[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ojcu. Istnieje sposób na wydostanie się z Vulcana. I w cholerę z Kompanią.
Jego syn i synowa zignorowali przekleństwo. Przytaknęli, kiwając dzieciom głowami. Dziadek ma
racjÄ™.
- I jak mówiłem cały czas, to właśnie Mig może wsadzić nasze kontrakty wprost w...
- Tato - ostrzegła synowa.
- Opowiedz nam o nim, dziadku - poprosiło dziecko. Opowiedz nam o Migu.
- No cóż, zacznę od tego, że jest dokładnie taki, jak my. Zwyczajny robol. I kiedyś udało mu się
wydostać z tej planety. Ale nigdy o nas nie zapomniał i...
- Nigdy nie myślałem, że będę mógł usłużyć Zbawicielowi powiedział Alex. Skłonił się uroczyście i
wręczył kufel Stenowi.
- Zamknij się - warknął Sten. Bet zachichotała.
- No cóż, Bet. To wspaniałe, że udało nam się wypełnić tę wielką dziurę w mitologii. Oto ja, służący
w ciemności, wołam do Trójcy, aby czuwała nad moim bezpieczeństwem.
- Trójcy? - spytała Bet.
- Tak. - Alex schylił się, podniósł szamocącego się Stena za biodra. Trzymał go nad głową... potem
posadził z powrotem na krześle. - In nomine Bobby'ego Burnsa, Johna Knoxa i mojego wielkiego
pana.
Po raz pierwszy Sten nie mógł znalezć przekleństwa dostatecznie ordynarnego, aby pasowało do
okazji.
Rozdział 33
- Błagam o wybaczenie, sir - powiedział Doradca - ale pan nie wie, jak jest teraz tam, na zewnątrz.
Kłamstwa. Plotki. Każdy Mig gotów podciąć panu gardło.
- Nonsens - stwierdził Baron. - To stan normalny dla Migów.
Doradca siedział w ogrodzie Thoresena, czekając ze strachem na to, co się stanie. Ale nie
spodziewał się takiego podejścia do sprawy. Tego, że będzie siedział sobie trzymając drinka w dłoni
rozmawiając z Baronem. To nie zdarzało się nigdy, jeśli Thoresen wzywał pracownika do siebie.
Zwłaszcza, gdy Doradca miał taką a nie inną opinię.
- Poprosiłem cię tutaj - powiedział Thoresen - z powodu twojej powszechnie znanej szczerości.
Doradca odetchnął. I rozpromienił się.
- I oczekuję - ciągnął dalej Thoresen - oczywiście, och, rzekomych... niedyskrecji z twojej strony.
Twarz Doradcy zachmurzyła się. Thoresen wcale go nie chciał uhonorować, to wszystko było
ukartowane.
- Dotarły do mnie pewne skargi na ciebie. Podobno nieco zbyt głęboko sięgasz w kredyty Migów.
- Ja nigdy... - zaczÄ…Å‚ Doradca.
Thoresen podniósł dłoń, uciszając go.
- Ależ tego właśnie od ciebie oczekujemy - powiedział. W taki właśnie sposób zawsze postępowano.
Doradcy mają trochę więcej za swoje lojalne wysiłki, bez wydatków ze strony Kompanii, a kontrakty
ulegają przedłużeniu bez kosztownej roboty księgowych.
Doradca odprężył się nieco. Opis Barona był dokładny. Nieformalny system, który sprawdzał się
przez wieki.
- Moim problemem - powiedział Doradca - są plotki. Przysięgam panu na swoje życie, że nigdy nie
wziąłem tyle, o ile mnie oskarżają.
I znowu Thoresen uciszył go gestem.
- Oczywiście, że nie. Jesteś jednym z moich najbardziej godnych zaufania, no, może raczej..,
dyskretnych pracowników.
- A więc dlaczego?
- Dlaczego cię wezwałem?
- Tak jest, sir.
Thoresen podniósł się i zaczął przechadzać.
- Tak naprawdę to wzywam kolejno wszystkich moich wyższych urzędników. Migowie znowu burzą
się i narzekają. To samo zdarzyło się za czasów mojego dziadka. I mojego ojca. Tym się nie martwię.
Przejmuję się tylko nadmiernymi reakcjami moich własnych ludzi.
Doradca pomyślał o paskudnych spojrzeniach, jakie zaobserwował ostatnio. To było coś więcej niż
tylko narzekanie. Zawahał się, czy nie wyjawić tego Thoresenowi. Ale potem zdecydował, że lepiej
siedzieć cicho.
- Tak jak już powiedziałem - kontynuował Thoresen - to po prostu cykliczne zjawisko. Zwyczajny
cykl. Ale trzeba sobie z nim radzić delikatnie.
- Tak jest, sir.
- Po pierwsze, należy pamiętać - mówił dalej Thoresen aby ich zbytnio nie przyciskać. Należy im
pozwolić na upuszczenie części pary. Ignorować to, co mówią. I znalezć przywódców. Zajmiemy się
nimi, gdy wszystko ucichnie. - Popatrzył na Doradcę. - Czy zostałem zrozumiany?
- Tak jest, sir.
- To dobrze. Mam zamiar osobiście sprawować nad tym nadzór.
- Tak jest, sir.
- Chcę, aby informacje o wszystkich incydentach, nie ma znaczenia, jak małych, trafiały w moje ręce.
- Tak jest, sir.
- %7ładna akcja, nie ma znaczenia jak mała, nie może zostać podjęta bez mojego zezwolenia.
- Tak jest, sir.
- A więc, wszystko już ustalone. A teraz, czy jest jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć?
Doradca zawahał się, a potem powiedział:
- No, tak. Te audycje w radiu dla Migów. Czy nie były nieco przesadzone?
- To doskonały przykład tego, o czym właśnie mówiłem. Nadmierna reakcja. Ludzie odpowiedzialni
za to, co prawda, wypierali siÄ™ podawania tych informacji, ale fakty pozostajÄ… faktami.
- Jeśli mogę zapytać, to co pan zrobił?
Thoresen uśmiechnął się.
- Zwolniłem ich. I nakazałem, aby wszystkie audycje przechodziły przez moje ręce.
Chwilę trwała niezręczna cisza, dopóki Doradca nie zorientował się, że to już koniec. Wstał, prawie
zgiął się wpół.
- Dziękuję za poświęcenie mi pańskiego cennego czasu, sir.
- Po to właśnie tu jestem - stwierdził uspokajająco Baron. - Aby słuchać moich ludzi.
Patrzył za wychodzącym Doradcą. Mierzył go wzrokiem. Paskudny człowiek, pomyślał, ale cenny.
Jeśli sprawy pójdą gorzej, zawsze można rzucić go Migom. Nie. Niekoniecznie. No i jeszcze nie
teraz. Po prostu nadmiernie rozdmuchano banalne incydenty. Nic siÄ™ nie dzieje.
Rozdział 34
Jak na osobę, która właśnie dokonała ważnego odkrycia, Ida wyglądała dość ponuro. Znalazła
Projekt Bravo. Stanowiło to paskudny problem nawet mimo pomocy Stena. Było gdzieś, rzecz jasna,
w okolicach Dzielnicy. Albo tego, co niegdyś nazywano Dzielnicą. Ale cały ten obszar stanowił
labirynt korytarzy, fabryk, domów. Oraz specjalnie skonstruowanych komputerowych pułapek,
opracowanych przez kogoś, kogo genialny umysł Ida doceniała coraz bardziej.
- Zrobiłam to w taki sposób - powiedziała grupie zgromadzonej dookoła jej terminala - że założyłam,
iż Projekt Bravo został oddzielony od reszty Vulcana.
- To oczywiste - stwierdził Sten. Ida popatrzyła na niego.
- To znaczy, że ludzie tam pracujący muszą być objęci szczególnie ścisłym nadzorem. Ale to
wyjątkowi ludzie. Nie więzniowie. A więc stwierdziłam, że musieli ich po prostu kupić. Najlepsze
jedzenie. Drinki. Seks. Wiadomo.
Doc uśmiechnął się paskudnym uśmiechem małego, pluszowego, złośliwego misia. Ida miała więcej
rozumu, niż mu się kiedykolwiek zdawało.
- Poszukałam luksusowych jadłodajni. I kto zamawia filmy dla intelektualistów i inne takie rzeczy.
- No i? - spytał Sten.
Ida nacisnęła kilka klawiszy. Na ekranie zakwitł trójwymiarowy model laboratorium Projektu Bravo.
Wszyscy przyglÄ…dali mu siÄ™ w skupieniu.
- Przewidywania - powiedział Jorgensen. - Bezpośredni szturm spowoduje niepotrzebne straty. Przy
użyciu konwencjonalnych środków taktycznych efekt misji wątpliwy.
Doc pokiwał głową. Jego wąsy zadrgały na znak zgody. Inni czekali na dalsze wnioski.
- W obecnie istniejących warunkach - powiedział - Jorgensen ma rację. Ale co się stanie, jeśli
przesuniemy to o stopień wyżej?
Jorgensen zaczął się zastanawiać.
- Czarne operacje... Wzrasta liczba danych... Cel Bravo... Tak... możliwości... ale zbyt liczne, aby je
zanalizować.
Przedyskutowali to.
- Głosuję za tym, abyśmy przeszli na następny poziom powiedział Sten.
- Dlaczego, do jasnej cholery, właśnie ja mam to mówić? szeptał Sten.
Doc usiłował nauczyć się szyderczego uśmiechu. Ale nie zdążył jeszcze uchwycić właściwego
wyrazu.
- Zwykły środek nacisku. Bardzo łatwo jest wpływać na was, ludzi.
- Jeśli to takie łatwe, to dlaczego ty nie wleziesz na skrzynki? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • tibiahacks.keep.pl