[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jednej nocy, więc ogólnie to, na co patrzył teraz, nie było niczym nadzwyczajnym.
Jedne i drugie stawały się czasem białe, ale tylko za sprawą śniegu. Małe trawiaste
dolinki bywały srebrne, ale tylko mocno oszronione. Nigdy natomiast nie widział
ani nie słyszał o dolinie zmieniającej się w złoto! To był cud! I wszystko to dla
niego!
 Dziękuję!  wykrzyczał, patrząc w niebo i śmiejąc się.
W odpowiedzi kolejna bryłka z głośnym  łup. . . szuussst spadła z góry
wprost na jego namiot. Kiedy bryłka zsunęła się po dachu namiotu, otrząsnęła
i z piskiem ulgi rzuciła do ucieczki, na twarzy Poszukiwacza pojawił się wyraz
dezorientacji przechodzącej w zakłopotanie.
Nagle stał się podejrzliwy. W zamyśleniu zmarszczył gniewnie czoło, pod-
szedł do złota i podniósł jedną bryłkę. Momentalnie upuścił ją, upadł na kolana
i jął krzyczeć, ze złości waląc pięściami w kamienie.
Podczas wielu lat poszukiwań nigdy nie natknął się na takie złoto.
Wielu ludzi próbowało odnalezć złoto z wielu różnych powodów, ale ni-
gdy, powtarzał sobie, przenigdy nie słyszał o kimś wyrażającym zainteresowanie
kruszcem ze względu na jego ciepełko.
Albo futerko.
37
* * *
Spakowanie dobytku nie zajęło mu wiele czasu. Upchnął szmatławy namiot
do równie szmatławego plecaka i przeklinając po raz piętnasty, wyruszył w dół.
Byle dalej od gór. Idąc, zrzędził pod nosem. Rozważał niesprawiedliwość całej
sytuacji, był wściekły na wszystko, wszystko! Kopnął średniej wielkości kamień,
uprzednio nabrawszy doń niechęci tylko dlatego, że znalazł się na jego drodze. Pa-
trzył, jak przelatuje łukiem nad małym wąwozem i trafia w niewielkie osypisko,
wznosząc chmurę kurzu i powodując małą lawinę. Poszukiwacz, którego słownik
przekleństw obejmował już kilkaset pozycji, kopnął następny kamień. Obserwo-
wał go, myśląc o lemingach.
 Dobrze im tak!  krzyczał w przestrzeń.  Nienawidzę tych małych,
wstrętnych stworzeń! Tak skakać z klifu wprost na mnie! Nienawidzę ich, niena-
widzÄ™!
Większość życia spędził w Talpach, poszukując złota. Zaczął już niemal po-
strzegać góry jako przyjaciół, ale teraz kiedy zrzuciły na niego setki nieperspek-
tywicznych finansowo gryzoni. . . ! Tego już za wiele. Nastąpił koniec pięknej,
aczkolwiek jednostronnej przyjazni.
Przybył tu tylko po to, by znalezć złoto i wzbogacić się.
W geście rozpaczy machnął ręką na cały łańcuch górski, zwiększył zasób
przekleństw do tysięcy, odwrócił się i ponuro powlókł w dół.
W złości kopnął kolejny kamień i krzyknął. Przeklinając, spojrzał na swój but
 czerwony, rwący bólem paluch wyzierał ku niemu z dziury na czubku.
Powoli zaczął nabierać przekonania, że to  jeden z tych poranków . W gruncie
rzeczy, kiedy się nad tym zastanowił,  jeden z tych poranków w porównaniu
z obecną sytuacją przypominałby święto państwowe.
 I nawet nie wyprawiają porządnie skór zwierzęcych! Ja bym to lepiej robił!
Przeklął po raz kolejny i pokuśtykał w dalszą drogę, mamrocząc.
Nagle stanął jak wryty. Jego oczy zaszły mgłą, przypominając apatyczne żół-
wie pływające za zielonym szkłem. Ręka drgnęła. W głowie Poszukiwacza działo
się coś dziwnego. Jego procesy myślowe zmieniały bieg, jak gdyby złowrogi cho-
chlik wpadł do centrali telefonicznej i garściami wyrywał kolorowe kable, żeby
powtykać je losowo do niewłaściwych gniazdek. Zaiskrzyło. Część bezpieczni-
ków spaliła się, inne zachwiały na krawędzi zwarcia. Chochlik piszczał przerazli-
wie, na chybił trafił krzyżując tuziny kabli w radosnym uniesieniu.
Błysnęła oślepiająca białoniebieska błyskawica, huknął neuronowy grzmot
i rozszedł się lekki zapach ozonu. Chochlik przepiął o jeden kabel za dużo, poja-
wiła się zupełnie nowa sieć połączeń. Gdyby to była kreskówka, dwa poprzednie
38
akapity spokojnie można by zastąpić małym, nieudolnym rysuneczkiem żarówki
nonszalancko unoszącej się nad głową Poszukiwacza.
Uśmiechnął się i zawrócił do dolinki. Uśmiechał się uśmiechem człowieka,
który nagle wie, co robi.
Praktycznie przez całe życie pragnął być bogaty. Wiedział, że ludzie kupowali
złoto, tak więc posiadanie złota wzbogacało. Oczyma duszy dostrzegł niegdyś
drogowskaz, który przywiódł go w góry. Dewiza  Chcę być bogaty zmieniła się
w  Potrzebuję złota .
Ale to należało już do przeszłości.
Bieg jego myśli wyglądał mniej więcej tak: Przez stulecia ludzie robili płasz-
cze z koziej skóry, spodnie z krecich futerek, nawet torebki z węży. Ludzie lubią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl