[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czekałam dwanaście lat, żeby zobaczyć od środka londyński pub.
Jego uścisk powoli łagodniał. Widziała, ile wysiłku go kosztuje, aby wypuścić ją z
ramion.
- Znam pewne miejsce w Soho, jeśli tam jeszcze jest.
- A więc przekonajmy się - powiedziała Liv, biorąc go pod ramię.
Knajpka była w tym samym miejscu, może tylko wyglądała na nieco bardziej
zaniedbaną niż siedem lat temu. Wchodząc do środka, Thorpe zastanawiał się, czy w
powietrzu unosi się wciąż ten sam zapach tytoniu i zwietrzałego piwa.
- Cudownie! - zawołała Liv, usiłując coś dojrzeć przez ścianę dymu. - Poszukajmy
stolika.
Znalezli wolne miejsca w kąciku pubu. Liv usiadła plecami do ściany, ciekawie
rozglądając się dookoła. Goście siedzieli ciasno jeden przy drugim przy barze. Po ich
zachowaniu Liv zorientowała się, iż w większości byli to starzy bywalcy. Ktoś grał na
stojącym z boku pianinie z większym zacięciem niż zdolnościami, a kilkanaście głosów
usiłowało wtórować mu śpiewem. Pozostali goście prowadzili między sobą ożywioną
rozmowę. Najczęstszym tematem był terrorystyczny atak na kondukt pogrzebowy.
- Co podać? - Barmanka, która pojawiła się przy stoliku, spojrzała na nich nieufnie.
- Białe wino dla pani - powiedział Thorpe - a dla mnie piwo.
- Jesteście Amerykanami. - Wydawała się zadowolona ze swego odkrycia. -
Poznajecie miasto?
- Zgadza się - odrzekł Thorpe.
Barmanka uśmiechnęła się i wróciła do baru.
- Mamy tu dwoje Amerykanów, Jake - powiedziała do kelnera. - Trzeba ich obsłużyć.
Liv roześmiała się cichutko.
- SkÄ…d znasz to miejsce, Thorpe?
- Miałem zadanie do wykonania - przypalił papierosa od ognia zapalniczki. - Pewien
Amerykanin zatrudniony w naszej ambasadzie w Londynie utrzymywał, że jest szpiegiem. To
on wyznaczył mi to miejsce na spotkanie.
- Jak w sensacyjnym filmie. - Liv pochyliła się do przodu, opierając łokcie na blacie
stołu. - I co z tego wyszło?
- Nic.
- Nie żartuj, Thorpe. - Liv nie kryła rozczarowania. - Musiało coś wyjść.
- A jeśli powiem, że bez niczyjej pomocy udało mi się rozpracować międzynarodową
siatkę szpiegowską i puścić tę informację w bloku informacyjnym o szóstej?
- To już lepiej - przyznała.
- Oto wasze zamówienie, gołąbki. - Barmanka postawiła przed nimi drinki. -
Wystarczy zagwizdać, kiedy będziecie chcieli to powtórzyć.
- Wiesz - ciągnęła Liv, kiedy znowu zostali sami - prawie pasujesz do image'u.
- Jakiego image'u?
- Twardego, nieustępliwego reportera. - Upiła łyk i głośno się roześmiała. - No wiesz,
obszerny trencz, zmęczona życiem twarz. Stoisz przed gmachem rządowym i przekazujesz
informacje w siąpiącej z nieba mżawce. Koniecznie musi być mżawka.
- Nie mam trencza - zauważył.
- Nie psuj wizerunku.
- Nawet dla ciebie nie zamierzam robić reportaży w trenczu - dodał, śmiejąc się.
- Jestem zdruzgotana.
- Jestem zafascynowany.
- Zafascynowany? Czym?
- TwojÄ… wizjÄ… reportera.
- Tak go sobie wyobrażałam, zanim sama nim zostałam - przyznała. - Widziałam
siebie, jak robię wywiady z różnymi typami w podejrzanych spelunkach i jak przekazuję
wstrząsające historie, zanim ludzie zdążą usiąść do śniadania. Jedna historia goni drugą.
Przygoda, emocja, intryga.
- %7ładnej papierkowej roboty, żadnej redakcyjnej pracy.
Obserwował ją, pijąc piwo. Jak to możliwe, żeby pozostać tak nieskazitelnie piękną po
ciężkim dniu, który miała za sobą?
Jej uśmiech był urzekający.
- W college'u wszystko wygląda inaczej. Ale ja nie zapomniałam o swoich
wyobrażeniach, do czasu kiedy po raz pierwszy robiłam reportaż o zabójstwie. - Pokręciła
głową i wzięła do ręki kieliszek z winem. - Czy w ogóle można się do tego przyzwyczaić,
Thorpe?
- Nie można - odrzekł. - Ale ktoś jednak musi to robić.
Skinęła głową. Pianista zaczął grać jakąś sentymentalną balladę.
- Czy to prawda, że piszesz powieść? - Liv zmieniła temat.
- A tak mówiłem?
Uśmiechnęła się znad brzegu kieliszka.
- Mówiłeś. O czym będzie?
- O korupcji w świecie polityki. A co z twoimi planami literackimi?
- Nic nie piszę. - Spojrzała na niego przekornie. Poczuł tępy ból w żołądku. - Na razie
- zaczęła mówić ściszonym głosem, po czym jakby się zawahała. - Czy tobie można ufać,
Thorpe?
- Nie można.
Z jej ust wyrwał się przytłumiony śmiech.
- Oczywiście że nie można. A jednak ci powiem. Lecz nie będziesz nagrywał - dodała.
- Nie będę - potwierdził.
- Kiedy byłam w college'u i miałam kłopoty z pieniędzmi, dorabiałam pisaniem.
- Taak? - zastanawiał się, jak to możliwe, aby pochodząc z takiej rodziny, mogła mieć
kłopoty finansowe. Jednak nie zdecydował się zadać tego pytania. - Jakiego rodzaju
pisaniem?
- Napisałam kilka opowiadań dla My True Story .
Spojrzał na nią ze zdumieniem.
- Chyba żartujesz! Do takiego magazynu?
- Nie kpij, Thorpe! Potrzebowałam pieniędzy. Poza tym - dodała z odrobiną dumy - to
były zupełnie niezłe opowiadania.
- Naprawdę? - uśmiechnął się tajemniczo.
- Beletrystyka - wyjaśniła.
- Chciałbym je przeczytać... dla celów edukacyjnych.
- Nie ma mowy. - Spojrzała w stronę baru, skąd dochodziły coraz głośniejsze dzwięki
rozmów. - Co robiłeś jako młody chłopak?
- Zaczynałem karierę w gazecie. - Rzucił kątem oka na dwóch mężczyzn kłócących się
przy grze w strzałki.
- Wieczny dziennikarz.
- I wielbiciel dziewczÄ…t.
- O tym nie trzeba nawet mówić. - Liv obserwowała, jak konflikt między graczami
coraz bardziej narasta. Klienci baru przyłączyli się do sporu, dzieląc się na dwa obozy.
Thorpe sięgnął po portfel.
- Chyba nie wychodzimy? - zapytała widząc, że reguluje rachunek.
- Już za chwilę może tu wybuchnąć awantura.
- Wiem. - Roześmiała się. - Chcę to zobaczyć. Na kogo stawiasz? Na tego faceta w
kapeluszu, czy na tego z wÄ…sami?
- Liv - Thorpe nie ustępował. - Kiedy ostatnio byłaś świadkiem burdy w knajpie?
- Nie nudz, Thorpe. Stawiam na tego typa w kapeluszu. Jest co prawda niższy, ale za
to lepiej zbudowany.
W tej właśnie chwili mężczyzna z wąsami zadał pierwszy cios. Thorpe westchnął z
rezygnacją. Martwił się o Liv. Ale w tej sytuacji miejsce w kącie wydawało się
bezpieczniejsze.
Mężczyzni przy barze odwrócili się, aby mieć lepsze pole do obserwacji. Trzymali w
rękach swoje drinki i głośno dopingowali walczących, zakładając się, kto zwycięży. Barman
spokojnie kontynuował wycieranie szklanek. Tymczasem dwaj mężczyzni zwarli się w
morderczym uścisku, po czym upadli na podłogę, okładając się pięściami.
Thorpe w milczeniu obserwował, jak toczą się po podłodze. Potrącone krzesło
przewróciło się i jakiś mężczyzna, trzymający w ręku szklankę piwa w ręku, postawił je z
powrotem, po czym odsunąwszy się nieco, usiadł na nim, dopingując swego faworyta.
Wszystko wskazywało na to, że Liv miała nosa. Facet w kapeluszu był zręczny i śliski
jak piskorz. W pewnej chwili chwycił głowę swego przeciwnika, tak że ten nie mógł wykonać
żadnego ruchu i musiał się poddać. Walka była skończona.
- Chcesz jeszcze drinka? - zapytał Thorpe, gdy na sali znowu zapanował spokój.
- Hmm? - Liv spojrzała na niego z uwagą, po czym roześmiała się, widząc jego minę.
- Thorpe, nie uważasz, że to mógłby być wspaniały materiał na reportaż?
- Oczywiście, jeśli ty zdecydowałabyś się wystąpić w roli komentatora zawodowego
meczu bokserskiego - dodał z uśmiechem. - Zdumiewasz mnie, Olivio.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]