[ Pobierz całość w formacie PDF ]
riał prześwitywała biała bielizna. Poczynione przygotowania świadczyły, że Guy będzie
świadkiem prawdziwego przedstawienia. Poczuł się wyróżniony tym, że Amber dopuści-
ła go do swych tajemnic, do obszarów ściśle chronionej prywatności, lecz po chwili
ogarnął go niepokój. Co będzie, jeżeli znowu zawiedzie? Powie nie to, co trzeba, i urazi
jej uczucia?
Światło w salonie pozostało zgaszone, ciemność rozjaśniał jedynie blask księżyca
w pełni, odbijający się w wyłożonych lustrami ścianach. Przy trzeciej ścianie stał pusty
regał, pełniący rolę barre.
Amber włączyła muzykę i pokój wypełniły krystaliczne dźwięki Clair de Lune.
Guy wstrzymał oddech.
Amber stanęła pośrodku i wdzięcznym ruchem uniosła ramiona. Posławszy mu za-
gadkowe spojrzenie, rozpoczęła taniec. Wspięła się na palce, wyciągnęła dłonie do księ-
życa i zawirowała lekko jak ważka. Jej taniec roztaczał magię, przykuwał wzrok bez
reszty, każdy ruch był skończoną doskonałością. Guy patrzył na nią oczarowany.
Amber pochyliła się, wykonała kilka lekkich piruetów i sunęła wdzięcznie na pal-
cach. Jej skóra lśniła mlecznym blaskiem. Raz czy dwa posłała Guyowi jedno z tych ta-
jemniczych, przykuwających, jakże intymnych spojrzeń.
Serce biło mu mocno jak nastolatkowi podglądającemu nagą koleżankę w kąpieli.
Ledwie śmiał oddychać z obawy, że czar pryśnie. Nigdy w życiu nie spodziewałby się,
że balet klasyczny dostarczy mu takich wzruszeń. Klarowność i prostota ruchów Amber
sprawiały, że wzruszenie ściskało go za gardło. Kiedy wybrzmiały ostatnie nuty utworu,
Guy tkwił skamieniały na kanapie, z trudem tłumiąc łzy.
Amber spojrzała w jego stronę. Pierś falowała jej ze zmęczenia, a Guy poczuł, że
jego zachwyt ma podłoże zmysłowe, że podziwiał nie tylko sztukę, ale i piękną kobietę,
której tak silnie pożądał.
- Amber... - wychrypiał.
Głos mu się załamał, ona zaś skwitowała to lekko ironicznym uśmiechem i pode-
szła do gramofonu, aby wyłączyć muzykę.
- Wyszłoby lepiej, gdybym miała więcej miejsca - powiedziała z przepraszającym
wzruszeniem ramion.
- O, nie - zaprzeczył żarliwie, czując się jak niezgrabny brutal. - Było cudownie,
doskonale. - Dyszał ciężko jak kudłata bestia, niezdolny oderwać spojrzenia od jej roz-
płomienionych oczu. Odjęło mu mowę, nie wiedział, jak ją zapewnić, że taniec szalenie
mu się podobał.
- Amber, ja... naprawdę... - Porwał ją w objęcia, nic nie mógł na to poradzić.
Ryzykując, że dziewczyna go wyrzuci, ośmielił się ją pocałować. Dzięki bogom,
aniołom czy samemu diabłu oddała mu pocałunek i ufnie się do niego przytuliła. Poczuł
słodkawo-winny smak jej ust i natychmiast doznał potężnej erekcji.
Całowali się namiętnie, z ogromnym żarem, wpijając się nawzajem w swe wargi.
Miodny oddech Amber otumaniał zmysły, aż wreszcie ku bezmiernej uldze Guya ode-
rwała się od niego i pociągnęła go za sobą do sypialni. Rozpłomieniona tańcem, za-
mroczona pocałunkami i winem spojrzała na niego z ogniem w oczach. Guy błyskawicz-
nie zrzucił marynarkę i wyciągnął do niej ręce.
- Szaleję za tobą ... Czy jednak jesteś pewna, że właśnie tego chcesz? - spytał gło-
sem, z którego przebijało straszliwe pożądanie.
Amber zbliżyła się do niego i położyła mu rękę na sercu. Bez trudu wyczuła jego
bicie, równie mocne jak jej własne. Musiała mu powiedzieć, jak bardzo go pragnie, tu i
teraz, natychmiast.
Guy pocałował ją z żarem, przyciskając przy tym do ściany, nie dając możliwości
ucieczki. Jego ręce po omacku szukały zapięcia sukienki. Ocierał się o nią lubieżnie pod-
brzuszem. Czuła jego erekcję, co jeszcze mocniej ją podniecało. Pragnęła poczuć go w
sobie. Podniosła prawą nogę i otoczyła nią udo Guya, chcąc znaleźć się jak najbliżej źró-
dła rozkoszy. Chwiejąc się nieprzytomnie, bełkotała miłosne zaklęcia.
- Spokojnie - ostrzegł. - Nie tak szybko.
Sam nie słuchał bynajmniej swoich ostrzeżeń. Całował ją i pieścił gorączkowo,
podsycając miłosny zapał. Amber wiła się w jego ramionach, jęcząc o zmiłowanie i tuląc
się do niego jak tonąca. Płomień pożądania palił się w niej coraz jaskrawiej.
Guy odszukał wreszcie zapięcie sukienki i niezgrabnie rozsunął zamek, po czym
zdarł ją z niej, pokrywając nagie piersi, obojczyki i ramiona pocałunkami.
- Mógłbym cię zjeść - wyszeptał ledwo zrozumiale. - Jesteś taka piękna, ponętna...
niesamowita.
Sukienka i bielizna sfrunęły na podłogę. Amber nachyliła się, żeby zdjąć baletki.
- Nie, zostaw - poprosił Guy. - Chciałbym ci się dobrze przyjrzeć, moja baletnico.
Oddychając z trudem, powiódł czubkiem palca?! wzdłuż jej szyi, barku, ramienia
aż do biodra, jakby była posągiem wykonanym z rzadkiego i cennego materiału.
- Wiesz, nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś ujrzę cię nagą - powiedział nie-
oczekiwanie, posyłając jej mroczne wejrzenie.
Serce Amber zgubiło rytm. Jak miała rozumieć to zaskakujące stwierdzenie?
- Nie chciałeś tego? - spytała cichym głosem.
- Byłem głupi - odpowiedział dopiero po chwili. - Wydawało mi się, że straciłem u
ciebie wszelkie szanse.
Powaga w jego oczach świadczyła o tym, że nie miał zamiaru ironizować.
- No cóż... Wobec tego nie zapominajmy, że wiele się może zmienić.
Guy umilkł i popadł w ponury nastrój, którego przyczyn nie potrafiła rozszyfro-
wać. Zbliżyła się i delikatnie pocałowała go w szyję, jednocześnie rozpinając mu guziki
koszuli. Rozsunęła jej poły i wtuliła wargi w lekko słonawe, muskularne ciało mężczy-
zny, którego pragnęła. Objął ją i oddał pocałunek. Ładnie owłosiony tors rozkosznie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]