[ Pobierz całość w formacie PDF ]

poznałaby go jeszcze wcześniej.
Choć na jego widok serce zaczęło jej bić jak oszalałe, nie
mogła powstrzymać złości.
S
R
Nie miała zamiaru wszystkiego mu przebaczyć tylko dla-
tego, że postanowił przyjechać do niej  na białym koniu".
Nie odezwał się przez dwa tygodnie i nie zamierzała tak ła-
two przejść nad tym do porządku dziennego.
Jeszcze raz poklepała Meg i spojrzała na zbliżającego się
Eamonna.
- Jak widzę, nagle przypomniałeś sobie wszystko, czego
nauczył cię ojciec?
Eamonn uśmiechnął się do niej szeroko, najwyrazniej
bardzo z siebie zadowolony.
- Brałem lekcje z twojego powodu. Dwa dni w Nowym
Jorku. Bolą mnie miejsca, o których nawet ci nie wspomnę.
- Więc jesteś teraz Johnem Wayne'em?
- Nie całkiem, ale Bob jest dla mnie łaskawy, prawda, sta-
ry? - Przejechał ręką po szyi konia.
Colleen nie potrafiła ukryć zaskoczenia.
Eamonn spojrzał na nią wymownie.
- Skoro góra nie chciała przyjść do Mahometa...
- Mogłeś zadzwonić.
- Po to, żeby mój rozmówca odłożył słuchawkę w pół
zdania? Uwielbiam to.
- Nigdy się nie dowiemy, co bym zrobiła, z tej prostej
przyczyny, że nie zadzwoniłeś, prawda? - Uśmiechnęła się,
nie kryjÄ…c sarkazmu.
- Musiałem doprowadzić negocjacje do końca, podpisać
stosowne dokumenty, a w międzyczasie chodziłem na lekcje
jazdy konnej. Zresztą, niektóre sprawy lepiej omówić
osobiście.
- Niepotrzebnie się trudziłeś. - Puściła Meg przodem. -
Nie masz mi do powiedzenia nic, co chciałabym usłyszeć.
- Byłabyś zdziwiona tym, jak bardzo się mylisz.
S
R
Kątem oka dostrzegła, że jedzie tuż za nią i miała ocho-
tę pognać konia, żeby przekonać się, jak wiele zapamiętał ze
swoich lekcji. Najchętniej dojechałaby do rzeki. Bob niena-
widził wody.
Eamonn patrzył na nią przez chwilę, po czym przeniósł
wzrok na Inisfree.
- Dobrze, powiem wszystko od razu, zanim znów zacznie-
my się kłócić. Wysłuchasz mnie?
- Dlaczego miałabym to zrobić?
- Ponieważ jeśli w ciągu ostatnich tygodni czułaś się tak
paskudnie jak ja, na pewno zależy ci na tym, żeby sobie po-
prawić nastrój. Wysłuchasz mnie, czy mam wszystko spisać
i przesłać ci przez posłańca?
Colleen milczała. Choć była na niego wściekła, nie mo-
gła nie przyznać mu racji. Czuła się zle. Ale fakt, że jego wi-
dok tak ją ucieszył, nie oznaczał, że wszystko jest już w po-
rzÄ…dku.
- Masz tyle czasu, ile zajmie nam dojechanie do domu.
Westchnął ciężko, nie kryjąc frustracji. Jednak zamiast
wszcząć nową kłótnię, zaczął mówić cichym, spokojnym
głosem.
- Masz rację. Początkowo chciałem odsprzedać ci swój
udział w tym przedsięwzięciu. Ale to było, jeszcze zanim tu
przyjechałem. Na miejscu przekonałem się, że nie stać cię na
odkupienie mojej części.
- Ale teraz sytuacja się zmieniła. Jedna z działek została
sprzedana, a następna jest wystawiona na sprzedaż. Jeśli
będę musiała, sprzedam kilka kolejnych, żeby cię spłacić.
Więc jak tylko będziesz gotowy, możemy przystąpić do spo-
rzÄ…dzania umowy.
S
R
- Nie chcę sprzedawać farmy. Jeśli chcesz ją mieć całą dla
siebie, proszę bardzo. Zrzekam się swojej części, ale nie
będę jej wystawiał na sprzedaż. To jest mój dom, a nie jakaś
nieruchomość.
Colleen nie odpowiedziała. Miała dwa długie tygodnie na
to, by go nienawidzić za to, że chciał sprzedać Inisfree. Fakt,
że wsiadł do samolotu, a potem na konia, aby się z nią spot-
kać, zrobił jednak na niej wrażenie. Podobnie jak oferta, by
oddać jej swoją część. Oczywiście nie miała zamiaru się na
to zgodzić.
Wysłucha go, tego była pewna. Ale nic ponadto. Teraz,
kiedy wiedziała już, jak mocno może ją zranić, nie chciała
przechodzić przez to drugi raz.
- Taka jest prawda. Odkąd stąd wyjechałem, nie miałem
innego domu. Miałem gdzie mieszkać, gdzie pracować, za-
przyjazniłem się z kilkoma osobami. Ale to nie było to samo,
co mieć dom.
A więc dowiadywała się o nim nowych rzeczy. Mówił
o tym, jaki był, gdy wyjechał. Nie potrafiła opanować ogar-
niającego ją wzruszenia, pomimo tego, że postanowiła być
na niego wściekła.
- Kilka lat temu moje życie stało się jakieś takie bezbarw-
ne. Nie wiedziałem dlaczego. Odnosiłem sukcesy w pracy,
ule czułem się samotny. Myślę, że potrzebowałem czegoś
więcej, niż osiągnąłem.
- Zapewne podróży do Amazonii? - pozwoliła sobie na
spojrzenie w jego stronę i została nagrodzona uśmiechem.
- Akurat tam nie byłem. Ale tak, generalnie zacząłem po-
dróżować. Chyba czegoś szukałem. Dopiero przyjazd tutaj
uzmysłowił mi, czego. Jest w tym pewna ironia, nie sądzisz?
S
R
Colleen nie chciała o tym myśleć. Nie teraz. Mogła tylko
patrzeć na niego i dziwić się własnej reakcji na jego obec-
ność.
Eamonn ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej, spoglÄ…dajÄ…c na rysujÄ…ce siÄ™ w od-
dali wzgórza.
- Kiedy powiedziałem, że nie nienawidzę Inisfree, nie by-
ła to do końca prawda. Przez jakiś czas naprawdę nienawi-
dziłem tego miejsca. Kiedy moja matka odeszła, uważałem,
że winne jest właśnie miejsce, a nie ludzie. Tak było łatwiej.
Gdyby mój ojciec kochał matkę dostatecznie mocno, aby
opuścić ukochany dom, być może zostałaby tu dłużej. Z cza-
sem zdałem sobie sprawę, że nawet to miejsce nie było w
stanie powstrzymać jej przed widywaniem mnie. Dokonała
wyboru i konsekwentnie w tym trwała. Myślę, że to wcale
nie chodziło o Inisfree. Po prostu nie chciała być żoną i
matką, a to, gdzie ojciec postanowił żyć, nie miało większe-
go znaczenia. Gdyby go naprawdę kochała, znalezliby jakiś
kompromis. Ale oni nawet nie podjęli takiej próby. I to była
ich wina, nie Inisfree.
Colleen miała wrażenie, że historia się powtarza. Tyle tyl- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl