[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sÅ‚aÅ‚by nawet dziewki, by sÅ‚u¿yÅ‚a przes¹dom po trzykroæ przeklêtych
tych z Dolin i ich PÅ‚omieniowi. I zakl¹Å‚ siê na Rogatego £owcê.
S¹dzê, ¿e nie znaczyÅ‚o to, i¿by zapomniaÅ‚ o swym pochodzeniu
 stamt¹d. Raczej przypomniaÅ‚ sobie i bardzo bolaÅ‚, i¿ nigdy nie
138
stanie siê na powrót mieszkañcem Dolin. Ulys i jego schwytaÅ‚a w pu-
Å‚apkê. Nie mógÅ‚ tam wróciæ.
MiaÅ‚am siedemnaScie lat i nie byÅ‚am ani mê¿atk¹, ani narzeczon¹,
kiedy na Ulys przybyÅ‚ morski minstrel. Dziewczêta na naszej wyspie
wychodziÅ‚y za m¹¿ w wieku trzynastu lub czternastu lat. Ja byÅ‚am
anomali¹, dziwadÅ‚em. Kobiet¹ przynosz¹c¹ nieszczêScie, jak mówili
niektórzy. ¯aden mê¿czyzna mnie nie chciaÅ‚. PrzestaÅ‚am chodziæ na
jarmark w wiosce, nawet w towarzystwie sÅ‚u¿ebnych mojej matki.
Spojrzenia, jakimi obrzucaÅ‚y mnie ¿ony i matki rybaków, mroziÅ‚y
mi krew w ¿yÅ‚ach.
Mo¿e s¹dziÅ‚y, ¿e to przeze mnie poÅ‚owy s¹ tak liche, a polowa-
nia na morskie lisy daj¹ zwykle marne rezultaty. A mo¿e dlatego, i¿
byÅ‚am córk¹ mojego ojca. KorzystaÅ‚ bowiem z ich pracy i z ich ma-
j¹tku, mówi¹c, i¿ mu siê to nale¿y, ale nie dzieliÅ‚ siê z nimi zamko-
wymi zapasami nawet wtedy, gdy przymierali gÅ‚odem. MySlê, ¿e
zaczêli go nienawidzieæ.
Ale morski minstrel wszystko zmieniÅ‚. PrzypÅ‚yn¹Å‚ na statku ra-
zem z kupcami z High Hallacku, którzy zamierzali obejrzeæ nasze
niewielkie zasoby futer. Była wiosna. On sam nie był kupcem, od
razu rzucaÅ‚o siê to w oczy. Jego mowa przypominaÅ‚a raczej tych
z Dolin, lecz miaÅ‚ inn¹ fryzurê: grzywkê na czole i dÅ‚ugie, opadaj¹-
ce na plecy wÅ‚osy. ByÅ‚y ciemnozÅ‚ote, chocia¿ brodê nosiÅ‚ rudaw¹.
ByÅ‚a to piêkna, gêsta broda; broda mê¿czyzny, nie chÅ‚opca, musiaÅ‚
wiêc mieæ okoÅ‚o trzydziestu lat. Mówiono, ¿e jego twarz nie jest
pomarszczona ani ogorzała, tylko mocno opalona.
Mo¿e nie byÅ‚ zwykÅ‚ym ¿eglarzem? Mo¿e byÅ‚ lepiej urodzony?
ZastanawiaÅ‚y siê nad tym niektóre ze sÅ‚u¿ebnych mojej matki.
Wszystkie te wiadomoSci zaczerpnêÅ‚am wÅ‚aSnie od nich. WymySla-
Å‚y bowiem ró¿ne preteksty, ¿eby pójSæ na targ i zobaczyæ minstrela
albo przynajmniej posÅ‚uchaæ nowych o nim opowieSci.
GraÅ‚ w gospodach w pobli¿u portu pieSni z High Hallacku i bal-
lady, których nikt z nas nigdy nie sÅ‚yszaÅ‚, chocia¿ znaÅ‚ równie¿ ry-
backie piosenki z Ulys. Miał dobry akcent i bardzo szybko nauczył
siê wymawiaæ sÅ‚owa tak jak my.
Wszystkie sÅ‚u¿ebne mojej matki oszalaÅ‚y na jego punkcie. Min-
strel jednak traktował je uprzejmie i to było wszystko. Jestem pew-
na, ¿e go nie odstêpowaÅ‚y i bezwstydnie do niego wzdychaÅ‚y,
podczas gdy on  jakkolwiek ani zimny, ani wyniosły  chyba nie
139
przedkÅ‚adaÅ‚ jednej nad drug¹, nie odpowiadaÅ‚ spojrzeniem na po-
włóczyste spojrzenia, nie udzielaÅ‚ twierdz¹cej odpowiedzi na wy-
mówion¹ szeptem proSbê, by przyszedÅ‚ za karczmê, do obory lub na
brzeg morza.
Kiedy handlarze futer wrócili do High Hallacku, minstrel pozo-
staÅ‚ na Ulys. WzbudziÅ‚o to wielkie zainteresowanie mieszkañców
wyspy, podobnie jak dworek mojej matki. MinêÅ‚y jeszcze cztery dni,
lecz nikt nadal nie wiedziaÅ‚, jak¹ ten cudzoziemiec ma sprawê do
zaÅ‚atwienia na Ulys. On sam nie chciaÅ‚ tego wyjawiæ.
Jedna ze sÅ‚u¿ebnych mojej matki przyszÅ‚a do mnie, gdy minstrel
spêdziÅ‚ na wyspie tydzieñ. ByÅ‚a to Danna, bezczelna dziewczyna
o ciemnokasztanowych wÅ‚osach, mÅ‚odsza ode mnie o rok, niezamê¿-
na, ale ju¿ zarêczona. To zreszt¹ wcale nie przeszkadzaÅ‚o jej flirto-
waæ. SiedziaÅ‚am, tkaj¹c gobelin przy otwartym oknie, pochylaj¹c
siê nisko, wytê¿aÅ‚am wzrok, licz¹c nici. Danna byÅ‚a porz¹dn¹ dziew-
czyn¹. Nie czuÅ‚am do niej niechêci.
 On pytał o ciebie dzisiaj  powiedziała konspiracyjnym to-
nem.
WestchnêÅ‚am.
 Czy przysÅ‚aÅ‚ ciê po mnie?  zapytaÅ‚am, gdy¿ zd¹¿yÅ‚am ju¿
przyzwyczaiæ siê do kaprysów mego ojca, wolaÅ‚am jednak pójSæ do
niego w towarzystwie, ¿eby zapewniæ sobie bezpieczeñstwo.  Gdzie
jest moja matka?
Danna rozeSmiaÅ‚a siê i plasnêÅ‚a rêk¹ po biodrze.
 Twoja matka jest na dole z kuchark¹, inaczej bym ci tego nie
powiedziaÅ‚a. I to nie twojego ojca miaÅ‚am na mySli, mówi¹c, ¿e py-
tał o ciebie. Miałam na mySli cudzoziemca, którego spotkałam przy
gospodzie. Minstrela. To on o ciebie pytał.
 Co chcesz przez to powiedzieæ?  ZmarszczyÅ‚am brwi i pod-
niosłam wzrok.
Danna stała z dala ode mnie i niezbyt dobrze widziałam jej twarz.
Nie wiedziaÅ‚am, czy ¿artuje.
 ByÅ‚am na targu  zaczêÅ‚a  po rybê cêtkówkê, o której teraz
dyskutuj¹ twoja matka i kucharka. I zobaczyÅ‚am go. StaÅ‚ oparty o Scia-
nê gospody i rozgl¹daÅ‚ siê po placu targowym. Sztyletem kroiÅ‚ na
kawaÅ‚ki du¿y owoc kornalininy. OdezwaÅ‚am siê wiêc do niego, rów-
nie Smiało, jakbym była hegittem. Powiedziałam:  Hej, minstrelu,
dlaczego nie Spiewasz w gospodzie, jeSli to twój zawód?
Zachichotała nerwowo na mySl o swej zuchwałoSci.
 A on odpowiedziaÅ‚, rzucaj¹c mi kawaÅ‚ek owocu:
140
 Nie przez caÅ‚y czas, panienko. CzÅ‚owiek musi coS zjeSæ .
SiedziaÅ‚am, wpatruj¹c siê w ni¹. ZasÅ‚oniÅ‚a usta rêk¹ i zaczer-
wieniÅ‚a siê  dobrze to widziaÅ‚am  lecz jej ton SwiadczyÅ‚ bardziej
o zachwycie ni¿ o zawstydzeniu.
 A wtedy on rzekÅ‚  szepnêÅ‚a Danna  wtedy rzekÅ‚:  Nazywasz
siê Danna, prawda? I jesteS córk¹ Uldinna? . Naprawdê, sÅ‚ysz¹c to,
o mało nie wyskoczyłam ze skóry i nie zjadłam jego owocu. Oprzy-
tomniaÅ‚am po chwili i zapytaÅ‚am:  Sk¹d o tym wiesz? On zaS od-
powiedziaÅ‚, odchodz¹c od Sciany gospody i uSmiechaj¹c siê  och,
on ma lisi uSmiech: wszystkie zêby równe i ¿adnego nie brakuje.
Ale, prawdê mówi¹c, wtedy trochê siê go przestraszyÅ‚am. Lecz on
rzekł wówczas cicho i dwornie jak szlachcic:  Och, dowiedziałem
siê wielu rzeczy, Danno, choæ jestem tu krótko, o tobie i o tym miej-
scu. Na przykÅ‚ad wiem, ¿e pracujesz na zamku pana Halssa .  Tak
 odparÅ‚am.  Jestem pokojówk¹ pani Benis . On na to:  SÅ‚yszaÅ‚em,
¿e pani Benis ma córkê, sÅ‚awn¹ córkê, o której mówi caÅ‚y High Hal-
lack... . Wtedy ja, zapominaj¹c siê, zgromiÅ‚am go.  PosÅ‚uchaj no,
ty. To nie byÅ‚a wina panienki Alii, ¿e jej maÅ‚¿onek umarÅ‚, a ojciec
popadÅ‚ w dÅ‚ugi. Ona jest Å‚adn¹, porz¹dn¹ dziewczyn¹, a ta caÅ‚a ga-
danina o kl¹twie to jedna wielka bzdura . Ale on siê rozeSmiaÅ‚.  Nie,
nie. yle mnie zrozumiaÅ‚aS. Wcale nie to sÅ‚yszaÅ‚em. Tam, sk¹d po-
chodzê, mówi siê, ¿e jest dobr¹ dziewczyn¹, Sliczn¹ jak poranek
i ma wszystkie zalety, jakie powinna mieæ wysoko urodzona panna.
Jest jednak równie dumna, jak jej ojciec jest bogaty, i wzgardziła
szlachcicem, z którym byÅ‚a zarêczona, tak ¿e umarÅ‚ z rozpaczy. Póx-
niej odtr¹ciÅ‚a wszystkich innych konkurentów, którzy dobijali siê
o jej rêkê . USmiechn¹Å‚ siê do mnie i dodaÅ‚:  Przynajmniej tak¹ Spie-
waj¹ o niej pieSñ tam, sk¹d pochodzê .  A sk¹d pochodzisz, panie?
 zapytaÅ‚am go, lecz on znowu tylko siê rozeSmiaÅ‚.  Ach, tego jesz-
cze nie mogê ci powiedzieæ, moja panno  powiedziaÅ‚ wówczas
zupełnie jak mieszkaniec Dolin. Ale nie jak kupiec  raczej jak twój
ojciec, jak szlachcic. Jestem pewna, ¿e on nie mo¿e byæ nikim in-
nym jak tylko jakimS wysoko urodzonym wielmo¿¹ z High Hallac-
ku, a to, ¿e Spiewa dla nas pieSni w gospodzie, to jedynie pozory.
Danna nie odrywaÅ‚a ode mnie wzroku. Nie widziaÅ‚am, co s¹dziæ
o jej opowieSci, czy nie ¿artowaÅ‚a sobie ze mnie. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl