[ Pobierz całość w formacie PDF ]

162
- Dawaj hełm! - krzyknął, przykładając miecz do szyi dziew-
czyny.
Verus z wściekłością chwycił krawędz hełmu i ku zdziwieniu
wszystkich rzucił go pod nogi Lucjusa.
- Masz! - krzyknÄ…Å‚.
Lucjus podniósł barbutę z wyrazem triumfu na twarzy. Nie
triumfował długo. Pięść Gandisa wylądowała na skroni wojowni-
ka, pozbawiając go przytomności.
- Już dawno powinienem to zrobić - mruknął nauczyciel; tym
razem zrezygnował z pokojowych rozwiązań.
Sobrinus zdjął pas i skrępował Lucjusa. Nie było to konieczne.
Verena oceniła, że nieprędko się obudzi. Gandis miał ciężką rękę i
precyzyjnie wymierzał ciosy.
- Nie rozumiem... - Verus westchnął. Jego młoda twarz, do
tej pory niewidoczna, była bardzo blada. Nie wiedziałem, czy
dlatego, że tak długo nie widziała słońca, czy wskutek niedawnych
wydarzeń.
- Jest twój. - Wręczyłem hełm wojownikowi. - Teraz już
wiesz, jak działa. Udało ci się wyciszyć myśli i emocje i po prostu
go zdjÄ…Å‚eÅ›.
- I co teraz?
- Nie wiem. - Wzruszyłem ramionami. - Ja swoją część
umowy wypełniłem.
- Chwileczkę - wtrąciła Shaez. - Chyba należy nam się do-
kładniejsze wyjaśnienie? Co właściwie jest w tej księdze?
Byłem zmęczony i najchętniej wróciłbym do wieży na spoczy-
nek, ale jak to się mówi: klient płaci, klient wymaga.
- Nie bardzo wiem, od czego zacząć. Ale na początek: co
wiecie o tytanach?
163
- Tytani? - zdziwiła się Shaez. - Chodzi o mityczne olbrzymy
z legend koryntyjskich?
- Cóż, chyba będę musiał to wyjaśnić. Tytani to nie olbrzymy
z legend, tylko pradawna rasa zamieszkująca nasz świat na długo
przed pojawieniem siÄ™ ludzi. Podobno byli tu pierwsi, jeszcze
przed smokami i elfami. Nazywano ich dziećmi Uranosa i Gai,
gdyż narodzili się z połączenia nieba i ziemi. Nie bardzo wiem, co
to znaczy - w zakłopotaniu pogładziłem bródkę - ale wiem, że żyli
naprawdÄ™.
- Nie ma na to dowodów - stwierdził sceptycznie Gandis. -
Nikt nigdy tytana nie widział.
- Tu akurat bym się spierał. W księdze jest opis wyprawy
Ksandra na wschód, do dalekich krain, gdzie góry są tak wysokie,
że niemal sięgają nieba. Podczas walk z tubylcami jeden z ludzi
Ksandra, zwany Argeosem, dostał się do niewoli. Udało mu się
zbiec. Uciekł w góry i tam właśnie, po wielu dniach wędrówki,
dotarł do tajemniczej doliny. Ludzie, którzy w niej żyli, to podob-
no potomkowie wielkiego maga, przybyłego tam wieki temu.
Zwiątynia ku czci przybysza była najwyższym budynkiem, jaki
Argeos kiedykolwiek widział. O dziwo, napisy na jej ścianach
okazały się dziwnie znajome i podobne do języka starokoryntyj-
skiego. Właśnie z nich poznał imię tajemniczego przybysza. Imię
to brzmiało Hyperion.
- Brzmi znajomo - wtrącił Sobrinus.
- Pewnie, że znajomo. Cała religia Averynu jest dokładną ko-
pią wierzeń Koryntyjczyków. Według naszych kapłanów to są ci
sami bogowie, tylko nadali im inne imiona. Niektórych imion
nawet nie chciało im się zmieniać i bezczelnie je wykorzystali.
- Nie dziwię się, że kapłani tak cię nie lubią. - Sobrinus się
uśmiechnął. - A co z tym Hyperionem?
164
- Hyperion to jeden z najstarszych tytanów, syn Uranosa i
Gai - wyjaśnił Gandis. - Kapłani uważają go za pierwszego boga
słońca, który stracił władzę na rzecz syna. Według mitu był ojcem
Heliosa, Selene i Eos... Wiesz, jakoś trudno mi to sobie wyobrazić
- dodał ironicznie. - Ojciec słońca, księżyca i jutrzenki? Brzmi
trochÄ™ fantastycznie, nie sÄ…dzisz?
- No dobrze, ta część mitu może nie jest do końca prawdziwa
- odparłem. - Ale jest też inna opowieść, ukazująca Hyperiona
jako strażnika wschodniego filaru ziemi.
- Tak, to brzmi bardziej prawdopodobnie - zadrwił Gandis. -
Filary podtrzymują niebo. W świecie, który jest kulą krążącą w
przestrzeni.
- Cóż, w każdym micie jest ziarno prawdy. Może Hyperion
pilnował czegoś innego... Faktem jest, że tytan dotarł na wschód. I
według legendy Argeos zastał go w całkiem niezłej formie.
- Spotkał go? - Shaez nie mogła ukryć zdziwienia. Chyba ja-
ko jedyna z obecnych wierzyła bez zastrzeżeń w moją opowieść. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl