[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Kenzie nie usłyszała jej słów, bo mdłości i osłabienie
powróciły z jeszcze większą mocą. Przed oczami zatańczyły jej
wszystkie kolory tęczy, po czym zapadła całkowita ciemność.
110
RS
ROZDZIAA TRZYNASTY
Kenzie ocknęła się w stanie kompletnego oszołomienia. Nie
poznawała sypialni, w której leżała, i nie miała pojęcia, jak się w niej
znalazła.
Jednak rozglądając się dookoła, natychmiast rozpoznała
wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę, stojącego przed jednym
z szerokich okien z widokiem na Nowy Jork.
- Dominik?
Odwrócił się gwałtownie na dzwięk głosu Kenzie, po czym
zbliżył się i przysiadł na krawędzi łóżka.
- Nie, nie ruszaj się - polecił, gdy zaczęła się podciągać w górę. -
Lekarz będzie tu za kilka minut - dodał niecierpliwie.
- Ale...
- Proszę cię, Kenzie, nie ruszaj się. - Nachylił się nieco, chwycił
jÄ… delikatnie za ramiona i lekko popchnÄ…Å‚ z powrotem na poduszki. -
Na razie nie wiemy, co ci dolega, a zanim siÄ™ dowiemy, powinnaÅ›
leżeć spokojnie - wyjaśnił cichym głosem, instynktownie wyciągając
rękę, żeby odgarnąć z jej bladej twarzy pasmo ciemnych włosów.
Cofnął ją, zaciskając szczęki, gdy równie instynktownym ruchem
odsunęła głowę.
- Co się stało? - Oblizała wysuszone wargi.
111
RS
- Rozmawiałam z Caroline, gdy nagle... Gdzie ja właściwie
jestem? I jak się tu znalazłam? - Jej twarz wyrażała kompletne
pomieszanie.
- Zatrzymałem się w tym hotelu, więc przyniosłem cię do
mojego apartamentu - wyjaśnił, po czym wstał i wrócił pod okno. Nie
wiedział, co się dzieje z Kenzie, ale jego bliskość wyraznie jej nie
pomagała. - Dokładnie rzecz biorąc, na rękach.
- Przecież kiedy zemdlałam, byłam w damskiej łazience! -
zaprotestowała Kenzie, której pamięć stopniowo wracała.
- Postanowiłem jednak pójść tam za tobą -wyjaśnił ze
skruszonym uśmiechem. - Miałaś rację, że to wywoła sensację -
przyznał z ironią. - Chociaż prawdziwym powodem był chyba fakt, że
wyniosłem cię stamtąd nieprzytomną na rękach - dodał ponuro.
Kenzie przymknęła oczy, wyobrażając sobie całe zamieszanie.
To tyle, jeśli chodzi o spokojny przebieg wieczoru. Jerome dostał
pewnie apopleksji na widok Dominika z twarzÄ… Carlton Cosmetics w
ramionach!
- Czemu, na Boga, przyniosłeś mnie akurat do swojego
apartamentu? - spytała niecierpliwie, unosząc się na poduszkach.
- Powiedziałem ci, że masz się nie ruszać! - polecił surowo.
Spojrzała na niego z gniewnym błyskiem w zielonych oczach.
- Jestem pewna, że przyniesienie mnie tutaj uważałeś za
najlepsze wyjście, Dominiku, ale nie ulegaj złudzeniu, że możesz mi
cokolwiek nakazywać!
- Być może masz rację - przyznał z goryczą.
112
RS
- Definitywnie mam rację! - poprawiła go oschle. - A teraz
wybacz, mam pracÄ™...
- Nie wyjdziesz stąd, dopóki nie zbada cię lekarz - upierał się
Dominik.
- Nie potrzebuję lekarza - stwierdziła, opuszczając nogi z łóżka
na podłogę. - Po prostu... nie miałam dzisiaj czasu nic zjeść, to
wszystko.
- Oczekiwałaś na dzisiejsze spotkanie ze mną w takim napięciu,
że nie miałaś ochoty na jedzenie - rzucił Dominik, doskonale wiedząc,
jakie to uczucie - on sam nie mógł przełknąć ani kęsa. Właściwie w
ogóle nie pamiętał, kiedy ostatnio jadł porządny posiłek.
Kenzie zmierzyła go miażdżącym spojrzeniem.
- Nie pochlebiaj sobie - prychnęła. - Nie myślałam o tobie
ostatnio, więc trudno, żebym się przejmowała spotkaniem - wyjaśniła
ozięble.
- Nie? - zadrwił, pragnąc ukryć, że jej słowa go ubodły. On sam
myślał ostatnio wyłącznie o niej.
- Nie! potwierdziła stanowczo. - Jeśli zechciałbyś się teraz
odsunąć, to chętnie zeszłabym na dół, żeby naprawić szkody, jakie
uczyniłeś swoim heroizmem.
- Wolałabyś, żebym cię zostawił na tej przeklętej podłodze, tak?
- przerwał jej z gniewem.
- Pamiętam, że cię prosiłam, żebyś się trzymał ode mnie z
daleka! - warknęła. - Idz i poszukaj
113
RS
Caroline. Jestem pewna, że ją uszczęśliwisz swoim
towarzystwem!
- Caroline? - zdziwił się. - A co ona ma z tym wszystkim
wspólnego?
- Przyszedłeś z nią, zapomniałeś? - odparła z przekąsem Kenzie.
- To ona przyszła ze mną - wyjaśnił. - Zadzwoniła do mnie rano
i zapytała, czy może mi towarzyszyć.
- NaprawdÄ™?
- Tak, naprawdÄ™! - przytaknÄ…Å‚ ze zdenerwowaniem, przeczesujÄ…c
sobie gęste włosy.
- A ty się chętnie zgodziłeś! - stwierdziła oskarżycielskim
tonem.
- Nie, ja... - urwał niecierpliwie. - Co cię, do diabła, obchodzi, z
kim przyszedłem na przyjęcie?
Spotkanie i rozmowa z Dominikiem uświadomiły jej, że uczucie
do niego jest nadal żywe. Skryło się tylko w głębinach jej serca, gdzie
nie mogło jej dłużej ranić.
W ciągu ostatnich tygodni usiłowała pamiętać wyłącznie gniew i
rozczarowanie, jakie czuła, opuszczając Bedforth Manor, ale na widok
Dominika wkraczającego na przyjęcie w towarzystwie Caroline
Carlton, wszystko się zmieniło...
Była zazdrosna o tę kobietę przytuloną do jego ramienia!
Caroline Carlton, akurat ona.
Po wszystkim, co zaszło, po całym bólu, jaki sobie celowo
sprawiali, nadal kochała Dominika.
114
RS
Dlatego miało dla niej znaczenie, z kim przyszedł na przyjęcie.
- Nie obchodzi mnie - skłamała. - Po prostu sądziłam, że masz
lepszy gust, to wszystko.
- Nic mnie nie łączy ani nigdy nie łączyło z Caroline Carlton... -
zaczÄ…Å‚, wpatrujÄ…c siÄ™ w niÄ… intensywnie.
- Powiedziałam ci już, że mnie to nie interesuje!
- JakoÅ› nie jestem o tym przekonany!
- Nie interesuje mnie, czy jesteÅ›, czy nie!
- Urwała, słysząc pukanie do drzwi.
- To na pewno lekarz. Skoro przyszedł, pozwól mu się zbadać.
Dominik wyszedł z sypialni, żeby otworzyć drzwi apartamentu.
Kenzie była pewna, że lekarz potwierdzi, iż winę za omdlenie
ponosi napięcie i brak odpowiedniego posiłku, więc dziwiło ją,
dlaczego Dominik, który wszedł za nim do sypialni, ma tak ponurą
minę. Lekarz zaczął jej zadawać pytania.
- Czy mógłbyś wyjść do drugiego pokoju? - spytała chłodno,
gdy lekarz chciał ją zbadać dokładniej.
Nie miała pojęcia, co przeżył, gdy Caroline Carlton wybiegła z
damskiej łazienki, krzycząc, że Kenzie zemdlała.
Nie widziała też delikatności, z jaką wziął ją w ramiona i zaniósł
do windy, odsuwajÄ…c po drodze zaniepokojonego Jerome'a i warczÄ…c
polecenia oszołomionemu dyrektorowi hotelu, któremu kazał
niezwłocznie wezwać lekarza.
115
RS
Była tak niesamowicie blada, gdy niósł ją do apartamentu, jej
długie włosy zwisały z jego ramienia. Kenzie zdawała się nic nie
ważyć w jego ramionach.
Zatem nie miał ochoty wychodzić do drugiego pokoju, bo chciał
się dowiedzieć, co z nią, u diabła, jest!
- Nie szkodzi, mąż może zostać, pani Masters - oznajmił z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]