[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wiedział, że pewne rzeczy, które się wydarzyły, martwią Mary, ale wiedział, iż będzie szczęśliwa, kiedy się
wreszcie pobiorą i wyruszą do Paryża, gdzie nie będzie Vincenta i jego głupich żartów.
W kościele zapachniało jesiennymi liśćmi.
Jason się zaniepokoił. Rozejrzał się wokół, szukając zródła zapachu. Wszystko wydawało się takie samo
jak zwykle. Panie siedziały na swych miejscach, wachlując się i rozglądając dookoła. Mężczyzni kręcili się i
ziewali. Kilku już drzemało. Dzieci nudziły się i bawiły książeczkami do nabożeństwa.
- Pożądanie nie da wam niczego! Niczego!
Jason, uspokojony, rozsiadł się wygodniej w ławce. Musiało mu się coś przywidzieć.
- Niczego oprócz niewiarygodnej przyjemności.
Jason gwałtownie się obejrzał. W kościele zapanowała cisza. Wierni z osłupieniem wpatrywali się w
pastora. Quimby zakaszlał.
- To znaczy niczego oprócz okropnego cierpienia.
Przez kościół przebiegło głośne westchnienie i wachlarze znów poszły w ruch.
- Oczywiście - mówił dalej Quimby - nie można zaprzeczyć, że istnieje także przyjemność.
W kościele rozległ się oburzony szmer. Jason kurczowo złapał poręcz ławki.
Quimby był bardzo zakłopotany.
- Nie to miałem na myśli. Chciałem powiedzieć, że grzech może być uwodzicielski. Mówię to z własnego
doświadczenia.
Beatrice zachichotała. W ślad za nią poszli inni, ale śmiechy i szepty szybko umilkły.
- Oczywiście, niczego takiego nie pochwalam - powiedział pospiesznie Quimby. - Wszystko to się
wydarzyło, nim zostałem tu pastorem. Przedtem mieszkałem w Londynie. Można się tam niezle zabawić,
prawda, Jasonie? Szalone przyjęcia, hazard i, oczywiście. Dom Niebiańskich Rozkoszy pani Fleur.
Jason zacisnął wargi. Rzucił okiem na Mary i zobaczył, że siedzi bardzo sztywno, z pobladłą twarzą.
Pastor jeszcze raz usiłował się poprawić.
- Jason, to znaczy jego hrabiowska mość, nigdy nie uczestniczył w takich rozrywkach. Nigdy świadomie
nie popełniłby grzechu. Jestem pewien, że w tamtych czasach nie uważał picia, gry w karty i związków z
rozpustnymi kobietami za coÅ› nagannego.
Mary głośno wciągnęła powietrze. Jason wstał i powiedział głośno:
- Obawiam się, że nie czuje się pan najlepiej.
Quimby, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w jedno z okien, chyba go nie słyszał.
- Gdyby Jason nie nalegał, abym przyjął tu posadę pastora, nadal byłbym w Londynie, ciesząc się
wdziękami panien z uroczego zakładu pani Fleur. Teraz jedyną moją przyjemnością jest jedzenie...
Jason podszedł do pastora i wziął go za ramię.
- Musi się pan natychmiast położyć.
Quimby zamrugał oczyma, rozglądając się wokół z zakłopotaniem. Na jego twarzy pojawił się wyraz
przerażenia.
- Wielki Boże! Co ja powiedziałem?...
- Doktorze Scott, czy może pan pójść z nami do zakrystii? - spytał Jason, spoglądając na szczupłego,
ciemnowłosego mężczyznę, siedzącego za Mary.
Doktor kiwnął głową i wstał.
Quimby, blady i drżący, otarł czoło.
- Tak, tak, ma pan rację. Nie czuję się najlepiej. Zupełnie niedobrze. Nie wiem, co mi się stało. Mówiłem
tylko to, co myślałem...
Jason odciągnął go od ołtarza i wyprowadził przez frontowe drzwi, nim Quimby zdążył coś jeszcze
powiedzieć. Dołączył do nich doktor, a po chwili Cecil.
W kościele panowała cisza.
- Coś takiego! - powiedziała wreszcie lady Weldon przyciszonym głosem.
- Niesamowite!
- Nigdy czegoś podobnego nie słyszałam - rozległy się głosy. Beatrice ze złośliwym uśmiechem zwróciła
siÄ™ do Mary.
- Nie bierz sobie do serca tego, co mówi pan Quimby. Jestem pewna, że się myli. Jason z pewnością nie
robił tych okropnych rzeczy.
Mary, unikając jej wzroku, milczała.
Kilka minut pózniej Jason wrócił do kościoła. Podszedł do ołtarza i stanął przodem do wiernych. Wszyscy
wpatrywali siÄ™ w niego wyczekujÄ…co.
- Pan Quimby ucierpiał trochę z powodu upału - oznajmił Jason. - Doktor mówi, że wkrótce wyzdrowieje,
ale uważa, iż pastor powinien odpocząć. Dlatego przerywamy nabożeństwo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]