[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Co się stało, synku? - droczył się z nim starszy mężczyzna. -
Zaczyna się robić gorąco?
- Godny z ciebie przeciwnik.
- A co myślałeś? - odpowiedział Roger, ale było widać, że Grant
sprawił mu tą uwagą przyjemność.
Arianie podobało się, że Grant traktował jej sąsiada z szacunkiem
należnym inteligentnej osobie, a nie jak staruszka, któremu trzeba we
wszystkim pomóc. Pod koniec trzeciej partii wydawało się już, że wygra,
39
RS
lecz nagle Roger wydał z siebie okrzyk zwycięstwa i w jednym ruchu zbił
ostatnie cztery pionki.
- Wygrałem! Chyba jednak będziesz się musiał zająć tym pozwem!
Grant z niedowierzaniem wpatrywał się w szachownicę, ale podał
Rogerowi rękę.
- Umowa to umowa.
I nigdy się nie dowiedziała, czy naumyślnie pozwolił Rogerowi
wygrać.
Grant odprowadził starszego mężczyznę do drzwi jego mieszkania,
gawędząc dobrodusznie i nie wzbudzając tym samym czujności Rogera.
Ona tak nie potrafiła.
- Też już chyba pójdę - powiedział Grant, gdy wrócił z powrotem na
górę. - Musisz odpocząć. - Założył marynarkę.
- Dziękuję, że okazałeś Rogerowi tyle dobroci.
- On mnie ograł! Kto tu mówi o dobroci?
Zazwyczaj elegancki i pewny siebie Grant Lawson poza biurem
zachowywał się miło i serdecznie. Taki mężczyzna potrafiłby zawrócić w
głowie każdej kobiecie, ale ona nie mogła sobie na to w tej chwili
pozwolić.
- Chciałeś chyba o czymś ze mną porozmawiać?
- Ach tak, zupełnie o tym zapomniałem... zawiesił głos. Wziąwszy
głęboki oddech, kontynuował: - Odszukałem Benjy'ego. I muszę przyznać,
że nie ucieszyło go spotkanie ze mną.
- Typowe. Co powiedział?
Grant zacisnął pięści.
- Obawiam się, że będziemy zmuszeni stoczyć ostrą walkę.
40
RS
- Poradzimy sobie z tym?
- Oczywiście. Myślę, że bez problemu poradzę sobie z Benjym
Walburnem.
- To dobrze, co dalej?
- Ty troszcz się o siebie i bliznięta. Ja zajmę się tym bydlakiem. -
Podszedł do drzwi. - Co powiesz na lunch jutro?
Ariana pokręciła przecząco głową. Nie chciała, by się do siebie
zbytnio zbliżyli. Pod wpływem jego bliskości rodziły się w jej głowie
różne myśli... Myśli i uczucia, na które nie mogła sobie w tej chwili
pozwolić.
- Muszę przeprowadzić badania. Nie jestem pewna, o której skończę.
- Dobrze. W takim razie zobaczÄ™ ciÄ™ rano i potem o piÄ…tej.
- Ale Grant... - zaczęła. Nie pozwolił jej skończyć.
- Będę cię codziennie woził do pracy i z powrotem aż do porodu. -
Pogroził jej palcem. -I ani słowa sprzeciwu. Koniec dyskusji. Do
zobaczenia jutro o ósmej trzydzieści rano.
41
RS
ROZDZIAA CZWARTY
Tuż przed południem Ariana stała przed drzwiami mieszkania
Granta, zastanawiając się, czy słusznie postępuje. Chcąc mu zrobić
niespodziankę, naumyślnie nie zadzwoniła. Teraz obawiała się, że
przeszkodzi mu w sobotnich zajęciach. Kiedy Grant przyznał, że
zazwyczaj jada poza domem, zrobiło się jej go żal.
Trzymając w ręku wiklinowy kosz pełen jedzenia i kolorowych
kwiatów, zadzwoniła do drzwi. Chwilę pózniej omal nie wypuściła z rąk
kosza. Grant otworzył ubrany jedynie w białe spodnie od dresu.
Przełożony przez ramię ręcznik oraz wciąż mokra od wody klatka
piersiowa wskazywały na to, że przed chwilą wyszedł spod prysznica. O la
la! A ona uważała, że świetnie wygląda w garniturze... To było nic w
porównaniu z półnagim Grantem!
Przełknęła ślinę.
- Cześć, przeszkadzam?
Wyglądał na mile zaskoczonego. Natychmiast wziął z jej rąk ciężki
kosz.
- Ależ skąd. Właśnie wróciłem z siłowni i planowałem pójść coś
zjeść.
wiczył na siłowni. Nic dziwnego, że miał tak muskularną sylwetkę.
- Proszę, wejdz - Grant odsunął się na bok. - A to co? - spytał,
wskazujÄ…c na wiklinowy kosz.
- Prezent. Mała niespodzianka. Chciałam ci w jakiś sposób
podziękować za wszystko, co dla mnie robisz.
42
RS
- Ariana podążyła za nim do kuchni. Tak jak się spodziewała,
mieszkanie było nieskazitelne. Białe i sterylne. Bardziej przypominało
gabinet lekarski czy poczekalnię w eleganckim biurze niż dom. %7ładnych
książek, roślin czy drobiazgów. Ekspresu do kawy czy brudnych naczyń.
Nic, co zdradzałoby osobowość właściciela.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]