknął. Jak wyzwał kapłanów i udowodnił, że
żaden bóg nie przychodzi w nocy, żeby dotknąć ofiary pozostawionej na ołtarzu: ofiary
zabierali ludzie, którzy zostawili ślady na popiele, z polecenia Daniela w tajemnicy
rozsypanym przed ołtarzem.
Nebuchadnezzar, Wielki Król, słuchał opowieści Daniela o jednym Bogu, który ma
całą władzę. Dlatego też kapłani szukali sposobu na pozbycie się go.
Parokrotnie sam Wielki Kapłan, w progach miasta świątyni tak ważny, jak król poza
tym miejscem, wysłał skrybów, żeby pilnowali sirrusha i rozmawiali z jego opiekunami.
Sherkarer nie wątpił, że przygotowali jakiś plan, w którym ważną rolę miał odegrać smok.
Był również świadom, że od sirrusha zależy jego własne życie. Dla tych, którzy go
przetrzymywali był wart tyle, ile wiedział o smoku, czy raczej udawał że wie.
Był więzniem świątyni, bo przy jedynej bramie zawsze stali strażnicy. Nikt nie
przychodził ani nie wychodził, chyba że miał tabliczkę z pieczęcią Wielkiego Kapłana.
Dziesiątego dnia po przybyciu Sherkarera do świątyni jeden z niewolników podszedł
do basenu, żeby odsunąć zwiędłe rośliny i przynieść nowe zapasy; potknął się i uklęknął przy
Sherkarerze. Z jego dłoni wypadło coś małego i zatrzymało się obok sandała Nubijczyka.
Mężczyzna nie sięgnął po to, więc Sherkarer zakrył przedmiot stopą. Kiedy niewolnik
odszedł, Sherkarer pochylił się, jakby chciał mocniej zawiązać rzemyk buta, a jego palce
zamknęły się na przedmiocie, który zgubił niewolnik.
Serce podskoczyło mu na widok tego, co trzymał w dłoni. Obawiał się, że podniecenie
może go zdradzić, gdy jednak pośpiesznie rozejrzał się wkoło, nie zauważył w pobliżu nikogo
poza niewolnikami, a nadzorcy patrzyli tylko na nich. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl