[ Pobierz całość w formacie PDF ]

moment.
Rosa spojrzała na nią uważnie.
- Nic innego nie robię, tylko się uśmiecham.
147
R S
- Tak, ale mam nadzieję, że teraz uśmiechniesz się szczerze.
Steve zobaczył Lissę zbliżającą się do jego straganu jakieś dziesięć
minut przed piątą. Kolejka kandydatek na Kopciuszka zmniejszyła się
znacząco. Zostało ich już tylko kilka. Wszystkie już wcześniej mierzyły
buty. Na jedną z nich nawet pasowała któraś para, więc jej nazwisko
wisiało wypisane na tablicy. Odebrały też należne im pocałunki i stały przy
straganie, gawędząc z czarującym księciem.
Lissa maszerowała w ich stronę w towarzystwie kobziarza i dobosza.
Piskliwe dzwięki kobzy i dudnienie bębna ściągnęły pod stragan Steve'a
tłum gapiów z całego parku.
- Wasza książęca mość - powiedział Steve, uchylając przed nią
korony i kłaniając się nisko, jak zresztą robił w przypadku każdej swojej
klientki. - Czy chce pani zmierzyć pantofelek?
- Tak - odpowiedziała tonem mrożącym krew w żyłach i spojrzała na
niego z pogardą. Nie przyszła do niego prosić o przebaczenie, to było
widać na pierwszy rzut oka. Ani żeby go przeprosić za brak zaufania, jaki
mu okazała. Miał ochotę powiedzieć jej, żeby poszła do diabła, ale nie
mógł tego zrobić. To przecież była Lissa. Jego Lissa. Jeśli istniała choćby
najmniejsza szansa zakopania topora wojennego, musiał ją wykorzystać.
Posadził Lissę na tronie. Kobza ucichła, ale dobosz nadal walił w
bęben.
Lissa położyła pieniądze na ladzie.
- Dochodzi piąta. Przyszłam skorzystać z szansy, która mi
przysługuje.
Chciał jej powiedzieć, że jest jego księżniczką bez mierzenia butów.
Jednak powstrzymał go chłód pobrzmiewający w jej głosie. Pantofel
oczywiście nie pasował. Ani pierwszy, ani drugi. Steve dobrze wiedział, że
148
R S
trzeci, ten duży sandał, który zgubiła w jego pokoju, też nie będzie
pasował.
Lissa wstała.
- Ten dzień nie należy chyba do moich najszczęśliwszych, książę.
- Proszę poczekać - oświadczył. - Każdy bilet to trzy próby. Usiądz
proszę, moja pani, i spróbuj jeszcze raz. - Położył jej rękę na ramieniu i
wyszeptał do ucha: - Lissa, proszę cię.
- Nie - odparła, odsuwając się od niego.
Zanim Steve zdążył się zorientować, Lissa posadziła na tronie Rosę.
- Trzecią szansę oddaję mojej zaufanej damie dworu - oznajmiła
głośno. - Proszę, książę, włóż ostatni pantofel na jej stopę.
Wiedział, że sandał będzie pasował, jeszcze zanim uklęknął obok
tronu. Rosa wyciągnęła po chwili z torby drugi sandał do pary.
- Widzisz? Równie trudno znalezć w tłumie księżniczkę, jak księcia -
powiedziała Lissa.
Na jej sygnał do straganu zbliżyła się najdziwniejsza maszyna, jaką
Steve kiedykolwiek widział. Do dachu karoserii niedużego samochodu
przymocowano połowę wielkiej, pomarańczowej rybackiej boi. Pojazd
ciągnęło czterech mężczyzn w szarych frakach i mysich maskach na
twarzach.
Zanim Steve zdążył cokolwiek z siebie wykrztusić, Lissa już wzięła
sprawy w swoje ręce.
- No i co, czarujący książę, nie zamierzasz poprowadzić swojej
księżniczki na nasze małe podium i ogłosić całemu światu, że właśnie ją
znalazłeś?
Lissa podeszła do dziwacznego pojazdu, otworzyła drzwi, ukłoniła
się jak stangret i stanęła z boku.
149
R S
- Księżniczko Roso?
Rosa uśmiechnęła się złośliwie, usadowiła wygodnie w środku i
wysunęła dłoń w stronę Steve'a.
- Mój książę, pójdz do mnie.
Ktoś z tyłu kopnął go w jego książęcy tyłek odziany w pasiaste
spodenki. Steve wylądował w środku  karocy", dokładnie na kolanach
Rosy. Wokoło rozległ się gromki śmiech i zabrzmiały zachęcające okrzyki.
Czterech mężczyzn w mysich przebraniach ruszyło w stronę podium,
ciÄ…gnÄ…c za sobÄ… pojazd.
W którymś momencie Steve obejrzał się do tyłu i zobaczył kobietę,
której smoki chciał posiekać na drobne kawałki. Pchała pojazd. Jęknął
głośno.
- Gdzie, u licha, popełniłem błąd? - wymamrotał pod nosem.
- Tam, gdzie większość mężczyzn go popełnia - odezwała się Rosa. -
Okłamałeś kobietę, oszukałeś ją i zraniłeś tak głęboko, że teraz szczerze
ciÄ™ nienawidzi.
Steve milczał. Widział, że Rosa wszystko to mówi z głębi serca.
Kiedy dotarli do podwyższenia, miejscowy polityk właśnie wieszał
tablicę z nazwiskami wszystkich, którzy wygrali nagrody w czasie
festiwalu. Także tych ze straganu Steve'a. Brakowało ostatniego. Lissa
wzięła do ręki mikrofon.
- A teraz coś, na co wszyscy czekaliśmy. Czarujący książę znalazł
prawdziwą księżniczkę. Wiele kobiet przymierzyło dziś pantofel, ale
pasował tylko na tę jedną jedyną stopę. Książę, zapoznaj nas ze swoją
wybrankÄ….
Steve gapił się na Lissę osłupiały. Jak mógł się w coś takiego
zaplątać?
150
R S
- Dziękuję, pani Wilkins - powiedział, biorąc od niej mikrofon. -
Panie i panowie, chciałbym przedstawić moją księżniczkę. Rosa... Rosa... -
Jak ona ma, u diabła, na nazwisko? - Rosa, pani na Madrona Cove.
Podprowadził Rosę do przodu, uniósł jej rękę do ust i pocałował
koniuszki palców.
- Zgodnie z zapowiedzią ogłoszoną w imieniu księcia przez jego
heroldów - Lissa przejęła mikrofon - Rosa, pani na Madrona Cove,
poinformuje nas teraz, kogo wybrała na towarzysza namiętnych dwóch
tygodni, które spędzi w hotelu  Happy Valley" w Hot Springs. Pani? -
Podała jej mikrofon, a sama odsunęła się na bok.
Rosa popatrzyła na tłum zebrany wokół sceny, jakby szukała
odpowiedniego kandydata. Nie śpieszyła się. Rozległo się rytmiczne
dudnienie bębnów. Napięcie rosło. Stanęła na samym brzegu podium,
oparła ręce na kościstych biodrach i uważnie przyglądała się twarzom
widzów.
Steve chciał właśnie poprosić, żeby już skończyła ten cyrk, i wtedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl