[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Julka wciąż jeszcze nie mogła odzyskać równowagi.
Opuścił ją
lęk, ustępując miejsca głębokiej odrazie. Dziewczyna
zaczynała poj-
mować prawdę, lecz nie chciała w nią uwierzyć. Popatrzyła na
wpół
przytomna na kopertę, którą wciąż jeszcze trzymała pani
Wohlge-
muth. Na kopercie był jakiś napis, lecz litery skakały jej przed
oczami, nie mogła czytać. Wreszcie zebrała siły i przeczytała
machi-
nalnie, nie rozumiejÄ…c sensu:
- Dla mojej wnuczki, Ulryki-Julii-Zofii, hrabianki von
Ravenau.
Musiała kilka razy odczytywać to zdanie, zanim ogarnęła
myślą
jego sens.
- Jaśnie panienko! - zawołała pani Wohlgemuth.
Dziewczyna zdawała się nie słyszeć.
- Jaśnie panienko... Dokumenty... Czy to są te dokumenty,
co
wtedy zginęły? - spytała gospodyni półgłosem.
Julka wyrwała się wreszcie ze swego odrętwienia. Szybko
wzięła
kopertę i ukryła ją starannie w torebce.
- Nie wiem... W każdym razie sprawdzę to - odparła
bezdzwiÄ™-
cznie.
Krew pulsowała silnie w skroniach. Słyszała głośne bicie
własne-
go serca. Nigdy jeszcze nie czuła się tak nieszczęśliwa, tak
bezradna
jak w tej chwili. Chciała natychmiast udać się do swego
pokoju,
aby w samotności i ciszy zbadać zawartość koperty, lecz nogi
uginały
się pod nią, odmawiając posłuszeństwa. Postąpiła kilka
kroków na-
przód, potem jednak odwróciła się i spytała cicho:
- Gdzie jest moja matka?
- Pojechała do Schenrode.
- Sama?
- Nie, pan von Sonsfeld towarzyszył jaśnie pani.
- Ach, tak...
Julka odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że matka i narzeczony
nie
149
powrócą tak prędko. Raz jeszcze zawróciła z drogi i podeszła
do
pani Wohlgemuth.
- Czy mogę całkowicie polegać na pani? - spytała.
- Niech mi jaśnie panienka zupełnie zaufa. Nie zawiodę jej
z
pewnością. Jaśnie panienka jest zawsze dla mnie taka dobra,
taka
wyrozumiała... Oddałabym życie za jaśnie panienkę...
- Dziękuję pani... Wiem, że mam w pani oddaną
przyjaciółkę...
Mam do pani prośbę...
- Słucham, jaśnie panienko.
Julka uścisnęła rękę gospodyni.
- A więc, niech pani uważa! To - wskazała ręką na wyrwę
w
murze - trzeba natychmiast doprowadzić do porządku. W
przyszłości
trzeba będzie ścianę gruntownie naprawić, na razie chodzi o
to,
żeby zatrzeć ślady. Należy uprzątnąć gruz, pościerac
wszędzie biały
wapienny pył z obtłuczonego tynku... Niech pani każe wbić w
ścianę
nowy mocny hak i powiesić portret nieco wyżej, aby miał
oparcie,
a jednocześnie zakrywał powstałe uszkodzenie. Niech pani się
poÅ›-
pieszy... Najlepiej zaraz zawołać jakiegoś rzemieślnika...
Niech pani
dopilnuje, żeby to było zrobione natychmiast. Zależy mi na
tym,
żeby moja matka nie widziała tego... Proszę więc postarać się,
by
szkoda została tymczasowo naprawiona przed jej powrotem.
Zlady
wypadku muszą być zatarte.
- Tak, jaśnie panienko!
- Czy pani mnie dokładnie zrozumiała?
- Ależ tak, jaśnie panienko! Zaraz się wszystko zrobi...
- Niech się pani pośpieszy! Gdy szkoda zostanie
naprawiona,
proszę mnie zaraz zawiadomić.
- Dobrze, jaśnie panienko!
Pani Wohlgemuth wybiegła z galerii, tocząc się ze schodów
jak
kula. Przywołała natychmiast służącego, któremu wydała
odpowie-
dnie polecenie. Julka tymczasem wolnym krokiem, słaniając
siÄ™ na
nogach, podążyła do swego pokoju, gdzie zamknęła się na
klucz.
Przecięła kopertę i przejrzała pobieżnie zawarte w niej
papiery,
aby sprawdzić, czy są to w rzeczywistości dokumenty, które
znikły
ze skrytki w biurku. Przekonawszy się, że tak jest w istocie,
schowała a
je do szuflady w biureczku, które zamknęła na klucz.
150
Nie czuła się w tej chwili na siłach, żeby przeczytać
dokładnie
papiery. Doznawała wrażenia, jakby spadł na nią grom z
nieba.
Była zmęczona fizycznie i moralnie. Wstrząsnęła nią do głębi
uzys-
kana pewność, że matka, jej matka w przebraniu upiora
ukradła z
biurka owe papiery. Wprawdzie od pewnego czasu budziły się
w
jej duszy podejrzenia, lecz chwilami uważała je za
nieuzasadnione.
Czyniła sobie nawet gorzkie wyrzuty, że może posądzać
matkÄ™ o
podobny czyn. Teraz, niestety, pierzchły ostatnie wątpliwości.
Julka
poznała prawdę, przestała się łudzić! Wielki Boże! Więc taka
była
jej matka?
Julka po raz pierwszy rzuciła wzrokiem w ciemną otchłań
ludzkiej
duszy. To, co odkryła, napełniało ją przerażeniem i głęboką
odrazÄ….
Nie mogła wciąż jeszcze odzyskać równowagi, miała
wrażenie, że
piersi jej przygniata okropny ciężar. Blada, znękana, podeszła
do
okna i wyjrzała na dziedziniec zamkowy.
Przez długą chwilę stała tak w odrętwieniu, nieruchoma,
niemal
bezwładna. Potem usłyszała z daleka jakieś szmery i stukanie
mło-
tka. Do uszu jej dobiegły głosy, przesuwanie sprzętów,
równomierne
pukanie, kroki... Ocknęła się z bolesnej zadumy.
- To pewno rzemieślnicy naprawiają ścianę - przemknęło
jej w
głowie.
Nie myliła się. Rzemieślnicy pracowali gorliwie w galerii.
Zabi-
jano otwór w ścianie, uprzątano gruz i pył. Nad stukaniem
młotków
górował głos pani Wohlgemuth, która energicznie wydawała
polece-
nia. Staruszka czuwała, aby wszelkie ślady wypadku zostały
zupełnie
zatarte.
Po upływie pół godziny, gospodyni zapukała do pokoju
Julki.
Dziewczyna otworzyła drzwi i wpuściła staruszkę.
- No i co? - spytała.
- Gotowe, jaśnie panienko! - oznajmiła z triumfem pani
Wohlgemuth. - Nic nie znać. Portret wisi na ścianie, podłoga
zamie-
ciona i wytarta... Nikt nie spostrzeże, że się coś stało...
- Dziękuję pani! Zaraz pójdę do galerii...
Wolnym krokiem podążyła na miejsce wypadku, żeby się
przeko-
nać o prawdzie słów gospodyni. Stwierdziła, że nie widać
wcale
uszkodzenia muru. Portret Katarzyny-Szarloty zakrywał
całkowicie
151
pękniętą ścianę. Obraz wisiał teraz cokolwiek wyżej, lecz na
pierw-
szy rzut oka nie było to widoczne. Julka odetchnęła z
ogromnÄ… ulgÄ….
- Doskonale! Raz jeszcze bardzo dziękuję, droga pani
Wohlge-
muth! Gdy moja matka i narzeczony powrócą do domu, powie
im
pani, że się położyłam. Niech pani ich w moim imieniu
przeprosi i
wytłumaczy, że jestem niezdrowa, mam silny ból głowy i chcę
wy-
począć... Najlepiej powiedzieć, że leżę w łóżku...
- Dobrze, jaśnie panienko! Czy mogę przysłać jaśnie
panience
na górę herbatę i jakąś przekąskę?
- Nie... Najwyżej szklankę herbaty...
- Jaśnie panienka powinna coś zjeść... Jaśnie panienka
wyglÄ…da
bardzo zle... - szepnęła gospodyni.
Na twarzy jej malowało się tak szczere zmartwienie, tak
wielka
troska, że Julkę ogarnęło rozczulenie. Z wilgotnymi od łez
oczyma,
odparła:
- Dobrze, moja droga, poczciwa... Proszę mi przynieść
także
kilka grzanek...
I skinąwszy gospodyni głową, udała się do swoich
apartamentów.
Pani Wohlgemuth pośpieszyła do kuchni i przygotowała
tam dla
swojej panieneczki obfitą i smaczną kolację. Potem osobiście
zanio-
sła na górę apetyczny posiłek.
Julka podziękowała jej, a kiedy staruszka odeszła,
zamknęła się
znowu na klucz. Lękała się, że ktoś przeszkodzi jej w
samotności,
a za nic w świecie nie chciała zobaczyć się z matką. Znużona,
wy-
czerpana siedziała w fotelu, patrząc tępym wzrokiem w jeden
punkt.
Nie skosztowała nawet smakołyków, które przygotowała dla
niej
poczciwa pani Wohlgemuth.
Ogarnął ją rozpaczliwy nastrój, była w okropnej duchowej
roz-
terce ze sobą. Nie mogła zdobyć się na to, by przeczytać już
dziÅ›
pozostawione przez dziadka dokumenty. Lękała się okrutnie
nagiej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]