[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie podobała, a nie chciałbym cię zranić, mógłbym wygłosić jakiś
banał, że rozumiem, dlaczego kobiety lubią ten typ literatury. Ale tego
nie powiedziałem. Powiedziałem, że jest świetna. I tak uważam. Jest
dobrze napisana, postaci są prawdziwe, akcja trzyma w napięciu.
Wiesz co? Strasznie zazdrościłem bohaterowi. Tego, że znalazł
kobietę, która go kocha i ufa mu bezgranicznie, która nie wyobraża
sobie życia bez niego...
Chłód, jaki ją przenikał, powoli zaczął ustępować. W oczach
Douga dojrzała tęsknotę. Może faktycznie zrozumiał pragnienia jej
bohaterów?
Wzruszona, nie wiedząc, jak wyrazić wdzięczność, pogładziła
Douga po policzku. Jeszcze z nikim nie czuła się tak blisko. Pewnie
oczy zdradzały jej myśli, bo Doug uśmiechnął się łagodnie. Nie
zaprotestowała, kiedy zacisnął rękę na jej szyi i przysunął usta do jej
ust.
Całował ją delikatnie, z czułością, której tak bardzo brakowało
jej w życiu. Zaczęła odwzajemniać pocałunek. Zdumiała się, że z
dawania można czerpać wielką radość. Powoli budziło się w niej
pożądanie. Pragnęła zanurzyć palce we włosach Douga, wsunąć ręce
pod jego koszulę i sweter, pieścić rozgrzane ciało.
Była zawiedziona, kiedy cofnął się, ale jego głos wyraznie
świadczył o tym, że nie ona jedna czuła podniecenie.
- Chodzmy... - Doug odchrząknął. - Chodzmy coś zjeść.
Zapraszam ciÄ™ na kolacjÄ™.
112
RS
- Ojej. - Podniosła ręce do swojej zaczerwienionej od płaczu
twarzy. - To chyba nie jest dobry pomysł. Wszyscy będą się na mnie
gapili. WyglÄ…dam koszmarnie.
- Wyglądasz ślicznie - oznajmił. Podobała mu się z lśniącymi
oczami i zaróżowionymi policzkami.
- Może ja coś przygotuję? W zamrażarce mam steki. I na pewno
znajdzie się sałata.
- To dużo pracy...
- Och, bez przesady! - zaprotestowała. Pomijając wszystko inne,
miała ochotę ugotować coś dla nich obojga.
Nie trzeba było długo Douga namawiać.
- Hm, domowy posiłek. To bardzo kuszące.
- Sama wszystko zrobię - obiecała, przypominając sobie ten
poranek, kiedy Doug przyrządzał śniadanie.
- Serio? - Uśmiechnął się łobuzersko. - Czyli mogę siedzieć
rozwalony i patrzeć w sufit?
Pokiwała ze śmiechem głową.
- Super! - DzwignÄ…Å‚ siÄ™ na nogi i przeciÄ…gnÄ…Å‚ siÄ™ leniwie. - LubiÄ™
mieszkać sam, ale samemu trudno sobie dogadzać.
Sasha wstała z krzesła i biorąc Douga za rękę, zaprowadziła go z
powrotem do salonu.
- Rozgość się. - Wskazała ręką kanapę. - A może przynieść ci
gazetę? Albo włączyć muzykę?
- O tak. Jakąś spokojną, przy której można oddać się marzeniom.
Nastawiła radio na swoją ulubioną stację i zostawiwszy Douga
przed kominkiem, udała się do kuchni. Kiedy steki odmrażały się w
113
RS
kuchence mikrofalowej, zrobiła sałatę. Nakrywając do stołu w jadalni,
od czasu do czasu zerkała na wyciągniętego na kanapie Douga. Była
mu wdzięczna za jego obecność; sprawił, że spojrzała na wszystko z
nowej perspektywy. Już nie myślała o problemach. Teraz znacznie
przyjemniejsze rzeczy zaprzątały jej głowę.
Kolacja przy pięknie nakrytym stole, na którym stały dwie
migoczące świeczki, okazała się sukcesem. Potem najedzeni siedzieli
przed kominkiem, popijając napoczęte do kolacji wino. Rozmawiali o
wszystkim i o niczym. Sasha dawno nie czuła się tak zrelaksowana.
Wiedziała, że nie jest to zasługa jedzenia, wina ani kojącej muzyki,
lecz siedzÄ…cego obok cudownego faceta.
W pewnym momencie ogarnęła ją senność. Od wczesnych
godzin rannych pracowała, pózniej po rozmowie z siostrą wpadła w
przygnębienie. Kiedy powieki zaczęły jej ciążyć, przytuliła się do
Douga i najzwyczajniej w świecie odpłynęła. Obudził ją po paru
godzinach.
- Sasha - szepnÄ…Å‚, muskajÄ…c lekko ustami jej policzek. -
Wygodniej ci będzie w łóżku.
- Która godzina?
- Dochodzi pierwsza. Też się zdrzemnąłem. No chodz, zaniosę
cię na górę i wracam do siebie, bo inaczej nigdy stąd nie wyjdę. -
Uniósł ją delikatnie z kanapy.
- Ogień... - przypomniała sobie. - Trzeba zgasić.
- Już dawno zgasł - odparł, pokonując dwa stopnie naraz.
- Zwiatła w moim gabinecie. Chyba się wciąż palą.
- Sprawdzę przed wyjściem.
114
RS
Drzwi do sypialni były otwarte. Doug wszedł do pokoju, nie
naciskając pstryczka. Wystarczyło mu światło padające z holu.
Uwolniwszy jedną rękę, odrzucił na bok kołdrę i ułożył Sashę na
prześcieradle. Wiedział, że powinien pocałować ją na dobranoc i
wyjść, ale nie potrafił. Zamiast tego zaczął ją rozbierać. Najpierw
sweter, potem bluzka. Na widok piersi okrytych koronkÄ… i jedwabiem
ręce mu zadrżały. Nie zwracając na to uwagi, zdjął Sashy tenisówki,
potem rozpiął dżinsy. Leżała w bieliznie i wpatrywała się w jego
twarz. Nic nie mówiła, po prostu patrzyła wyczekująco.
Tłumaczył sobie, że powinien wyjść, póki jeszcze nad sobą
panuje, ale jej ciało przyciągało go jak magnes.
Stał w nogach łóżka, powtarzając szeptem jej imię. Nagle nie
wytrzymał i pogładził jej stopy, a potem, pochyliwszy się, wolno
przesuwał ręce coraz wyżej, wzdłuż jej ud, bioder, talii. W końcu,
opierając się na łokciach, delikatnie pocałował ją w usta.
Chciał zedrzeć z niej resztki ubrania, poczuć jej skórę. Pragnął ją
posiąść, fizycznie i psychicznie. Przerażało go własne pożądanie i
wiedział, że Sashę również wystraszy. Dlatego starał się powściągnąć
popęd, ograniczyć się do samych pieszczot i pocałunków.
Była szczęśliwa. Uwielbiała dotyk jego warg. Powoli, jakby w
obawie, że za moment się przebudzi, uniosła ręce i objęła Douga za
szyję. Czuła, jak przenika go dreszcz. Wprost nie mogła uwierzyć, że
tak bardzo podnieca go jej bliskość. Ale jej ciało też reagowało na
jego bliskość...
Pragnęła go.
115
RS
- Zciągnij sweter, Doug. Proszę. Chcę cię czuć, dotykać.
Wszędzie.
Czy to naprawdę był jej głos? Za taką bezwstydność i wyuzdanie
Sam na pewno by ją ukarał, ale
Sama nigdy nie chciała dotykać w ten sposób. Na moment
zastygła bez ruchu, bojąc się, co Doug uczyni. Przysiadłszy na
piętach, ściągnął przez głowę sweter.
- Ja też tego chcę - powiedział.
Przestała się bać. Wyciągnęła rękę i zaczęła rozpinać mu
koszulę. Palce jej drżały.
Wreszcie! Wreszcie ma przed oczami nagi tors. Nawet w
półmroku widziała, jak doskonale jest ukształtowany. Umięśnione
[ Pobierz całość w formacie PDF ]