[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nocy. Telefon komórkowy te\ mi oddali. Zadzwoniłem do szefa i opisałem swoje
ostatnie prze\ycia.
- Przyjedz - rozkazał krótko.
Metro ju\ nie chodziło, ale szczęśliwie złapałem nocny autobus. Do placu Bankowego,
kawałek dzielący mnie od Starego Miasta, przebyłem na piechotę.
- Referuj - polecił.
Opowiedziałem dokładnie, co mi się przydarzyło i streściłem przebieg rozmowy z
dziewczynÄ….
39
- CoÅ› mi tu nie gra. Skoro jÄ… trzymajÄ…, to jednak podejrzewajÄ…, \e kolekcja istnieje.
- Problem w tym, \e nie wiemy, czy to oni jÄ… trzymajÄ… - westchnÄ…Å‚em.
- Przecie\...
- Rozmawiałem z nią tylko przez chwilę. Ale przekręciłem imię jej prababki z Gabrieli
na Weronikę. Ayknęła to zupełnie bezrefleksyjnie i uraczyła mnie legendą o po\arze
domu. Tymczasem wcześniej sprawdziłem, \e budynek nie był spalony... Poza tym,
czego nie wiedzieli, znalazłem prawdziwe zdjęcia właścicielki domu. Ta w lochu była
podobna, zwłaszcza w półmroku, ale czułem od początku, \e to nie ona. To była mocno
zbudowana kobieta, a baletnice są raczej szczupłe i drobne.
- W co oni grają? - zasępił się. - I kim są?
- Mówili świetnie po polsku - zauwa\yłem - ale jednemu wyrwało się słowo  meszit ...
- To \ydowskie przekleństwo i to z języka jidysz, a nie z hebrajskiego - mruknął.
- Polscy śydzi na usługach izraelskiego Mossadu? - zasugerowałem.
- A atakowali nas chyba Francuzi?
- Kto to wie?
- To jakaś paranoja. Pierwsza liga to ci, którzy zdobyli list - powiedziałem. - Ciekawe,
jak go wykorzystali... Do tego my i te dwie grupki, które walczą między sobą i
jednocześnie depczą nam po piętach. Trafiamy na ślad Gryniewskiej, pojawia się
pierwsza ekipa, \ydowska, i porywa dziewczynę. Potem, a właściwie zanim się ulotnili z
dziewczyną, wpada śledzący ich Francuz, który tak udatnie odgrywa Gryniewskiego
przed policją... Pózniej ktoś dopada jego, wią\e i zostawia na krześle....
- Słusznie. Ale sądzę, \e było trochę inaczej. Ktoś natrafił na trop Gryniewskiej
wcześniej ni\ my. Mo\e wczoraj. Mo\e jeszcze dawniej. Porwali ją. Francuz dowiedział
się, dzięki podsłuchowi, o liście. Pojechał tam. Mossad prawdopodobnie nakrył go kilka
minut pózniej - pewnie te\ nas podsłuchali...
- Nie pokazali mi jej, bo nie mają jej w rękach - mruknąłem. - Ale zrobili wszystko,
\eby mnie utwierdzić w przekonaniu, \e trop jest fałszywy. Ani oni, ani Francuzi nie
dorwali dziewczyny... Zatem majÄ… ktoÅ› inny.
- Cztery zespoły. Jeden zdobył list do Einsteina. Drugi porwał Gryniewską, by zdobyć
kolejny list - mo\e po prostu wpadli na ten sam pomysł co my? Grupy trzecia i czwarta
trafiły tam, podą\ając niejako naszym tropem. Trop wydal im się na tyle obiecujący, \e
postanowili wyeliminować nas z tej gry, podając fałszywą informację o po\arze i
zniszczeniu kolekcji.
- Upiorny mętlik - westchnąłem. - Zatem Rosjanie mają list, jacyś zagadkowi
wrogowie usiłują zdobyć jego odbitkę na kolejnym, a śydzi i Francuzi wloką się w
ogonie...
- Nam zaś przypadła zaszczytna piąta pozycja w tym wyścigu. Musimy za wszelką
cenę przechwycić inicjatywę strategiczną... Za pózno ju\, \ebyś wracał do siebie. Fotel
jest rozkładany.
Uło\yłem się wygodnie i po kilku minutach zapadłem w sen. Obudziliśmy się o
siódmej rano. Kawa, dwie kanapki.
- Mam pewną koncepcję - powiedziałem przeciągając się.
- Nie tutaj - uniósł ostrzegawczo rękę. - Mo\e być podsłuch.
Do licha, dlaczego sam o tym nie pomyślałem?!
Wyszliśmy na smagany wichrem Rynek Starego Miasta.
- Mogą u\yć mikrofonu kierunkowego? - zapytał rozglądając się wokoło.
40
- Niewykluczone.
- Jeszcze nie mów. Chyba, \e to mało istotne...
- Sądzę, \e bardzo. Wydaje mi się, \e ju\ wiem, co mogło stać się z notatnikiem.
W naszym ministerstwie znajduje siÄ™ specjalne podziemne pomieszczenie. W czasach
socjalizmu mieścił się w nim bunkier przeciwatomowy, przewidziany zapewne dla
ministra. Nie ma bardziej zacisznego miejsca, jeśli chce się pogadać.
Zostawiliśmy telefony komórkowe w gabinecie. Sprawdziliśmy kieszenie, podeszwy
butów, guziki. Wreszcie oceniliśmy, \e jesteśmy czyści. Zabrałem z portierni klucze i
zeszliśmy na dół. Zatrzasnąłem z hukiem solidne, stalowe drzwi. Siedliśmy na
drewnianej ławce. Na ścianie wisiał spłowiały kalendarz na rok 1978. Byłem tu
wcześniej tylko raz, a pan Tomasz nigdy.
- Niech pan sobie wyobrazi taką sytuację - zacząłem. - Einstein i Skłodowska
spotykają się dość często. Ona mieszka we Francji, on miewa tam wykłady. Oboje
pracują w Międzynarodowej Komisji Współpracy Intelektualnej przy Lidze Narodów.
Gdzieś na początku 1932 roku fizyk wręcza jej swój notatnik. Skłodowska jedzie do
Warszawy na uroczyste otwarcie Instytutu Radowego. Pociąg, nudna podró\... kartkuje
notes. Znajduje w nim wzory. Sprawdza, przelicza i nagle znajduje to...
- A co konkretnie?
- Jeszcze nie wiem - westchnąłem. - Coś, co wprawia ją w zdumienie. Wiele widziała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl