[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jak najdokładniej ustalić położenie szkieletu, wykopaliśmy dookoła niego głęboki rów i
dopiero potem z dwóch stron poczęliśmy usuwać ziemię oblepiającą kości.
Im niżej, tym grunt okazywał się bardziej wilgotny. Natrafiliśmy na doskonale zachowany
hełm żelazny z brązowymi okuciami. Na hełmie tkwiły rogi wielkiego tura. W błotnistej,
czarnej mazi dwa metry od powierzchni ziemi, leżał ciężki miecz. Był długi, żelazny,
obosieczny, z ostrzem szerokim na trzy palce. Wilgoć pokryła go rdzą.
W południe odkryliśmy cały szkielet. Ten człowiek wpadł w bagno i zatonął. Ręce miał
odrzucone na boki, jedną nogę wyprostowaną, a drugą zgiętą w kolanie, jakby próbował
wydostać się z gęstej, chwytliwej topieli, która go otoczyła, wchłonęła i udusiła. Zapewne
przez krótki czas na powierzchni bagna utrzymywała go tarcza. Była podłużna, drewniana,
obciągnięta skórą. W kleistej topieli dotrwało do naszych czasów drewno i skóra oraz koliste
żelazne umbo48.
Rozpadła się szata, która odziewała wojownika. Przy ramieniu znalezliśmy tylko złotą
fibulÄ™.
Nigdy nie widziałem czegoś równie pięknego. Wyglądała jak krzyż; archeologowie
nazywają ten rodzaj fibulą trójpalczastą . Na płaskiej złotej blaszce misternie przylutowano
złote kuleczki i nasadzono ornament o kształcie fantastycznej rośliny. W złotych ramkach
osadzono półkoliście kamienie półszlachetne, fioletowe almandyny...
Aż dech zapierał widok tylu trofeów: hełm z rogami tura, tarcza, miecz, dwie złote fibule.
Wojownik zaginiony w bagnie miał na sobie skórzany pas zostały z niego brązowe okucia i
klamra ze zgrubiałym kabłąkiem.
Ale nie wolno nam było dzielić z nikim zachwytu, jeśli nie chcieliśmy ściągnąć sobie na
głowę setek ciekawych, gotowych podjąć poszukiwania na własną rękę. Postanowiliśmy
kopać do wieczora, lecz Andrzej kazał przerwać robotę o zwykłej porze. Nawet nasi robotnicy
nie mieli prawa wiedzieć, jak cenne przedmioty znalazły się w naszych rękach. Z obojętnymi
minami odłożyliśmy je do kopert, a większe do dużej skrzyni. Paweł i Roman przynieśli z
obozu mały namiot i rozstawili go przy otwartym wykopie koło rzeczki. Zaciągnęliśmy warty.
Któż mógł bowiem zaręczyć, że jakiś bezcenny złoty przedmiot nie znajduje się tuż pod
powierzchnią ziemi i wystarczy że ktoś niepowołany ruszy tu i ówdzie szpadlem, a wpadnie
mu w ręce to, co powinno być naszym udziałem?
O kilka kroków od miejsca, gdzie odkopaliśmy szkielet gockiego wojownika, Alfred z
Doliny napotkał złote naczynia skarbu Atanaryka . Nie można było nie wiązać z sobą tych
dwóch faktów. Nie ulegało wątpliwości, że to ów wojownik niósł z sobą skarb. Wpadając w
bagno upuścił go, aby ratować życie. Lecz niewiele mu to pomogło. Porzuciwszy ciężar, sam
także zapadł się w topiel. Jakże się to stało, że część skarbu Atanaryka zakopana została
daleko stąd, aż gdzieś koło Pietroasa, a druga spoczęła w bagnie na Pomorzu Wschodnim?
Czekaliśmy następnego dnia. Być może, dalsze poszukiwania dopomogą nam rozwikłać
zagadkÄ™.
Tymczasem zerwał się silny, porywisty wiatr, zrobiło się chłodno. Woda na jeziorze
wzburzyła się, krótkie fale kąsały brzegi. Na północnych granicach nieba jakby powiedział
gocki bajarz zerwał się do lotu olbrzymi Hraswelgur, czyli Zcierwojad, i swymi orlimi
skrzydłami pędził ku nam zimny wiatr. Schroniłem się w przytulne wnętrze namiotu, aby w
miłej drzemce przeczekać godzinę, w której zjedzie za horyzont wóz Dnia, a przyjedzie Noc,
córka olbrzyma Niorfe.
Wieczorem obóz opustoszał. Dziewczęta i doktor Strom poszli do Gąsior na pocztę.
Paweł i Roman wartowali koło zagrody Rzyndowej. Mój namiot odwiedził reporter z
Warszawy. Nasze przygody wydały mu się tak interesujące, że postanowił przedłużyć swój
48 Umbo (łac.) okrągła lub stożkowata wypukłość na środku tarczy, mogąca służyć do zadawania ciosów.
pobyt na wykopaliskach. A że był człowiekiem raczej ostrożnym, na wszelki wypadek
przeniósł się z mojego namiotu do Andrzeja. Wróciłem więc na swoje stare pielesze. Reporter
ów pracował w tygodniku literackim. Ja byłem dziennikarzem codziennej gazety.
Tygodnikom zazdrościliśmy zawsze dużej ilości czasu na opracowanie tematu. Z zazdrości
rodzi się i niechęć.
Nie rozumiem, dlaczego pozwolił pan na wyjazd Chudego Genka. A jeśli to on ukradł
złotą wazę?
Popatrzyłem na niego z odrobiną politowania. Oto jeszcze jedna ofiara przekonania, że
każdy reporter może odegrać rolę detektywa.
%7łeby kogoś oskarżyć, na ogół trzeba mieć dowody.
Poszedł sobie. Ale za pół godziny powrócił.
A ten Strom? Co to za jeden? Legitymowaliście go? A może to jakiś szpicel?
Reporter palił fajkę, miał pucułowatą twarz i malutkie, wilgotne usta.
Powiem panu prawdę, redaktorze rzekłem tu w obozie prawie każdy jest podejrzany.
Ja, pan...
Ja???
A tak. Zamiast przyswoić sobie historię Gotów, podejrzanie snuje się pan po naszym
obozie. CoÅ› w tym jest. Ale co?
Muszę wykryć złodzieja. Ach, jaka by to była gratka dla pisma zaciął drobne usteczka.
Podsunę panu pewien trop. Czy zwrócił pan uwagę na tę malutką, bezludną wyspę?
Otóż krytycznej nocy, to znaczy wówczas, gdy okradzione Rzyndową, ktoś nocował na
wyspie. Wydaje mi się, że co noc ktoś przyjeżdża tam na łódce. Niestety, wyznam ze skruchą,
nie miałem odwagi, żeby w nocy zaczaić się na wyspie i czekać na przyjazd podejrzanego
osobnika.
Hm, to interesujÄ…ce! cmoknÄ…Å‚ ustnik fajki.
Odszedł. Ale wrócił po piętnastu minutach.
Czy będę mógł pożyczyć pański kajak?
Oczywiście. %7łyczę powodzenia.
Nastała ciemna, ponura noc. Dął silny wiatr, na cmentarzysku skrzypiał pokrzywiony pień
starej sosny. Zapaliłem w namiocie świece nakryty kocem czytałem Tacyta. Od czasu do
czasu świece przygasały, namiot przykucał pod silnym porywem wiatru.
O dziesiątej zaskrobała do mnie Krystyna. Odsunąłem na bok stertę książek, żeby
mogła wygodnie usiąść.
Wysłałam list do rodziców, że jeszcze tu pozostanę przynajmniej tydzień. Ale w
powrotnej drodze rozmyśliłam się. Na poczcie kupiłam gazetę. Zapowiadają ochłodzenie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]